Przebłyski
Mastalerek, oddaj 100 mln zł
Prawie (wice) prezydent Marcin Mastalerek co i rusz sugeruje, że może być kandydatem na pełnego prezydenta. Ma nawet pomysł na kampanię: „Dajcie 312 baniek”. Bo aż tyle chcą Duda z Mastalerkiem na końcówkę tej tak szkodliwej kadencji. Jak się bawić, to się bawić. Za nasze. O kolegach też pamiętają. Chcą 10 nowych etatów. Ma to być „dar” Dudy dla nowego gospodarza pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Ale zanim prezydenta wyprowadzą, będzie korzystał z życia. Czekają go atrakcyjne wyjazdy zagraniczne. Będzie służył Polsce na bogato. W Tatrach i na Bałtyku. Jak marnie zaczął, tak marnie kończy. Okazuje się, że są ludzie, którym nawet taki mitoman jak Mastalerek nie potrafi pomóc. A kasa na Kancelarię Prezydenta? Obciąć ją o 100 mln zł, które warto wysłać powodzianom.
Gen. Kukuła od toastów
Czekaliśmy. I czekamy na choć jedno słówko prawdy o gen. Kukule po jego słowach w Akademii Wojsk Lądowych, że „nasze pokolenie stanie z bronią w ręku”. Nie chodzi tu o analizę talentów intelektualnych gen. Kukuły, bo to byłby żart. Po tym, w jakim stanie zostawił Wojska Obrony Terytorialnej, których był dowódcą, awansowanie go przez Dudę i Błaszczaka na szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego jest obrazą dla światłej części generalicji. Kukuła WOT zostawił bez obsady etatowej, za to z przekroczonym budżetem. Dobry jest tylko w samoreklamie. I toastach.
Giertych za i przeciw
Kontakty o. Tadeusza Rydzyka z Romanem Giertychem to perwersja w czystej postaci. Mecenas i poseł Giertych atakuje Radio Maryja i jego twórcę, zarzucając im pobieranie „haraczu” od różnych instytucji, czyli działalność przestępczą. W odpowiedzi redakcja Radia Maryja wystosowała do Giertycha list otwarty. I przypomniała mu: „Kiedyś bronił Pan naszej rozgłośni. Na podobne zarzuty formułowane wobec Radia Maryja oraz o. Tadeusza Rydzyka wypowiedział Pan znane medialnie słowa: »Winniśmy domagać się od organów władzy ścigania osób, które w tak bezprecedensowy sposób prześladują wielkiego Polaka i pasterza naszej rodziny«”.
Trochę czasu od tych słów minęło. Wystarczająco dużo, by od miłości przejść do nienawiści. Teraz czekamy na trzeci etap tych relacji.
Ogrodnik Jędraszewski
Jako ksiądz pracował w ponad 10 parafiach. Małopolskę zwiedził więc wzdłuż i wszerz. Wyświęcony w 1996 r. ks. Mirosław K. z kolejnej parafii nagle zniknął. W sierpniu ub.r. osierocił parafię pw. św. Stanisława Kostki w Kwaczale. Według tygodnika „Fakty bez Mitów”, choć proboszcz nieustannie wyciągał od ludzi pieniądze i narzekał, że musi do kościoła dokładać, nie za to wyleciał. Wyszło na jaw, że Prokuratura Okręgowa w Krakowie prowadzi przeciwko niemu śledztwo w sprawie wykorzystania seksualnego dziecka poniżej 15. roku życia. A także nagrywania tego, co robił, przechowywania pornografii dziecięcej i rozpijania dzieci.
A jak abp Jędraszewski tłumaczył ciągłe zmienianie przez księży parafii? „Księżą są jak kwiaty, trzeba ich czasem przesadzać”. Szkoda więc, że abp Jędraszewski nie został kiedyś ogrodnikiem.
Dzieci by odetchnęły.
Gdzie się podział Szczucki?
Trzeba wstydu nie mieć – tak się mówi, gdy czyjeś zachowanie jest szczególnie oburzające. Zrobiliśmy rankingTrzeba wstydu nie mieć – tak się mówi, gdy czyjeś zachowanie jest szczególnie oburzające. Zrobiliśmy ranking bezwstydu dojnej zmiany. Na samej górze widzimy Krzysztofa Szczuckiego, szefa Rządowego Centrum Legislacji (RCL) za rządów PiS. Po utracie władzy rzucił się na występy w mediach. Chodził wszędzie. I wszędzie grał tego najuczciwszego, sprawiedliwego i prawego. Słowotok Szczuckiego robił wrażenie. Zwłaszcza na Kaczyńskim. Niestety, źli ludzie donieśli, że jeszcze niedawno Szczucki nie chodził z prawem pod rękę. A wręcz odwrotnie. Jako szef RCL zatrudnił sobie sześć osób, które miały go promować jako kandydata do Sejmu. Do roboty w urzędzie chodziły rzadko, ale kasę brały regularnie. Szczucki też, zamiast robić to, do czego został wynajęty, jeździł po terenie, z którego kandydował. Spotykał się z hierarchami kościelnymi, samorządowcami, a nawet strażą pożarną. Teraz spotyka się z prokuratorami. Ale w mediach jakoś go nie widujemy. bezwstydu dojnej zmiany. Na samej górze widzimy Krzysztofa Szczuckiego, szefa Rządowego Centrum Legislacji (RCL) za rządów PiS. Po utracie władzy rzucił się na występy w mediach. Chodził wszędzie. I wszędzie grał tego najuczciwszego, sprawiedliwego i prawego. Słowotok Szczuckiego robił wrażenie. Zwłaszcza na Kaczyńskim. Niestety, źli ludzie donieśli, że jeszcze niedawno Szczucki nie chodził z prawem pod rękę. A wręcz odwrotnie. Jako szef RCL zatrudnił sobie sześć osób, które miały go promować jako kandydata do Sejmu. Do roboty w urzędzie chodziły rzadko, ale kasę brały regularnie. Szczucki też, zamiast robić to, do czego został wynajęty, jeździł po terenie, z którego kandydował. Spotykał się z hierarchami kościelnymi, samorządowcami, a nawet strażą pożarną. Teraz spotyka się z prokuratorami. Ale w mediach jakoś go nie widujemy.
Jak Biedroń i Śmiszek pomagają powodzianom
Jest taka para spryciarzy, którzy z polityki zrobili sobie trampolinę do kasy i luksusowego życia. Znacie ich. Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek. Kpią sobie z wyborców tak bezczelnie, że wyborcy zaczynają im się odwijać. Z Wrocławia dostaliśmy informację, że Biedroń i Śmiszek sprzedają jedno z mieszkań, by wspomóc powodzian. Może uznali, że cztery lokale im wystarczą?
A może prawdą jest to, że nie sprzedają, ale kupują? Kolejne mieszkania na wynajem. Dla powodzian.
Stalowa Wola w pajęczynie
Ulubiony samorządowiec prezesa Kaczyńskiego od 10 lat rządzi Stalową Wolą. Prezydent tego nieszczęsnego miasta Lucjusz Nadbereżny cieszy się nie tylko sympatią naczelnika PiS, ale również gorliwym wsparciem miejscowego kleru. Nie bez powodu. Nadbereżny był ministrantem, matka jest katechetką, brat księdzem, a wujek to Jan Sobiło, biskup pomocniczy w diecezji charkowsko-zaporoskiej na Ukrainie. Czy może więc dziwić, że na rzecznika prasowego miasta prezydent wybrał byłego księdza i kolegę z klasy z LO? W Stalowej Woli zrobiła się zadyma, bo konkurs na to stanowisko był lipny. Kamil Woś wygrał, bo był (i jest) podinspektorem ds. promocji miasta. Jakie ma do tego kwalifikacje? Towarzyskie.
Gronkiewicz-Waltz nie dała się plastusiowej
Autorka wyjątkowo paskudnych plastelinowych figurek doczekała się pierwszego wyroku.
Barbara Piela swoje „plastusie” pokazywała w TVPiS w „Szopce noworocznej” Wolskiego i w „Minęła dwudziesta”. Karykaturalne figurki lepiła Piela o tych, którzy się narazili dojnej zmianie. „Plastusiów” doczekali się m.in. Owsiak, Wałęsa, Tusk, Janda, Olbrychski. A także Hanna Gronkiewicz-Waltz, którą Piela pokazała jako „chciwą babę” sterującą Owsiakiem. Była prezydent stolicy nie odpuściła i po latach procesów Piela została skazana za zniesławienie HGW na pięć miesięcy prac społecznych oraz wpłatę 25 tys. zł na WOŚP Owsiaka. Pewnie od tego wyroku się odwoła. Bo wstyd to nie jest coś, co się z nią kojarzy. A prace społeczne? Proponujemy sprzątanie na Pradze.
Pazerny kapucyn
Pomysłowość 49-letniego ojca Paula (Pawła), zakonnika Braci Mniejszych Kapucynów, który w 2011 r. wyjechał do USA, jest równie wielka jak kasa, którą zgromadził. Według tygodnika „Nie” braciszek siedzący aktualnie w amerykańskim więzieniu jest oskarżony o zagarnięcie co najmniej 650 tys. dol. Tyle mu na razie wyliczono, bo te pieniądze przepłynęły przez konta. A przecież każdy wie, że zakonnikom daje się do ręki. Bez kwitów. Bo i jak brać pokwitowanie od kogoś, kto przedstawia się jako dr Phaakon Sonderburg-Glucksburg albo Paul HRH Saxe Coburg-Gotha. HRH, czyli His Royal Highness, czyli Jego Królewska Wysokość. Nasz pomysłowy rodak zbierał, na co tylko się dało, np. na budowę szpitali w Libanie, na karetki i sprzęt medyczny. Jak się nie dało na mnicha w habicie, to zbierał jako pracownik ONZ. W bardzo drogich garniturach. Kapucyni go wyklęli, amerykański sąd zaś nie odpuści. „Cappuccino” (nazwa od brązowego habitu) posiedzi w innym stroju.
Handlowanie rosyjskim nieśmiertelnikiem
Tym pomysłem Karolina Baca-Pogorzelska zbulwersowała nawet tych, którzy wspierają Ukraińców. Dziennikarka zorganizowała na portalu Zrzutka.pl aukcję przedmiotów z frontu. Do ich kupna zachęca w nagraniu: „Rusłan z 63. Batalionu 103. Brygady, mój narzeczony, przywiózł z Rosji »pamiątki«. Tylko my wiemy, w jakich warunkach zostały zdobyte. Niech zło zamieni się w dobro, a pieniądze z trofiejek pomogą ZSU. Zegarek wygląda na nowy, ale nie uwierzycie, że ani trochę nowy nie jest… zdobyty w okolicznościach, o których opowiadać będziemy po wojnie”.
Baca-Pogorzelska nie rozumie, że mówiąc: „No i mamy nieśmiertelnik, śmiertelnik ruskiej rozwidki”, puka spod dna. Zapewnia wprawdzie, że to, co sprzedaje na aukcji, nie jest zdarte z nieboszczyków, lecz porzucone w okopach, ale jakoś trudno sobie wyobrazić porzucenie zegarka, a tym bardziej nieśmiertelnika.
Chciała pomóc, a pokazała, jak łatwo na wojnie przekracza się granice.