Celebryta w roli intelektualisty

Celebryta w roli intelektualisty

Obecność tych osób podnosi oglądalność, a więc się opłaca Dr Małgorzata Molęda-Zdziech – socjolożka, wykłada w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, współpracuje z Collegium Civitas. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się wokół zagadnień lobbingu oraz socjologii komunikowania. Ostatnio opublikowała pracę „Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego” (Difin, Warszawa 2013). Obserwując media, można zauważyć, że rozrywka stanowi podstawę ich programów, również informacyjnych. Następuje proces banalizacji – czy można go jakoś zatrzymać? – Z jednej strony, dostęp do rozrywki jest stosunkowo tani, a z drugiej, jest ona łatwa do przygotowania i gwarantuje oglądalność. Co więcej, w czasie kryzysu liczba treści rozrywkowych w mediach się zwiększa. Nic zatem nie zapowiada zatrzymania tego procesu. Jakiś czas temu wszystkie media pokazywały spotkanie Baracka Obamy z weteranami i ich rodzinami. Nagle do prezydenta podchodzi pięcioletnia córka jednego z weteranów i przez następne trzy minuty oglądamy, jak prezydent rozmawia z dziewczynką, potem pisze jej usprawiedliwienie nieobecności. Jak zaklasyfikować takie wydarzenie? Zaliczyć je do spraw międzynarodowych? Nie dowiadujemy się, jakich problemów dotyczyło spotkanie. Wszystko zostało sprowadzone do dziecka ocieplającego wizerunek prezydenta. Wyborca jak konsument Aby sprostać wymaganiom wizerunkowym, polityk musi atrakcyjnie opakować swój program. Wykorzystuje w tym celu różne rekwizyty i korzysta z atrakcyjności celebrytów. – Tak wygląda teraz polityka. Wyborca staje się konsumentem. Czytałam opinię jednego z niemieckich dziennikarzy, który stwierdził, że Angeli Merkel nie przedstawia się już jako osoby, która ma jakiś program, tylko sprzedaje się ją jako kogoś cool. To wystarcza. Nawet nie wiadomo, co się kryje pod tym terminem. Jest fajna, miła, cokolwiek by to znaczyło. Polityka stała się poppolityką. Nie ma już konwencji wyborczej bez jakiegoś zespołu bądź wsparcia celebryckiego. Politycy wydzierają sobie nawzajem znanych ludzi, których popularność przekłada się na ich własną rozpoznawalność. Zostaje w tym wszystkim miejsce na poważny stosunek do wyborców? – We Francji podczas wyborów prezydenckich kandydaci wychodzili do ludzi, aby spotkać się z nimi bezpośrednio. Np. podczas wizyt na lokalnych targowiskach ściskali ręce wyborcom, rozmawiali o ich problemach. Można powiedzieć, że to też element do pokazania w mediach, ale zarazem wyjście do ludzi, kontakt twarzą w twarz. Polityk w takiej sytuacji musi się liczyć i z tym, że ktoś nie zechce podać mu ręki. Spotkało to kiedyś prezydenta Sarkozy’ego. Życie na pokaz Wracając do celebrytów, jakie warunki trzeba spełnić, żeby zostać taką medialną gwiazdą? – Celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana. Często są różne strategie osiągnięcia takiego statusu. Trzeba przede wszystkim upubliczniać swoją prywatność. Widzowie chcą wejść w życie tego kogoś, poznać jego problemy, ale i radości. Często obserwacja życia celebryty staje się substytutem ich własnego. Współcześnie media mają tak dużą władzę, że to one uznają, kto może być celebrytą. Odnosi się jednak wrażenie, że może nim zostać każdy. – Mamy do czynienia z demokratyzacją celebrytów. Oczywiście warunkiem jest wola i chęć zostania nim. Osoby, które zgłaszają się do programów kreujących takie gwiazdki, opartych na gotowych formatach np. talent show, przechodzą długą drogę, jeżdżą po Polsce, biorą udział w castingach. Muszą mieć jakieś umiejętności czy determinację, ale i chęć pokazania swojej prywatności. Istnieje zestaw zachowań albo model postępowania, który przedłuża życie celebryty? – Celebryta, jakkolwiek by to brzmiało, jest utowarowionym przedmiotem, który można odpowiednio opakować i sprzedać. Trzeba pamiętać, że można też nim zarządzać, dostosowując go do wymogów rynku. Mówi się o cyklu życia produktu. Pomysłem na przedłużenie życia jest pokazanie się w nowej odsłonie, zabieranie głosu na tematy inne niż dotychczas, np. w sprawach publicznych, lub występowanie w roli eksperta. Czy system rekrutacji celebrytów bardzo się różni od „poboru” gwiazd sprzed kilkudziesięciu lat? – Można sięgnąć nawet do dużo wcześniejszych przykładów. Sam termin celebryta wydaje się związany z kulturą ponowoczesną, ale niektóre opracowania pokazują, że jest ciągłość między dzisiejszym gwiazdorem a bohaterem średniowiecznym czy religijnym. Gdy się czyta np. o kulcie św. Patryka w Irlandii, opisywanym w 1919 r. przez socjologa Stefana Czarnowskiego, można dojść do wniosku, że był on bardzo podobny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 42/2013

Kategorie: Media