Tomasz Jastrun
Bunt wagi superciężkiej
Nie chcę być złośliwy, ale nie umiem się powstrzymać. Jarosław Kaczyński z narażeniem życia ruszył na ulice Kijowa, aby wesprzeć bratni naród, który za wszelką cenę chce do Unii. Liczy na krótką pamięć? Znowu? Media przypominają, jakie okropieństwa prezes mówił o Unii, ale to liberalne media, „nawet jak mówią prawdę, to kłamią”. Wyznawcy PiS-owskiej wizji świata zrozumieją, to tylko gra. Prezes kocha Polskę, więc jak może nie kochać unijnych pieniędzy? Nawet ojcu dyrektorowi zdarzało się wyciągać rękę
Pozory mylą
Każdy wyjazd za granicę przywraca proporcje. Ze zdumieniem widzimy, jak mało świat się interesuje naszymi sukcesami i obłędami (słowo obłęd staje się modne, kiedy piszemy o sytuacji politycznej). Nikogo tam nie obchodzi niezwykła skala naszej zimnej wojny domowej, która u korzeni ma romantyczny, lecz już zwyrodniały mit, że Polska jest Chrystusem narodów. Nagle odkrywamy, że nasza ojczyzna jest jednym z wielu miejsc, które nie są w głównym nurcie zmian cywilizacyjnych i kluczowych zdarzeń świata. Tym milej,
Londyn – Warszawa
Na długi weekend lecę do Londynu z siedmioletnim synkiem. Zapomniałem, że mając tylko bagaż podręczny (tanie linie), powinienem dobrze przemyśleć, co zabieram. Spakowałem krem do golenia i żel do włosów, zdawały mi się niewinne. Kontroler jest bezwzględny wobec kremu do golenia, żel do włosów puszcza, mówiąc: „Udaję, że tego nie widzę”. Myślę: kontroler angielski nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Za to też lubię Polskę. Zabór kremu pogarsza mój nastrój – mam problemy z depresją, listopad to dla mnie okrutny miesiąc.
Rozchwianie
Dzień Wszystkich Świętych odszedł w cień, ten cień będzie szedł za nami przez cały rok, by znowu zapłonąć zniczami. Ilu z nas w tym czasie odejdzie? Nie jestem jeszcze taki stary, skoro mam dwójkę małych dzieci, ale czasami w roli „młodego ojca” czuję się oszustem metafizycznym. Widzę, że w moim dawnym papierowym notesie jest już prawie pół na pół tych, których nie ma, i tych, którzy mogą odebrać telefon. W komórce nadal dominują żywi. Nie mogę likwidować numerów,
Krakowskim targiem i paradoksem
Targi książki w Krakowie, duszno od roju książek i odwiedzających, ukrop, w którym bąbelkują autorzy. Ja też. Podpisuję książkę dla dzieci, przychodzą jednak ludzie ze wszystkich warstw geologicznych mojego pisania. Znak, że z ziaren słów po latach wyrastają czasami jakieś rośliny.Paradoks – papierowa książka ledwo zipie, a przecież ma się nieźle. Z tradycyjną książką jest trochę jak z jazdą konną. Wielu jeździ konno, rekreacyjnie, refleksyjnie i sportowo, chociaż przesiedliśmy się do samochodu. Mało kto ma jednak konia na własność.
Łakomstwo skrajności
Wielkie potwory zjadają małe, a małe jeszcze mniejsze. Czasami nie są to potwory, lecz byty bardziej poczciwe. W polityce mówi się o zjadaniu przystawek. Jak pamiętamy, PiS skonsumowało Samoobronę i Leppera, a ten w finale powiesił się na swoim worku bokserskim.Przy okazji zanika pojęcie kompromitacji, które było regulatorem wielu ludzkich zachowań i ważną częścią obyczajów. Na scenie politycznej i społecznej coraz trudniej o kompromitację. W tej osobliwej „tolerancji” jesteśmy europejską potęgą. Nawet jeśli ktoś jakimś cudem się
Narcystyczna osobowość naszych czasów
A jednak nie padł bastion Warszawy! To już się zestarzało jako sensacja – bardziej aktualny jest tragikomiczny spektakl komisji Macierewicza – ale przypomnijmy warszawskie małe co nieco, by potem mówić o rzeczach bardziej trwałych. Śmiertelny wróg PiS okopał się, oszukiwał, mamił i szantażował. A tak mało brakowało! Nazajutrz brakowało już trochę więcej. Bastion, powstanie, bój – oto wojenna retoryka patriotycznej partii. Prezes nie potrafi przegrać naturalnie, co zdarzało się nawet Napoleonowi. Jeżeli
Mimo wszystko
Na wstępie mały wstęp, wstępy rzadko są ciekawe, ten jednak jest odruchowy jak dzień dobry.Moja przygoda z felietonem trwa od stanu wojennego. Ukrywałem się wtedy przez rok i aby nie oszaleć, zacząłem dawać świadectwo w poezji i w prozie. Stworzyliśmy na progu stanu wojennego podziemne „Wezwanie”, gdzie zacząłem pisać „Dziennik zewnętrzny” jako Witold Charłamp, potem pisałem „Z ukosa” jako Smecz. W dalekim Maisons-Laffitte dostrzegł mnie Jerzy Giedroyc i ściągnął do paryskiej „Kultury”. Pisałem co miesiąc