Byłam z nią do końca – rozmowa z Małgorzatą Braunek

Byłam z nią do końca – rozmowa z Małgorzatą Braunek

Przychodzi śmierć, to umieram. Ha!Łatwo się mówi, prawda?Małgorzata Braunek – zagrała w ponad 20 filmach, m.in. w „Polowaniu na muchy”, w „Potopie” i w „Lalce”, a także w serialach „Dom nad rozlewiskiem”, „Miłość nad rozlewiskiem” i „Życie nad rozlewiskiem”. Występowała na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w latach 1971-1974. W latach 80. zerwała z aktorstwem. Powróciła do zawodu w roku 2001. W 2010 r. zagrała Elżbietę Vogler w spektaklu Krystiana Lupy „Persona. Ciało Simone” w warszawskim Teatrze Dramatycznym.Rozmawia Artur CieślarJak jest z odchodzeniem, z umieraniem?– Pokaż mi kogoś, kto przeżył śmierć. Niedawno miałam bardzo poważną rozmowę z kilkuletnią Noemi, córką mojej przyjaciółki, której tata zmarł na zawał podczas wieczornej kąpieli. Byłyśmy na spacerze i zobaczyłyśmy martwego ptaszka. Zatrzymałyśmy się, a Noemi zapytała: „Po co w ogóle jest śmierć?”. Nie odpowiedziałam od razu, ale poprosiłam, by przyjrzała się naturze wokół nas. „Co widzisz?”. „Jest lato, trawa, kwiaty, dojrzewają owoce, słońce świeci” – mówiła. „A teraz wyobraź sobie, że wszystko powstaje, rodzi się, ale nie znika, nie odchodzi. Dołączają do nas kolejni ludzie, zwierzęta, którzy także nie przemijają. Wszystko trwa wieczne, niezmienne, takie samo, nie rozwija się, ty także”. „Nie podoba mi się. Nie podoba mi się, nuda” – odparła. „Chybabyśmy się nie pomieścili, prawda? Musielibyśmy się przenieść na inną planetę – stwierdziła. – Trzeba zrobić miejsce dla tych, którzy urodzą się po mnie”. „Widzisz, jednak przemijanie i odchodzenie nie jest takie głupie”. „No nie, ale smutne” – dopowiedziała Noemi. Wszystko się toczy naturalnie. Tak jak pory roku.Kiedy pracowałam jako wolontariuszka w hospicjum, rozmawiałam z pielęgniarkami i innymi wolontariuszami. Wszyscy twierdzili jednym głosem, że dzieci odchodzą łagodniej, jakby były bardziej pogodzone. My, im dłużej żyjemy, tym bardziej się z życiem wiążemy.Kiedy odszedł tata, bardzo to przeżyłaś, bo byłaś młodą, niedojrzałą osobą. Kiedy zaś odchodziła mama, byłaś już ukształtowanym człowiekiem i, co więcej, nauczycielem buddyjskim.– Rzeczywiście tak było. Odchodzenie i śmierć mojej mamy były pięknym, głębokim doświadczeniem.BYLIŚMY ŚWIADKAMI PRZEMIANYCzy śmierć rodzica może być piękna?– Wyobraź sobie! Mama w długim procesie odchodzenia przeszła prawdziwą transformację. To, że mogłam być przy tym, to był dla mnie wielki dar. Na trzy miesiące przed jej śmiercią, po dramatycznej nocy, nieprawdopodobnej walce z lękiem, z własnymi demonami, byliśmy pewni, że oto nadszedł kres jej wędrówki. Jednak mama owej nocy przekroczyła siebie. Wyzwoliła się od kurczowego trzymania się swoich nawyków, opinii, od przywiązań, kontroli, uprzedzeń, poglądów, zasad, od ciągłego niezadowolenia, krytycyzmu, tego wszystkiego, czym obrasta nasze ego. Tak to rozumiem. Dzięki temu, że żyła jeszcze z nami przez trzy miesiące, mog-liśmy być świadkami jej przemiany.Co takiego mogło się zmienić w jej zachowaniu, skoro nie opuszczała łóżka?– Stała się osobą łagodną, delikatną i otwartą. Taką, jaką pewnie była całe życie, ale nie miała do tego dostępu na co dzień. Kiedy czasami widziałam jej wrażliwość i czułość, zawsze mnie to bardzo poruszało. I tak przez kolejne dni odpadały jej stare nawyki i potrzeby. Mama na przykład całe życie czytała codziennie rano fragment Biblii. Po owej nocy zapytałam, czy chce, bym jej poczytała. Na co odpowiedziała: „Jeśli ty chcesz, to tak, bo ja nie muszę”. Jeśli czegoś chciała, to bardziej dla mnie niż dla siebie. Zyskała spokój i pogodę ducha. Przedtem powtarzała, że chce już umrzeć, a odtąd mówiła, że będzie, jak będzie. Którejś nocy Andrzej (mąż Małgorzaty Braunek – przyp. red.) zapytał ją, czy boi się śmierci. Odparła, że nie. Czy się zastanawia, jak to będzie po tej drugiej stronie? Nie. A czy myśli, że będą na nią tam czekać? Wtedy uniosła głowę i zapytała: „A kto taki?”. Andrzej na to: „Najbliżsi, twoja mama, siostry, Władek” (mój tata). Mama na to: „A wiesz, że to byłoby bardzo miłe z ich strony”.W tym sensie odchodzenie mamy było dla Was wyzwalającym pro-cesem.– Jestem wdzięczna losowi, że mog-łam z nią być do końca, że mogłam widzieć, jak koło się zamyka; że mogę jej oddać to, co dla mnie robiła, i to dosłownie, zmieniając jej pieluchy, myjąc ją, karmiąc – stała się moim dzieckiem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 44/2012

Kategorie: Książki