Henryk Stokłosa porażkę w wyborach próbuje przekuć w sukces gospodarczy Państwo Anna i Henryk Stokłosowie obracają całą sprawę w żart. – Dzięki Bogu przegrał. Lepiej dla firmy. Wreszcie ma czas, by przemyśleć dalsze kierunki jej rozwoju i przypilnować codzienną działalność. Stare przysłowie: pańskie oko konia tuczy, jest wyjątkowo trafne. Dziś widać to w Farmutilu na każdym kroku – mówi żona byłego senatora. A sam Henryk Stokłosa wtóruje żonie: – Gdybym nie był zajęty w parlamencie przez pięć kadencji, to Farmutil byłby dużo dalej, niż jest. Ci, którzy wystartowali w biznesie w tym samym czasie, a nie dali się uwieść polityce, są potwierdzeniem tej opinii. – Coś jednak praca w Senacie panu dała? – Na pewno nie nauczyła mnie prowadzenia biznesu. Jeśli ktoś tak myśli, opowiada głupstwa. Nie pomagała też w prowadzeniu interesów, wręcz przeciwnie. Urzędnicy wyjątkowo gorliwie egzekwowali wobec mnie nawet najgłupsze i najbardziej nieżyciowe przepisy. Ciągle z tym musiałem walczyć. I często słyszałem: Przecież to wy w parlamencie stanowicie prawo. My je tylko stosujemy. Skłamałbym jednak, gdybym nie dostrzegł pozytywnych stron „bycia senatorem”. Byłem konsekwentnie apartyjny. Miałem wyłącznie sympatie progospodarcze. I walczyłem – z różnym skutkiem – z barierami prawnymi i biurokratycznymi ograniczającymi rozwój ekonomiczny Polski. Senatowi zawdzięczam także miejsce w podręcznikach historii. Byłem jedynym senatorem, który wszedł do parlamentu III RP bez zdjęcia z Lechem Wałęsą. Długoletnie zasiadanie w Senacie nie było więc bez znaczenia, skoro w ostatniej kampanii wyborczej właściciel Farmutilu – nr 15 na ostatniej Liście Najbogatszych Polaków – brał udział. Dobrze też wie, komu „zawdzięcza” porażkę. – Niebagatelną rolę odegrali też nieobiektywni dziennikarze lokalnych mediów – mówi żona – ale teraz ma więcej czasu i jego przeciwnikom trudniej będzie szkodzić firmie. Lubi walkę, a ustępowanie nie leży w jego charakterze. – W parlamencie koledzy ciągle mnie pouczali, co wypada, a o czym nie wypada mówić. Rzadko im ulegałem, choć działy się tam czasem takie rzeczy, które mogły doprowadzić mniej odpornych do zawału – dodaje senator, a żona Anna zaraz dopowiada: – Heniu jest apodyktyczny i rzadko zmienia zdanie. Małżonkowie lubią się trochę przekomarzać. – W domu to nie mam nic do gadania – mówi mąż. – To firma rodzinna. Gramy do jednej bramki. Gdybym nie była przydatna, to dawno byś mnie „skasował” – dodaje żona. – Gdyby nie żona, nie zbudowałbym tej firmy. Numer 1 w Europie Farmutil powstał 23 lata temu na bazie starej podupadłej owczarni w Śmiłowie, w której absolwent Wydziału Zootechnicznego Akademii Rolniczej w Poznaniu, już z dyrektorskim stażem w przedsiębiorstwach państwowych, założył prywatny zakład utylizacji odpadów zwierzęcych. Dziś grupa Farmutil-Holding składa się z wielu spółek produkcyjnych, przetwórczych, handlowych i transportowych, które kontynuują ekspansję terytorialną od Wielkopolski do Podlasia. Imperium Stokłosy to oparty na całkowicie polskim kapitale i obejmujący całokształt problemów branży zamknięty obieg, niemal jak łańcuch pokarmowy w przyrodzie – utylizacja odpadów, produkcja pasz, rolnictwo, hodowla, ubój, przetwórstwo, sieć sklepów, restauracja, nawet gazeta i radio. Sercem firmy nadal jest Śmiłowo. Tu są m.in. zakłady mięsne, stary zakład utylizacji i oddany do użytku w maju 2005 r. nowy, supernowoczesny, którego start był jednak skutecznie opóźniany przez wrogie Stokłosie stowarzyszenie ekologiczne. Dziś, dzięki nowemu zakładowi Śmiłowo to numer 1 utylizacji w Europie, z uwagi na poziom technologii i rozwiązań logistycznych, organizację zbiórki odpadów oraz szybkość działania. Nowy zakład spełnia najbardziej rygorystyczne normy sanitarne i estetyczne. Wszystko tutaj jest sterylne, w wyposażeniu przeważają aluminium i stal nierdzewna. Nawet przykre zapachy spala się. A w pomieszczeniach utrzymuje się podciśnienie, aby nic nie wychodziło na zewnątrz, do środowiska. Do przewozu odpadków i padłych zwierząt służy specjalistyczna flotylla izotermicznych samochodów, które po każdym kursie się myje, ścieki z mycia trafiają do sterylizacji, a potem do oczyszczalni. Z zakładu utylizacji, który może przerobić 600 ton na dobę i jest przystosowany do przyjmowania odpadów nawet po krowach z BSE i ofiarach ptasiej grypy, wychodzi mączka spalana w elektrociepłowni oraz tłuszcz, który jest paliwem grzewczym dla zakładu. Nowoczesne laboratorium Farmutilu posiada akredytację do stosowania
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz