Parisoula Lampsos przez ponad 30 lat była na każde zawołanie irackiego dyktatora, teraz odkrywa kulisy jego rządów Saddam Husajn miał wiele domów. Jeden z nich, położony w pałacowej dzielnicy, był specjalnie do naszej dyspozycji. Saddam zaczął przysyłać dziewczynkom prezenty, o których zdobyciu zwykli Irakijczycy nie mogli nawet marzyć. Ubrania, smakołyki, kitkaty, zabawki, fantę. Nigdy nie prosiłam go o nic, przyjmowałam jednak jego podarunki. Z czasem majątek rodziny Husajnów powiększył się i prezenty, jakie Saddam mi dawał, były coraz bardziej wystawne. Drogie samochody, kosztowna biżuteria, eleganckie stroje i inne luksusowe przedmioty. (…) Saddam i ja często razem wychodziliśmy. Wiedzieli o tym wszyscy, ale nikt się z tym nie zdradzał. Tak było z wieloma kwestiami dotyczącymi Saddama. Wszyscy milczeli. Nikt nie śmiał powiedzieć czegokolwiek o prywatnym życiu Saddama, a to, jak długo moja pozycja w pałacu miała być silna, zależało od niego. Bycie kochanką budzącego postrach dyktatora nigdy nie przysparza honoru. Ani w oczach innych, ani we własnych. Nikt jednak tego nie komentował. Zdarzało się, że sama poruszałam ten temat w rozmowach z Saddamem: – Co się ze mną stanie? Czemu nie możesz zostawić mnie w spokoju? Mogłam go o to pytać w chwilach, kiedy był spokojny i widać było, że ma ochotę rozmawiać. Odpowiedź – jeżeli jakąkolwiek otrzymywałam – brzmiała zazwyczaj: – Jesteś kwiatem, który zerwałem. Należysz do mnie. Albo też: – Jesteś tu, shaqra, dlatego że nie potrafię bez ciebie żyć. Kiedy to się zmieni, już cię tu nie będzie. (…) W zależności od tego, ile Saddam miał czasu, widywaliśmy się częściej lub rzadziej. Czasami przy lunchu, czasami przy obiedzie. Czasem razem spędzaliśmy wieczór i noc, a kiedy indziej kilka dni z rzędu. Nigdy nie wiedziałam, kiedy się odezwie. Często dzwonił osobiście, ale czasami przysyłał po mnie ochroniarza. Najczęściej spotykaliśmy się w willi nad rzeką Tygrys, nazywaliśmy ją naszą willą. Nigdy nie odwiedzał mnie w domu. Ustaliliśmy to już na początku, choć nie oznaczało to bynajmniej, że okazywał mi w ten sposób szacunek. Szacunek to gruba, gęsto zapisana księga, której Saddam nigdy nie czytał. Jednak nawet w świecie, w którym kobiety z definicji mają niższą pozycję niż mężczyźni, mogą obowiązywać zasady uznające specjalne potrzeby kobiet. Ja potrzebowałam wielu szaf. Każdego dnia wielokrotnie się przebierałam i najwygodniej było mi trzymać w osobnych szafkach stroje na rano, do obiadu i na wieczór. Potrzebowałam też specjalnego miejsca na manicure, pedicure i tym podobne. Idealny wygląd był dla mnie ważny (…). Przede wszystkim potrzebowałam jednak miejsca, w którym ja i dziewczynki mogłybyśmy mieć spokój. Potrzebowałam przestrzeni na moje prywatne, osobiste życie. Powiedziałam to Saddamowi już na samym początku i zgodził się ze mną. Nie oznaczało to, że drzwi mojego domu były zamknięte dla członków rodziny Saddama, przeciwnie. Z czasem wizyty synów Saddama i innych mężczyzn z młodego pokolenia rodu Husajnów stały się częścią życia mojego i dzieci. Udaj i Kusaj mogli przyjść o każdej porze, w dzień lub w nocy, a potem oczywiście donosili ojcu. Mogli mu jednak opowiadać tylko o sprawach codziennych. Wiedziałam dobrze, że mój dom i własne zarobki wyznaczały ciasne ramy, w których zamykało się to, co mogłam nazwać wolnością. Wolność ta była poważnie ograniczona. Nie mogłam na przykład wysyłać pieniędzy za granicę. Saddam natychmiast by się o tym dowiedział i uznałby to za przygotowania do ucieczki. Nie wolno mi też było kontaktować się w jakikolwiek sposób z mężem mieszkającym w Bejrucie. To było wykluczone. Właściwie nikt nie zakazał mi tego wprost, nie tak się to odbywało. Po prostu byłam świadoma tego, że Saddam wie o wszystkim. Wszędzie pozakładane były podsłuchy. Nazywaliśmy je prysznicami, douches, bo sprawiały, że nasze słowa lały się strumieniami jak deszcz, wpadając do czujnych uszu służby bezpieczeństwa. Czasami, gdy ktoś do mnie przychodził, zamiast mówić, gestykulowaliśmy. Zdarzało się, że dzieci przekazywały mi niektóre ważne informacje, robiąc miny, nie chcąc, by je podsłuchano. Nie obruszało nas to jednak. To było normalne. Czy też raczej wszystko wówczas było nienormalne. (…) Z biegiem czasu wrodzona podejrzliwość Saddama zmieniała się w manię prześladowczą, coraz częściej więc przypominał mi: – Cokolwiek spróbujesz zrobić, shaqra, natychmiast
Tagi:
Parisoula Lampsos