Andrzej Romanowski
O koniokradach
Jakiś czas temu pewien publicysta (bardzo przeze mnie ceniony) ogłosił w pewnym organie prasowym (bardzo przeze mnie cenionym) opowieść o zasłużonej rodzinie, której przodkiem był – niestety – komunista. Publicysta tłumaczył: „W kapitalizmie wielkie rodziny miały za przodków koniokradów i innych łobuzów”. Zatem w tych felietonach trzeba się wziąć i za koniokradów. Zdawałoby się, że samo powstanie III Rzeczypospolitej uwolni nasz dyskurs od tendencji, którą była nasycona zarówno oficjalna mowa
Henryk Siewierski
Niezwykła przygoda mi się trafiła. W auli Collegii Novi Uniwersytetu Jagiellońskiego patrzyłem, jak w ślad za orszakiem profesorów, dziekanów i rektorów wkracza do sali ubrany w togę mój kolega ze studiów, Henryk Siewierski. Uczyliśmy się na jednym roku, w jednej grupie, razem działaliśmy w studenckim Kole Polonistów, razem odbywaliśmy nasze uniwersyteckie staże i asystentury. Dziś moja Alma Mater obdarzyła Henryka medalem Merentibus. W istocie jest on jednym z wybitnych naukowców mojego pokolenia. Z mojego roku studiów, który dyplomy magisterskie odbierał
Pamiętając o kontekstach
Od dwóch państw domagamy się uznania ludobójczego charakteru ich dawnych czynów: od Rosji za Katyń i od Ukrainy za rzeź wołyńską. Ale definicję ludobójstwa wypełnia jedynie zbrodnia ukraińska. I nigdy dość przypominania, że miała ona monstrualne rozmiary (według prof. Grzegorza Motyki pochłonęła 100 tys. ofiar polskich naprzeciw 10-15 tys. ukraińskich ofiar polskiego odwetu) oraz że była przez Ukraińców dokonywana z niesłychanym okrucieństwem (prof. Ryszard Szawłowski ukuł nawet termin genocidum atrox – ludobójstwo zwyrodniałe). Pomordowani nie mają
Kochóm Kurpśe!
Z Krakowa daleko do Kurpiów. Moje szlaki wędrowne oplatały przez lata całą Polskę, ale Kurpie leżały wciąż obok, w najlepszym razie na którejś z moich tras przejazdowych. A przecież z czytanego w dzieciństwie „Potopu” pamiętałem dialog Andrzeja Kmicica toczony z ludźmi „w konopnych koszulach i skórach wilczych”: „– Kto ty? Czy nie Szwed? – Nie! – Niech ciebzie Bóg broni!”. Ciebzie, Kurpsie, psiasek, psiwo… – po latach zgłębiałem tę kurpiowską mowę w trakcie mych studiów polonistycznych, na ćwiczeniach z dialektologii. Mimo to nie pamiętałem o Kurpiach.
Człowiek, który oddał władzę
Za chwilę setna rocznica urodzin Wojciecha Jaruzelskiego. Pierwszego prezydenta III Rzeczypospolitej. W latach 80. przeklinałem stan wojenny i nie było takich obelg, których bym nie użył wobec jego twórcy. Ale gdy w roku 1989 Jaruzelski powierzył misję tworzenia rządu Tadeuszowi Mazowieckiemu, gdy potem lojalnie z tym rządem współpracował, gdy nad nim, współtworzonym wszak przez Solidarność, roztaczał parasol ochronny, doznałem szoku poznawczego. I szok ten stale się pogłębia, bowiem dopiero dziś dostrzegam w „sentymentalnej pannie S” również twarz
Najwierniejszy żołnierz PiS
Podpisawszy lex Tusk, dr Duda krzyczał: „Nigdy nie zrozumiem, jak można porzucić ważną funkcję w Rzeczypospolitej Polskiej, ważny, odpowiedzialny urząd po to, żeby pracować gdzieś w Brukseli. (…) Są granice pazerności na pieniądze”. W roku 1978 mógłby tak krzyczeć Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa PRL: „Nigdy nie zrozumiem, jak można porzucić ważną funkcję w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ważny, odpowiedzialny urząd kościelny po to, żeby pracować gdzieś w Watykanie…”. Proszę mi nie zarzucać demagogii – funkcje papieża i przewodniczącego
Kłamstwo krakowskie
Nie wiem, czy warto czytać „Na Szewskiej. Sprawę Stanisława Pyjasa” – książkę Cezarego Łazarewicza. Jak wnoszę z wywiadu udzielonego przez autora Michałowi Nogasiowi („Gazeta Wyborcza” z 25 maja), pisze on to, co wielu mówiło od lat. Książka jest gruba, a list do redakcji krótki. Jednak to właśnie list, którego autorem był dr med. Adam Gross („Gazeta Wyborcza” z 18 maja), trafił od razu w sedno. Dokonane w 2019 r. umorzenie śledztwa w sprawie śmierci Pyjasa „z powodu niemożności wykrycia
Lęk przed Rosją
Entuzjazmowałem się przed laty rozpadem ZSRR, ale szybko zacząłem bać się Rosji. Patrzę na tytuły moich artykułów publikowanych niegdyś w „Tygodniku Powszechnym”. Już cztery miesiące po rozwiązaniu ZSRR, 26 kwietnia 1992 r., widzę swój komentarz „Rosja zbiera siły”. W roku 1993 (10 stycznia) donoszę: „Wygrała Rosja”, a potem (8 sierpnia) ostrzegam: „Rosja rośnie w siłę”. Gdy następnie we wrześniu Rada Najwyższa detronizuje prezydenta Borysa Jelcyna, nie mam wątpliwości, że jedyną konsekwencją będzie wzmocnienie władzy
Pokolenie
Co pozostawia po sobie moje pokolenie – roczniki początku lat 50. ubiegłego wieku? Oglądało ono PRL z najlepszej strony: najpierw z perspektywy szkoły „popaździernikowej”, z jej szacunkiem dla sprawiedliwości społecznej, potem z perspektywy czasu studiów, gdy socjalistyczne ideały wyblakły, a na Zachód jeździło się z dolarową promesą. Zdążyliśmy się urządzić w Polsce Ludowej, jednak nie staliśmy się jej apologetami. Nasze rodziny odnosiły się do władzy z zimnym dystansem. A czasy zarówno Gomułki, jak i Gierka zbankrutowały. Gdy dokonało
O wymóżdżeniu
Dziesięć lat temu ogłosiłem w „Polityce” artykuł „Tajemnica Witolda Pileckiego”. Z dokumentów, opublikowanych w wydanym przez IPN albumie, wywnioskowałem, że Pilecki poszedł w więzieniu na współpracę z UB. Artykuł wywołał burzę, najbardziej się rozgniewał IPN, ale i prawicowi publicyści nie pozostali w tyle. Bronił mnie tylko „Przegląd”. Lecz moi „polemiści” byli odporni na argumenty. „Romanowski bardzo chwali bezpiekę”, głosił tytuł jednej z tych „polemik”, świadczący, że tyle tylko zrozumiano. Bo przecież „polemistom” chodziło jedynie o to, by dowalić; by autora potępić, a jego