Na co w Polsce naprawdę idą miliardy złotych unijnej pomocy Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka stał się dla mnie źródłem nieustającego natchnienia. Choć nie wszystkim się to podoba. – Nic pan nie osiągnie. To, co pan robi, jest nieodpowiedzialne. Przy odrobinie złej woli sam znalazłbym setki przykładów absurdalnych projektów finansowanych przez PARP – oświadczył mi pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Gdy mu wytknąłem, że w statystykach pod względem innowacyjności nasza gospodarka znajduje się na szarym końcu, razem z Rumunią i Bułgarią, a rząd beztrosko marnuje miliardy złotych unijnej pomocy na projekty w stylu „Zjedz24.pl interaktywnym medium dla rynku gastronomicznego” albo „Bryły z warstw tworzywa sztucznego z portretem Chopina i Jana Pawła”, nawet się nie obraził. – Politycy rozliczani są z alokacji środków, a nie z efektów – odparł. Święte słowa. Od dwóch dekad podstawą gospodarki III RP są węgiel, wieprzowina i służby specjalne. Komisja Europejska powinna zrozumieć, że nie zmienią tego nawet setki miliardów euro, które pod hasłem innowacyjności wpompuje w naszą zieloną wyspę. Bo tak jak Włosi i Grecy „przyswajamy” je po mistrzowsku. Oto pierwszy z brzegu przykład. Gdy latach 2009-2011 rozwiązał się worek ze środkami z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, polskie firmy przeznaczyły na innowacyjną działalność o 13% MNIEJ(!) pieniędzy niż w latach 2008-2010. Informację tę można znaleźć na 124. stronie pracy „Świt innowacyjnego społeczeństwa. Trendy na najbliższe lata”, którą z wielką pompą zaprezentowano 8 marca br. w Hotelu Mercure w Warszawie. Imprezę sfinansowała PARP, korzystając ze środków unijnych. Lecz cóż to znaczy wobec prawdziwych wyzwań, przed którymi stoją rodzimi przedsiębiorcy. Jak wspiera się rozwój polskiego biznesu? Mieć biuro przy ulicy Franciszka Nulla w Warszawie, to jakby na Downing Street w Londynie. W linii prostej jest stąd 80-100 m do Sejmu. W tym ekskluzywnym miejscu, na posesji pod numerem 2 znalazł siedzibę Europejski Instytut Poszanowania Energii Sp. z o.o., legitymujący się – według KRS – kapitałem założycielskim w wysokości 10 tys. zł, który uiściła pani Dorota Wioletta Gruszewska. W zeszłym roku instytut zawarł – w ramach POIG – umowę z Ministerstwem Gospodarki na realizację projektu „Europejski Instytut Poszanowania Energii Wsparciem Rozwoju Polskiego Biznesu”. Wysokość wsparcia – w tym unijnego – ustalono na 20 036 900 zł. Ze strony internetowej www.eipe.pl dowiedziałem się, że jest on jednostką naukowo-badawczą, która „zajmuje się kompleksową analizą i wdrożeniami związanymi z wykorzystaniem odpadów tworzyw sztucznych jako źródeł odnawialnej energii w oparciu o technologię katalitycznej depolimeryzacji poliolefin”. Jak każda szanująca się tego typu placówka, EIPE ma własny instytut badawczo-rozwojowy w „jednym z najpiękniejszych i najczystszych miast Zielonych Płuc Polski” – Iławie, przy ulicy Produkcyjnej 12. Gdy 19 lipca br. zadzwoniłem do instytutu i poprosiłem panią z recepcji o połączenie, ta grzecznie oświadczyła, że nie może tego uczynić, ponieważ… EIPE nie ma telefonu. Uzyskałem za to adres e-mail, na który niezwłocznie wysłałem kilka pytań dotyczących projektu realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Po kilku godzinach skontaktował się ze mną prezes spółki Sławomir Gowin i uprzejmie zaprosił na spotkanie. Wysłałem też pytania dotyczące umowy z instytutem na adres pani Wiolety Witczak z Departamentu Komunikacji Społecznej Ministerstwa Gospodarki oraz władz miasta Iławy. Burmistrz dr Włodzimierz Ptasznik dość szybko udzielił wyczerpujących odpowiedzi, resort gospodarki uznał natomiast, że nie musi się trudzić, gdy za oknami mamy piękne lato. Fakty są takie. Nieruchomość w Iławie przy ulicy Produkcyjnej 12 jest już własnością EIPE, lecz w ocenie władz lokalnych „trudno mówić o prowadzeniu tam jakiejkolwiek działalności”. Chyba że za taką uznamy umieszczenie tablicy informacyjnej. Burmistrz Ptasznik co prawda został oficjalnie poinformowany o planach uruchomienia instytutu badawczo-rozwojowego, ale zaznaczył, że na razie do urzędu miasta nie wpłynęły oficjalne dokumenty w tej sprawie, w tym wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych, który jest niezbędny do rozpoczęcia dalszych działań. Wierzę, że do dziś już wpłynęły. W rozmowie ze mną prezes Gowin przekonywał, że nie ma nic do ukrycia. Przyznał jednak, że informacja o instytucie badawczo-rozwojowym była przedwczesna. – Dopiero zaczynamy. Toczymy rozmowy z naukowcami z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego –
Tagi:
Marek Czarkowski