Chadzał w Polskę
PHOTO: INPLUS/EAST NEWS; KAPITAN SOWA NA TROPIE; SERIAL TELEWIZYJNY; ODCINEK 3 "TERMOS"; PRODUKCJA: ZESPOL FILMOWY RYTM; 1965; REZYSERIA: STANISLAW BAREJA; SCENARIUSZ: ALOJZY KACZANOWSKI (PSEUD.); ZDJECIA: FRANCISZEK KADZIOLKA
Wiesław Gołas (1930-2021) Twarz szczera i otwarta jak kawał pola. Pszenna i rdzenna. A przecież potrafił z tej twarzy wykrzesać, co tylko chciał: wieśniaka, Babę Jagę, Papkina i czołgistę. Wiesław Gołas był ikoną tej Polski, która po wojnie wprost z Kielecczyzny weszła do Sejmu, do teatru, do telewizji i do Bristolu. To był swojak, który umiał wziąć własny los za uzdę. Nigdy mu tego nie zapomnimy. Wiesław Gołas to nieodrodny syn ziemi kieleckiej. W szkole szło mu średnio, zwłaszcza z matematyki. Kiedy po raz kolejny nie potrafił określić sumy kątów w trójkącie, matematyk zdenerwował się do tego stopnia, że z pasją huknął w tablicę. Tablica z łomotem spadła, a mały Wiesiek, żeby jakoś się odnaleźć w tej sytuacji, udał zemdlonego. Nauczyciel dał się nabrać, a koledzy, widząc, że mu to tak świetnie wychodzi, prosili, by na zawołanie udawał albo rannego w boju, albo zastrzelonego. Nic więc dziwnego, że na Boże Narodzenie przeczytał w liście od Mikołaja: „Wiesiu, oj, Wiesiu, leniuszku mały, w zeszytach twoich dwójek całe zwały. / Zamiast się uczyć, ciągle figlujesz, a zamiast słuchać, wciąż leniuchujesz”. Niekiedy z tych szkolnych inscenizacji robił cały teatrzyk, np. podczas klasówki z łaciny ukradkiem rozkładał pod blatem na kolanach książkę od historii. Dopadał go łacinnik, cały szczęśliwy, że przyłapał ucznia na ściąganiu, a kiedy okazywało się, że to książka od historii, machał zwiedziony ręką i odchodził. I dopiero wtedy uczeń Gołas brał ściągę i spisywał, ile się tylko dało. Gdy pani od angielskiego odpytywała klasę, ta wydelegowała Wieśka, żeby podszedł do katedry i bajerował panią profesor, a jednocześnie przypiął frontem do uczniów kartkę ze słówkami. Ta łatwość inscenizacji pomagała mu, kiedy pod pseudonimem „Wilk” zajmował się drobnym sabotażem jako członek Szarych Szeregów w Kielcach. Chojrakował, liczył na swoje zdolności aktorskie i na łut szczęścia. Kiedy przenosił przewieszony na szyi, skryty pod jesionką pistolet automatyczny, potrafił się przewrócić pod samym nosem spacerującego Niemca, a ten litościwie postawił chłopaka do pionu, uśmiechając się dobrodusznie. Za którymś razem jednak wpadł, trafił na gestapo, po przesłuchaniach wracał do celi siny od bicia. Niemcy wypuścili aresztowanych tuż przed nadejściem Rosjan i kiedy Wiesiek chciał podziękować za cudowne uwolnienie w kieleckiej katedrze, nie był w stanie zrobić kilku kroków, bo nogi mu się rozjeżdżały z wycieńczenia. Na Gołasa Przy pierwszym podejściu nie dostał się do szkoły aktorskiej. Z oczywistego powodu – w papierach stało, że ojciec to oficer sanacyjny, potem akowiec, a sam egzaminowany ma w karcie Szare Szeregi. I wtedy już było bez znaczenia, czy taki z talentem wyrecytuje przed komisją „Stepy akermańskie”. Próbował jeszcze raz w szkole teatralnej, tym razem wygłosił „Panią Twardowską”, a tu Jacek Woszczerowicz, który widział w nim pewne zadatki, mówi, żeby przestał recytować. Niech raczej pokaże atmosferę pijaństwa, hulanek i swawoli. Tu Gołas był świetny, więc natychmiast został przyjęty. Potem już szło. Wielki „Zelwer” sadzał go na podwyższeniu i mówił: „Kiedy stuknę laską raz, pan się śmieje. Kiedy stuknę w podłogę dwa razy, pan płacze.” Wywiązywał się natychmiast, na zawołanie i za każdym razem całkowicie szczerze. Na pamiątkowym zdjęciu ze spektaklu dyplomowego Gołas siedzi obok Jerzego Dobrowolskiego, a kawałek dalej Mieczysław Czechowicz i Franciszek Pieczka. Zresztą krzepki Pieczka, wraz z innym kolegą, na żądanie profesorów w trakcie rozmaitych popisów wykręcał Gołasowi ręce do tyłu, żeby ten mógł podawać tekst, nie szalejąc z tą swoją legendarną gestykulacją. Było to dla aktora trudne, ale udawało się. Poza tym życie w szkole teatralnej biegło wesoło, czasami na krawędzi, jak wówczas gdy tuż po śmierci Stalina wartę przed jego popiersiem na terenie szkoły teatralnej objęła dwójka – Mieczysław Czechowicz i Wiesław Gołas. A tu zjawia się Zdzisław Leśniak, zresztą syn ideowego komunisty, podchodzi do popiersia Stalina, klęka jak przed tabernakulum i żegna się. Wartownicy chichoczą, ale jemu jest mało. Wraca i żegna się tym razem na sposób prawosławny. Obaj chłopcy są ugotowani, na szczęście nikt tego nie widzi, bo kosztowałoby ich to relegowanie ze studiów. Jest również prawdą, że próbowali streakingu, czyli biegania „na Gołasa”. Konkretnie przebiegli nago korytarz akademika przy placu Narutowicza, i to w niedzielę, kiedy pełno tam było rodzin odwiedzających studentów. W dodatku Gołas wyprzedził Leśniaka, wskoczył do pokoju i zamknął mu drzwi przed nosem, zostawiając
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety