Cena twarzy

Cena twarzy

Nic nie zapewni większej reklamy w mediach niż przyjazd zagranicznej gwiazdy Nikogo już chyba nie dziwi sytuacja, że przyjeżdża do nas zagraniczna gwiazda filmu, muzyki czy świata mody, aby coś swoją obecnością uświetnić. A to odbiera jakąś nagrodę, a to ozdabia galę biznesmenów, reklamuje nowy samochód albo kosmetyk. Coraz częściej gwiazdy przyjeżdżają nie po to, by promować swoje filmy bądź płyty, lecz zapraszające je firmy. Ich zadaniem jest przyciągnięcie tłumów dziennikarzy i fotoreporterów i w ten sposób zapewnienie zapraszającym organizatorom reklamę w mediach. Najprostszy sposób, aby wykorzystać gwiazdę do promocji firmy, to przyznać jej nagrodę (np. „za całokształt”), zorganizować imprezę, zaprosić media i – najlepiej – opłacić transmisję w telewizji. Wcześniej jednak trzeba nakłonić gwiazdę do przyjazdu i odebrania nagrody. Argumenty są, jak łatwo zgadnąć, finansowe. Całkowity koszt zaproszenia gwiazdy to majątek – przeciętnie 600 tys. zł. Ale tyle samo kosztuje reklama w telewizji nadana w paśmie największej oglądalności. Jednak zaproszenie zachodniej gwiazdy zwraca większą uwagę niż telewizyjna reklamówka i przynosi większe zyski: około 200 artykułów w prasie, 2,5 godziny programów w różnych kanałach telewizyjnych i tyle samo w stacjach radiowych. Wprawdzie artykuły i programy dotyczą zaproszonego gościa, ale przy okazji pojawia się też nazwa zapraszającej firmy, a na zdjęciach – jej logo. Gdyby te artykuły i programy przeliczyć według stawek za reklamy, okazałoby się, że koszt zaproszenia gwiazdy zwraca się wielokrotnie. Kontrakt handlowy Pismo „Teletydzień” od pięciu lat wręcza swoje nagrody – Telekamery, na uroczystej gali transmitowanej przez telewizję. Nagradza najpopularniejszych ludzi występujących w różnych programach polskiej telewizji oraz jedną gwiazdę zachodnią. W tym roku „Teletydzień” wyróżnił Jeremiego Ironsa, rok temu Sophię Loren, wcześniej, kolejno, Gerarda Depardieu, Alaina Delona i Richarda Chamberlaina. Z kolei wydawnictwo „Reader’s Digest” sprowadza gwiazdy, aby wręczały jego nagrodę i dodawały splendoru wydarzeniu. Na zaproszenie „Reader’s Digest” przyjechały m.in. Claudia Schiffer, Sophia Loren i Jane Seymour. – Zaproszenie sławnej osoby podnosi prestiż naszej firmy – mówi Olga Pomianowska z „Reader’s Digest”. – Po każdym pobycie zachodniej gwiazdy, która wręcza nasze nagrody, prenumerata naszego pisma wzrasta o kilka procent. Firmy mówią elegancko, że zapraszają gwiazdy, ale tak naprawdę za pośrednictwem wyspecjalizowanych agencji zawierają z gwiazdą zwykły kontrakt handlowy, poprzedzony długimi negocjacjami. Kontrakt nie tylko dotyczy wysokości honorarium, lecz określa także warunki, w jakich gwiazda będzie mieszkać i występować, ile czasu przeznaczy na wywiady (zazwyczaj 1-1,5 godziny), ile czasu będzie pokazywać się publicznie itd. Istnieje coś w rodzaju cennika gwiazd, toteż wybór zapraszanej osoby zależy najczęściej od zamożności firmy. Na szczycie drabiny są Demi Moore i Bruce Willis, którym trzeba zapłacić około miliona dolarów i kilka miesięcy prowadzić negocjacje z ich agentami w sprawie ustalenia terminu. Cena tych aktorów nie maleje od lat, ale możliwe, że kiedyś spadnie. Arnold Schwarzenegger też kilka lat temu za imprezy promocyjne brał milion dolarów, a dziś można go sprowadzić za 250 tys. dol. Natomiast John Travolta dziś kosztuje kilkaset tysięcy dolarów, a przed premierą „Pulp Fiction” brał zaledwie 20 tys. dolarów. Ceny dyktuje rynek. Za co się płaci Gwiazdy, które odwiedziły nasz kraj, nie należą do najdroższych. Naomi Campbell w 1995 r. za udział w Salem Fashion Show wzięła około 100 tys. dol. W ramach kontraktu wystąpiła w pokazie mody (była na wybiegu przez dwie minuty). Podobne honorarium otrzymała Claudia Schiffer, choć jej agencja rozpoczęła negocjacje od sumy 150 tys. dol. Agenci Richarda Chamberlaina i Jane Seymour także zaczęli pertraktacje od stawki 150 tys. dol., ale polscy kontrahenci zdołali utargować ponad trzecią część sumy. Na przykładzie Jane Seymour widać, jak popularność aktora przekłada się na jego wartość rynkową. Aktorka przyjechała do Polski w grudniu 1997 r., gdy w Stanach Zjednoczonych był emitowany serial z jej udziałem – „Dr Quinn” – i tytułowa bohaterka cieszyła się dużą popularnością. Gdyby przyjechała do Polski trzy miesiące później, gdy emisja tego serialu za oceanem już się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2002, 2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Wituska