Przebłyski
Prezes z dziarami
Potwierdziło się, że dwaj panowie G., czyli Gociek i Gmyz z „DoRzeczy”, za bardzo to nie przepadają za eksbokserem, aktualnie zarabiającym na chleb z szynką parmeńską na posadzie prezesa IPN. Skąd takie przypuszczenie? Ano stąd, że ujawnili, co prezes ma wytatuowane na piersi. I nie tylko tam. Ale to na piersi wyraził w sposób trwały swoje uczucia religijne: „Panie, nie jestem godzien, ale rzeknij tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Czekamy na kolejne odsłony ze strony panów G. Bo nam przecież Nawrocki na golasa się nie pokaże.
Mąż z żoną i siostra z mężem u Ziobry
Spadek, a właściwie pola minowe, które dojna zmiana zostawiła w sądownictwie i prokuraturze, to gotowy scenariusz filmu kryminalnego. Albo raczej serialu o ekipie, która ciągle osacza ministra Bodnara.
W pierwszym odcinku występuje były prokurator okręgowy w Warszawie Mariusz Dubowski. Ten, co umorzył śledztwo w sprawie oficera ABW, który samochodem potrącił uczestniczki demonstracji Strajku Kobiet. Dubowski trafił do okręgówki z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Jest mężem sędzi Ewy Kołodziej-Dubowskiej z Sądu Okręgowego w Białymstoku. Jej siostra, neosędzia Joanna Kołodziej-Michałowicz, jest członkiem neo-KRS. Za rządów Ziobry jej mąż był prezesem Sądu Okręgowego w Słupsku. To tylko kawalątek tego, co przejął minister Bodnar.
IPN jak urząd pracy
W ekipie dojnej zmiany najszybciej rosną wpływy tych, którzy mogą zatrudniać pisowców. Bo lista bezrobotnych co tydzień dłuższa. Ale od czego są Glapiński i NBP? Albo IPN Nawrockiego? Prezes IPN uwierzył w puszczane przez otoczenie Kaczyńskiego plotki, że jest w czołówce kandydatów PiS w wyborach prezydenckich. Uwierzył i jak leci zatrudnia ludzi wysyłanych przez Nowogrodzką. Robotę w IPN ma już Agnieszka Kamińska, była prezes Polskiego Radia, Marcin Zarzecki, były prezes Polskiej Fundacji Narodowej, a nawet Dariusz Drelich, były wojewoda pomorski. Doradcami Nawrockiego zostali m.in. Jan Józef Kasprzyk, były szef Urzędu ds. Kombatantów, Grzegorz Berendt, były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, i Sławomir Cenckiewicz, który z poręki PiS był w wielu miejscach. Za ich posady płaci podatnik. Czyli też wyborca rządzącej koalicji. Nowa władza przekazuje na IPN ogromne kwoty. W tym roku to 582 mln zł. Jeśli w nowym budżecie znowu tak zrobi, trzeba będzie mocno potrząsnąć jej posłami.
Patryk Jaki o torturach u Fijołka
Dojna zmiana oblepiła nas cuchnącym błotem. Złodziejstwem i kłamstwami. Wśród liderów tych szwindli jest Patryk Jaki. Dojący kasę w Brukseli, a na gościnnych występach w Polsce grający dobrze znaną melodię ziobrystów. Znalezienie tam słowa prawdy jest daremnym trudem. W programie „Graffiti” (Polsat) prowadzonym przez Marcina Fijołka plótł głupoty na temat tortur, jakie stosuje dziś władza wobec ludzi prawicy. Fijołek łykał to jak pelikan ryby, bo przecież nie słyszał o tekście w PRZEGLĄDZIE z tytułem na okładce „Patryk Jaki i tortury”. O szokujących kulisach 22-miesięcznego pobytu w areszcie 78-letniej adwokat Aliny Dłużewskiej, którą naprawdę torturowano w tym czasie. Jaki straszy nas sądem. Czekamy. A redaktorowi Fijołkowi radzimy więcej czujności, gdy rozmawia z kłamcami.
Po różańcach czas na Garmond
Z placówek Poczty Polskiej wyjechały różańce i święte obrazki. Prezes Mikosz wprowadza tam normalność. Zaczyna się cywilizowanie miejsc, do których przychodzimy przecież nie w celach modlitewnych. Jest szansa, że to dopiero początek i że za dewocjonaliami wyleci z Poczty Polskiej spółka Garmond. Znana z dobierania sobie tytułów do kolportażu. Głównie takich, które obficie wydawano za dojnej zmiany. Jako prywatna firma mogliby to robić. Ale nie w lokalach Poczty Polskiej, z którą mają umowę na wyłączność. Tam muszą być też tytuły, które Garmondowi się nie podobają. Na przykład „Przegląd” czy „Tygodnik Powszechny”.
Ołdakowski jak Luke Skywalker
Ciągle słyszymy pytania, dlaczego Muzeum Powstania Warszawskiego jest tak dalekie od prawdy. Ale czy po Lechu Kaczyńskim można było się spodziewać czegoś innego? Po tym, jak z kapelusza wyciągnął Jana Ołdakowskiego, który w 2002 r. nie miał bladego pojęcia o muzealnictwie? Niestety, po 22 latach dyrektorowania muzeum niewiele się zmieniło. Dla Ołdakowskiego „powstańcy byli jak Luke Skywalker”. A to, co zrobił z muzeum, uważa za „wprowadzenie nowej jakości do polskiego muzealnictwa”, bo „naszą specyfiką jest gra z osobą zwiedzającą”. No i gra – w największym fotoplastykonie w Polsce.
Na prawdziwe muzeum ku pamięci tej wielkiej tragedii: 200 tys. cywilnych ofiar i zgładzonego miasta, przyjdzie poczekać, aż odejdzie ekipa Ołdakowskiego i wspierających go tchórzliwych polityków. Dość już nakłamano. Młodzież chce wiedzieć, kto zgotował jej
rówieśnikom tak straszny los.
Biskup i też olimpijczyk
Niesławny prezes PKOl Radosław Piesiewicz tonie. I znikąd pomocy. Z kołem ratunkowym nie śpieszą nawet ci, którzy korzystali z kasy załatwionej przez Sasina w spółkach skarbu państwa. Ani prezesi związków sportów zimowych, którym Piesiewicz załatwił wycieczkę do Paryża. Może liczył na wsparcie biskupa kieleckiego Mariana Florczyka? Piesiewicz zabrał delegata Konferencji Episkopatu ds. Duszpasterstwa Sportowców na olimpiadę. Nie po to, by ulokować go w domu pielgrzyma. Biskup był traktowany lepiej niż godnie. Wiadomo, z jakim skutkiem. Bp Florczyk może mógłby pomóc Piesiewiczowi znaleźć egzorcystę na finał jego rządów w PKOl?
Prof. Polak ubolewa i akcentuje
Prof. Wojciech Polak jako przewodniczący kolegium IPN bohatersko walczy z pomnikami po PRL. Chwali się tym w „Naszym Dzienniku”, organie o. Rydzyka. Na coś przecież trzeba wydać te kilkaset milionów złotych, które państwo łoży na IPN. I na utrzymanie setek pracowników. W kraju prof. Polak to ważne panisko.
A co z ekshumacjami ofiar ludobójstwa na Wołyniu? Tu przewodniczący jest cichutki jak myszka: „zwracamy na to uwagę, akcentujemy te kwestie, staramy się, ubolewamy”. My też ubolewamy. I pytamy, jak długo będziemy płacić za komfortowe życie ludzi polujących na resztki pomników. Samorządowcy też ich mają dość. I coraz częściej stawiają opór reprezentantom tej patologicznej
polityki historycznej.
Kamiński: „Znajdziemy coś na ciebie”
„Nie podskakuj, bo na ciebie, k… nic nie mamy, ale jak trzeba, to znajdziemy”.
Nie jest to scena z filmu gangsterskiego. Tak ze sobą rozmawiali politycy partii rządzącej Polską przez osiem lat. Szantażysta to Mariusz Kamiński, ówczesny szef MSWiA, a ofiarą szantażu jest Jan Krzysztof Ardanowski, wtedy minister rolnictwa. Poszło o Tadeusza Romańczuka, prezesa Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek, senatora i wiceministra rolnictwa. Ardanowski uważał, że służby podległe Kamińskiemu były zaangażowane w atakowanie Romańczuka i rozwalanie spółdzielni. Gdy poszedł z tym do Kaczyńskiego, usłyszał: „Ja muszę komuś ufać, ufam Kamińskiemu”.
Zobaczymy, jak prezes na tym wyjdzie. Bo Ardanowski już wyszedł z PiS i zakłada nową partię.