Polemika
Ignorancja czy celowa polityka?
Polemika z Anną Marią Żukowską
Kilka tygodni temu Anna Maria Żukowska – szefowa klubu Lewicy w Sejmie RP – zamieściła w portalu szczerego amerykańskiego demokraty Elona Muska tekst, który zdumiewa. Otóż według autorki Wojciech Jaruzelski był karierowiczem, prowadził czystki antysemickie w 1968 r., napadł w tymże roku na bratnią Czechosłowację, a później bezprawnie, wbrew konstytucji PRL, wprowadził stan wojenny. Myślałem, że Anna Maria robi sobie jaja, wszak słynie z poczucia humoru, czego dowód daje co chwilę w rozmaitych mediach. Czekałem więc na sprostowanie bądź informację, że to spisek uknuty przez Muska wraz z „Gazetą Polską” lub „Warszawską”. No, ewentualnie popularyzacja znanego już stanowiska Instytutu Pamięci Narodowej. Wszak mają one dokładnie taki sam pogląd, czemu niejednokrotnie dawały wyraz. Nie doczekałem się, wobec tego piszę. Elektoratowi lewicy należy się wszak jakieś wyjaśnienie, a AMŻ jakaś lekcja historii.
Jedno przy tym przypomnienie. Historia to nauka nie o faktach czy wydarzeniach, lecz o procesach społecznych, o ich genezie, przebiegu i konsekwencjach. To także nauka nie o ludziach, tylko o kontekstach i motywach ich działania, a przede wszystkim o dylematach, które przed nimi stoją, i sposobach ich rozstrzygania. Cała reszta to opowieść dla dziatwy w wieku przedszkolnym, która jeszcze niczego nie kuma i nie kojarzy.
Wpis mojej partyjnej koleżanki ma kilka warstw. Jedna z nich jest humorystyczno-prowokacyjna. Otóż – wyobrażam sobie – Anna postanowiła wstrząsnąć debatą nad PRL, nadać jej nowy impuls, wskazać luki w badaniach nad historią. Dopiec Michnikowi i Romanowskiemu, którzy reprezentują pogląd przeciwstawny niż ona. Dokuczyć Kwaśniewskiemu, Reykowskiemu i Wiatrowi, którzy w tej sprawie zgadzają się z tymi pierwszymi. Skorygować nieprawdy historyczne zasiedlające nasze umysły i wyobraźnię.
Obawiam się, że to się nie udało. Trudno mi jakoś uwierzyć, że Jaruzelski i tysiące Mu podobnych wybrali się do Riazania, do Wojska Polskiego tworzonego na terenie ówczesnego ZSRR dla kariery. Może jednak były to inne powody? Może – rozważ, Anno, taką ewentualność – kochali swoją ojczyznę, chcieli znowu zobaczyć ją wolną i szczęśliwą. A potem, po wojnie, zostali w wojsku, bo ono istotnie dawało możliwość kariery życiowej, zapewniało dach nad głową w zniszczonym kraju, że nie wspomnę o istniejącym wtedy poczuciu zagrożenia. Tak, robili w tym wojsku kariery, zostawali porucznikami, pułkownikami czy nawet generałami. Dochodzili do stanowisk dowódczych, to prawda. Ale powiedzmy też dzisiejszym generałom, że są karierowiczami. Wszak to politycy, także w demokratycznej Polsce, mianują generałów. A ci ostatni mają takie poglądy, jakich wymagają od nich ci pierwsi. W demokracji jest tak samo jak w PRL.
Jeszcze o akcji „Wisła”
Zbyt wysoko cenię publicystyczną klasę Red. Roberta Walenciaka, bym mógł przejść do porządku nad jego tekstem „Kułeba, Wołyń i akcja »Wisła«” (PRZEGLĄD nr 36/2024). Ale na początek chcę powiedzieć: olsztyńską wypowiedź Dmytra Kułeby, ukraińskiego ministra spraw zagranicznych, uważam za bezczelną. Nie dlatego, by nie miał on racji, lecz dlatego, że na pytanie o pochówki ofiar UPA na Ukrainie odpowiedział nie na temat. A tak nie wolno rozmawiać.
Minister mógł przecież zareagować pytaniem o stan grobów upowców w Polsce. Wszak to w odpowiedzi na zniszczenie jednego z nich, postawionego legalnie w Monasterzu, strona ukraińska wstrzymała kiedyś wołyńskie ekshumacje. Ale Kułeba wybrał połajanki. Nie wiem, dlaczego red. Walenciak uznał za konieczne odpowiedzieć w tym samym stylu.
Bo tak jak ministra Kułebę nie obchodzi odpowiedzialność strony ukraińskiej, tak Red. Walenciaka nie obchodzi odpowiedzialność strony polskiej. Zawsze uważałem, że najpierw należy uporządkować własne podwórko – nawet jeśli uznamy, że ukraińska odpowiedź na grób w Monasterzu była przesadna i że stanowiła dogodny pretekst. Nie powinniśmy dostarczać takich pretekstów! Ale Red. Walenciak pisze dalej: „Ukraińcy w ramach akcji »Wisła« nie zostali wygnani, tylko przesiedleni. Wbrew pozorom to ważna różnica”. No to zobaczmy, jak wyglądało to „przesiedlenie”. I jaka to „ważna różnica”.
Wiosną 1947 r. polskie wojsko otaczało nocą bieszczadzką wieś, a o świcie komunikowano mieszkańcom, że mają dwie (czasem trzy) godziny na spakowanie całego majątku – maksimum 25 kg na osobę. Następnie byli oni transportowani do najbliższej stacji kolejowej, skąd ich przewożono w wagonach towarowych, starając się, by osoby z tej samej wsi trafiały w różne miejsca, najlepiej do różnych osad. I zawsze były to miejscowości możliwie jak najdalsze od ich ojcowizny: okolice Olsztyna, Gdańska, Koszalina, Szczecina, Wrocławia, Opola, Gorzowa Wielkopolskiego… Natomiast dla osób oznaczonych kategoriami A, B lub C (podejrzani o sprzyjanie UPA) miejscem pierwszego osiedlenia był obóz koncentracyjny w Jaworznie – dawna filia niemieckiego KL Auschwitz-Birkenau. Osadzono tu 3936 (lub 3873) Ukraińców, w tym całą, nieliczną w powojennej Polsce, ukraińską inteligencję, 22 księży unickich i 5 księży prawosławnych, 823 kobiety oraz kilkanaścioro dzieci.
Na ogół nie spotykało się tu upowców – oni byli więzieni i sądzeni gdzie indziej. Terror psychiczny i fizyczny stanowił codzienność – do likwidacji obozu (8 stycznia 1949 r.) zmarły 162 osoby, niektóre śmiercią samobójczą, rzucając się na druty pod napięciem.
Filiżanka to nie tylko użytkowy przedmiot do picia kawy
Dobry dzień zaczyna się od delikatnego dźwięku porcelanowego spodka, który towarzyszy unoszącym się aromatom ulubionej kawy albo herbaty. To moment, który może napełnić dom ciepłem i zapewnić chwilę oddechu w zabieganej rzeczywistości. Dlatego warto zastanowić się nad znaczeniem
Zielone kołowanie – odpowiedź na polemikę
Brak słów, jak bardzo się cieszę z wywołania polemiki moim artykułem „Zielone kołowanie” (PRZEGLĄD, nr 38). To dowód, że problem istnieje i boli. Pan Henryk Martenka, autor polemiki „Kołowanie czytelnika, czyli słowo sprostowania” (PRZEGLĄD, nr 40), jest świetnym dziennikarzem i moim ulubionym autorem, w sprawach społeczno-politycznych na ogół zgadzam się z jego opiniami. W tym technicznym temacie jednakowoż odnoszę wrażenie, że uległ amerykańskim sugestiom i nieco dał się wpuścić w maliny. Nigdy nie przestanie mnie
O wyborze lewicy inaczej
Z zainteresowaniem, ale także z przykrością przeczytałem wywiad z przewodniczącym Unii Pracy Waldemarem Witkowskim zatytułowany „Dla ludzi lewicy jesteśmy jedyną alternatywą” (PRZEGLĄD nr 20). Bardzo cenię wieloletnią działalność polityczną rozmówcy tygodnika, w tym bardzo istotną rolę, jaką odegrał we współpracy Unii Pracy i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Rozumiem także motywację, która skłania go – jak i przywódców innych ugrupowań tworzących komitet wyborczy Lewica Razem – do samodzielnego startu w wyborach europejskich. Wiem, jak trudno
Karp okiem praktyka
Polemika z prof. Andrzejem Elżanowskim Artykuł „Karpiobójstwo” (PRZEGLĄD nr 50) prof. Andrzeja Elżanowskiego skłonił mnie do wyrażenia innych, niż ma autor, poglądów w sprawie polskiego karpia. Jestem dyplomowanym ichtiologiem z 65-letnim stażem pracy w rybactwie śródlądowym, głównie stawowym. Od „prostaka” ichtiologa do głównego decydenta w rybackiej administracji państwowej. Mam świadomość, że podejmuję polemikę z profesorem. Wybitnym naukowcem, biologiem, zoologiem specjalistą, np. od linii filogenetycznych ptaków – awifauny, wegetarianinem. Karp to jednak temat dla ichtiologów, zarówno naukowców, jak
Manipulacją w dąbrowszczaków
Gdy na Zachodzie stawia się im kolejne pomniki, polska prawica chce ich wymazać z historii „Szlak bojowy dąbrowszczaków to tysiące gwałtów, rabunków i bestialskich zbrodni”. Taką tezę zawarł Leszek Szymowski w artykule „Pomocnicy spod czerwonej gwiazdy” opublikowanym przez „Rzeczpospolitą”. Były współpracownik „Gazety Polskiej” dołączył do chóru prawicowych publicystów próbujących przypisać zbrodnie polskim ochotnikom walczącym w wojnie domowej w Hiszpanii. Zestaw zarzutów w kolejnych artykułach „demaskujących” dąbrowszczaków jest podobny – masowe mordy, zabijanie
Realizm polityczny według Piotra Zychowicza
Wychwalanie Brygady Świętokrzyskiej zaczyna już przesłaniać nawet kult „żołnierzy wyklętych” W numerze 11/264 tygodnika „Do Rzeczy” ukazał się artykuł Piotra Zychowicza „Realiści z NSZ”. Na początku pisze on: „Dzięki porozumieniu zawartemu z Niemcami dowództwu Brygady Świętokrzyskiej udało się uratować swoich żołnierzy przed zemstą bolszewików”. Z kolejnego zdania można wywnioskować, że napisanie przez Zychowicza tego artykułu spowodował „wydawałoby się niewinny gest premiera Mateusza Morawieckiego”, czyli złożenie kwiatów na grobach pochowanych
Szum wokół Puszczy Białowieskiej, czyli o czym milczą media
Spór toczy się nie tyle o stan puszczy, ile o władztwo nad nią, także polityczne PRZEGLĄD w ostatnich numerach poświęcił Puszczy Białowieskiej dwa materiały i wzmiankę. W felietonie „Nowa Polska nie jest w niebie” (nr 26) Roman Kurkiewicz użył określenia „demolka w Puszczy Białowieskiej”. We wcześniejszym tekście „Puszczaj się, puszczo!” (nr 23) napisał tendencyjnie: „Nie jest konieczne rżnięcie głupa, że rżnięcie puszczy jest niezbędne albo choćby tylko racjonalne”. Nie widać tu odideologizowanego spojrzenia na puszczę i to, co wokół niej od lat
Zdelegalizować ONR!
Prawo zakazujące szerzenia różnych form nienawiści, antysemityzmu i rasizmu powinno być bezwarunkowo egzekwowane Bądźmy niewolnikami prawa, abyśmy mogli być wolni. Cyceron Przemysław Prekiel w tekście „Nie delegalizować ONR!” (PRZEGLĄD nr 24) przedstawia kilka, zdawałoby się, fundamentalnych argumentów przeciwko delegalizacji ONR. Podzielam gros owych uzasadnień. Lewicowość w swojej istocie jest za dialogiem, pluralizmem, wolnością itd. O jednym Przemysław Prekiel jednak nie wspomina, a stanowi to moim zdaniem zasadniczą przesłankę żądania