Kiedy ma się pierwsze zdanie, ma się powieść. Ma się bowiem język, a w gruncie rzeczy opowiada się język, nie zdarzenia Rozmowa z Wiesławem Myśliwskim – Dlaczego we wszystkich pana książkach występuje narrator w pierwszej osobie? – Naturalną formą opowieści, najbardziej autentyczną, jest mówienie w pierwszej osobie. Człowiek opowiadający drugiemu człowiekowi. Cała proza świata jest tak opowiadana. Różnica polega jedynie na tym, że raz narrator bierze udział w opowiadanym świecie, a innym razem ukrywa się. Ale nawet w takim przypadku po sposobie, w jaki opowiada, po tym, co opowiada, da się go w jakimś zarysie zrekonstruować. To tylko teoretycy rozróżniają narratora w pierwszej, drugiej czy trzeciej osobie. Ale natura narracji nie zna takich rozróżnień. Wszystko, co jest opowiadane, jest opowiadaniem własnych wyobrażeń czy własnej pamięci. – Wiernie? – Skądże. Pamięć nie jest reproduktorem zdarzeń, przeciwnie, jest wybiórcza, kreatywna, twórcza. – Czyli Piotr z “Widnokręgu”, wspominając dzieciństwo, nie przedstawia świata takim, jakim był naprawdę? – A skąd my wiemy, jaki świat jest naprawdę? Świat jest taki, jakim go opowiadamy. Kreowany w każdym słowie, w każdym zdaniu. W płaczu, śmiechu, westchnieniu, bo to też słowa. I nie tylko w literaturze, nawet w tak zwanych wiadomościach telewizyjnych, radiowych, prasowych. W każdym “dzień dobry” czy “do widzenia”. Świat dzieje się w słowie, człowiek żyje w słowie, słowo z nas czyni ludzi, jest naszą przestrzenią. Wie pani, słowo jest dla mnie wciąż największą tajemnicą. I tak naprawdę nie wiem, czym ono jest. – Gdy tuż po wydaniu “Widnokręgu” pytano pana, jak należy rozumieć tytuł powieści, usłyszeliśmy, że chodzi o kolistą przestrzeń pamięci, którą każdy dźwiga na swoim grzbiecie. I gdziekolwiek jesteśmy, to miejsce, jądro tożsamości, jest w nas. – Nie, to nie chodzi o pamięć, a w każdym razie nie o pamięć w pospolitym znaczeniu tego słowa. Raczej o to, z czego jest zbudowany wewnętrzny świat człowieka, zakreślony jego wewnętrznym widnokręgiem. A ten świat zbudowany jest z rzeczy wciąż dziejących się w człowieku, niezależnie, kiedy miały miejsce. Z tego, co najdotkliwsze w nim, co go wciąż boli, co wciąż rośnie, zmienia się, stygnie. Czas nie ma tu większego znaczenia. Trzeba by się wedrzeć głęboko w człowieka, aby zrozumieć, dlaczego opowiada tak, a nie inaczej, w takim, a nie innym porządku, w takich zdaniach, a nie innych. Słowem, jak upuszcza swojej prawdy. Bo każdy robi to inaczej. – Jeśli kreuje, przeinacza fakty, to też opowiada prawdę? – Kreuje, czy przeinacza fakty, to zupełnie co innego. To takie samo nieporozumienie jak z używanym powszechnie słowem mit, jako synonimem nieprawdy. Kreacja służy wydobywaniu prawdy, odbanalnianiu prawdy, odgrzebuje prawdę z pospolitości, przyzwyczajeń, konwencji, zakłamań. – Dla pana powieść to realizacja zasady – “Posłuchaj, co ci opowiem”. – Bo ten prosty związek opowiadającego ze słuchającym jest fundamentem epiki. Nie zawsze zresztą jestem tym opowiadającym. Lubię też słuchać. Kiedy coś mnie zaintryguje w czyjejś opowieści, zamieniam się cały w słuch. Słucham z taką samą intensywnością, jak kiedy piszę. Właśnie słuchając, pobieram najwspanialsze lekcje mowy ludzkiej. Chociaż może jestem trochę dziwnym słuchaczem, mniej mnie zwykle interesuje, co ludzie mówią, ale jak mówią. – To znaczy, czy używają wyrażeń gwarowych albo środowiskowych? – Ależ skąd. Język, proszę pani, to świat. W dodatku składa się z osobniczych światów każdego człowieka. Ponieważ każdy człowiek ma swój język. Każdy mówi innymi strukturami, innymi znaczeniami, innymi akcentami, emocjami itd. Inaczej buduje dramaturgię, posługuje się innym porządkiem narracji, inną hierarchią słów, zdań. Wszystko to naturalnie odbywa się bezwiednie, spontanicznie. Ale po tym, jak człowiek mówi, więcej się nieraz o nim dowiaduję, niż po tym, co mówi. To go bardziej ujawnia. Tego nie jest w stanie zataić. – A gdzie pan ma okazję posłuchać ludzi? – Gdziekolwiek. W czasach PRL-u na przykład lubiłem stać w kolejkach. Miałem do tego wyjątkową cierpliwość. Toteż byłem w domu zaopatrzeniowcem. A jak pani pamięta, kolejki były ludowymi salonami konwersacji. Nigdy się tyle nie nasłuchałem, co wtedy. Chociaż nie to było najciekawsze, co ludzie mówili. Bo mówili o wszystkim. Nie tylko narzekali na zaopatrzenie, władzę, ustrój. Ale opowiadali o swoich domach, rodzinach,
Tagi:
Helena Kowalik