W polityce zagranicznej USA Co innego mówi prezydent Trump, a co innego jego wysłannicy Kim jest Donald Trump? Najbogatszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych, który nigdy nie służył w wojsku, nie zajmował żadnego stanowiska obieralnego i nie ma doświadczenia międzynarodowego. A jakim jest prezydentem? To dopiero się okaże. Ale już teraz można powiedzieć, że jako prezydent ma wiele cech, które charakteryzowały go jako prezesa własnego przedsiębiorstwa. Pewny siebie, otacza się potakiewiczami. Nie znosi sprzeciwu, dlatego jest skłócony z mediami, które zadają mu trudne pytania. Nie przyznaje się do błędów, a jeżeli je popełnia, nie widzi potrzeby ich korygowania. Wyraża poglądy, które nosi w sercu i w głowie, i uważa, że wobec tego nikt nie ma prawa ich kwestionować. Także tych jego zapatrywań, które dotyczą oceny świata i polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Dekrety Trumpa Donald Trump uznał, że mimo braku międzynarodowego obycia łatwiej mu będzie wykazać się aktywnością i sukcesami w polityce zagranicznej aniżeli w polityce wewnętrznej. Dlatego przez pierwsze tygodnie prezydentury wykazał więcej inicjatywy w sprawach międzynarodowych niż gospodarczych czy społecznych. Już trzy dni po zaprzysiężeniu, 23 stycznia, podpisał dekret o wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z transpacyficznej umowy o wolnym handlu (TPP), uznając ją za niekorzystną dla USA. Było to świadectwo ekonomicznego nacjonalizmu i protekcjonizmu. Dwa dni później podpisał z kolei dekret o budowie muru na granicy z Meksykiem. Przykładem braku doświadczenia Trumpa było nieprzemyślane, pośpieszne podpisanie 27 stycznia dekretu wstrzymującego na 90 dni wjazd do Stanów Zjednoczonych obywateli siedmiu krajów: Syrii, Iraku, Iranu, Jemenu, Libii, Somalii i Sudanu, oraz zakazującego przyjmowania jakichkolwiek uchodźców przez 120 dni. Trump poniósł porażkę w tej sprawie, bo realizację jego postanowienia wstrzymał sędzia federalny, a sąd apelacyjny przychylił się do tej decyzji. Nowy prezydent nie odbył jeszcze żadnej wizyty zagranicznej, natomiast zaprosił do Waszyngtonu kilku przywódców: premier Wielkiej Brytanii Theresę May, premiera Japonii Shinzo Abego i premiera Kanady Justina Trudeau. Po rozmowie z szefem rządu Izraela Benjaminem Netanjahu Trump dał do zrozumienia, że może istnieć jedno państwo Izrael bez państwowości palestyńskiej. Przerwane rozmowy Prezydent USA odbył też wiele rozmów telefonicznych. Nie wszystkie przebiegały bezkonfliktowo. Rozmowę z premierem Australii Malcolmem Turnbullem przerwał gwałtownie, gdy ten przypomniał o umowie z Obamą w sprawie przyjęcia przez Stany Zjednoczone 1250 uchodźców z obozów znajdujących się w wyspiarskim państewku Nauru i Papui-Nowej Gwinei. Rozmowa z Władimirem Putinem przebiegała przyjaźnie, ale w pewnym momencie prezydent Rosji wspomniał o możliwościach przedłużenia rosyjsko-amerykańskiego układu z 2010 r. o ograniczeniu zbrojeń strategicznych. Ponieważ Trump nie orientował się, o co chodzi, poprosił o przerwę w rozmowie, by zapytać doradców. Po przerwie oświadczył, że nie jest to dobra umowa. Dwa tygodnie później, 15 lutego, zmienił stanowisko w sprawie aneksji Krymu przez Rosję, wyrażając swój sprzeciw. Ta rozmowa z Putinem była znakiem, że Waszyngton przygotowuje się do nowego wyścigu zbrojeń, choć sam Trump wysyłał w tej sprawie sprzeczne sygnały. Raz mówił, że arsenały nuklearne powinny być zredukowane, a nawet wyeliminowane. Innym razem opowiadał się za rozbudową amerykańskiego potencjału nuklearnego i zapewniał, że będzie on największy na świecie. 23 lutego stwierdził z kolei, że Stany Zjednoczone znalazły się w tyle pod względem potencjału nuklearnego. „Chcielibyśmy wyeliminować całą śmiertelną broń, ale tak długo, jak ona istnieje, nigdy nie zostaniemy w tyle pod względem siły nuklearnej”, dodał. 27 lutego ujawnił, że na rok 2018 przedłoży rekordowo wysoki budżet obronny – 603 mld dol., co oznacza wzrost o 54 mld dol. w stosunku do roku poprzedniego. Już w trakcie kampanii wyborczej Trump wyrażał niezadowolenie z powodu amerykańsko-kanadyjsko-meksykańskiego porozumienia NAFTA. Zapowiedział, że jeżeli zostanie prezydentem, zaproponuje renegocjację tej umowy, ponieważ jest ona niekorzystna dla Stanów Zjednoczonych. Powiedział wprost, że NAFTA jest katastrofą dla kraju, dla amerykańskich robotników i firm. Jego zdaniem doprowadziła do utraty milionów stanowisk pracy w USA na rzecz Meksyku. Dlatego trzeba ją zmienić. A gdyby to się nie udało, zapowiedział wystąpienie Stanów Zjednoczonych z porozumienia. Głównym negocjatorem w sprawie NAFTA został Wilbur Ross. Na początku prezydentury bardzo chłodne były stosunki Waszyngtonu z Pekinem. A to z powodu rozmowy telefonicznej,