Na Narodowym długo rozbrzmiewała piosenka „Nas nie dogoniat!” Kiedy w 83. minucie spotkania kończącego rywalizację o awans do futbolowego światowego czempionatu Rosja 2018 Czarnogórcy wyrównali na 2:2, nad Stadionem Narodowym pojawił się wielki znak zapytania: co dalej, jak to się właściwie skończy? Wtedy losy meczu i reprezentacji wziął w swoje ręce jej kapitan Robert Lewandowski. Po zaledwie dwóch minutach uspokoił nastroje – wykorzystał szkolny błąd rywali i po solowej akcji trafił do siatki. Wyglądało to trochę tak, jakby chciał dać do zrozumienia kolegom: „Panowie, nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar zagrać w przyszłym roku w Rosji!”. Kolejne 120 sekund i samobój rywali dał nam zwycięstwo 4:2. Założywszy koszulki z napisem: „Polska Dawaj! 2018”, kadrowicze, wraz z tysiącami kibiców, świętowali sukces. Po 12 latach znów znaleźliśmy się w doborowym gronie. Były więc szampan, muzyka, konfetti i fajerwerki. Na Narodowym długo rozbrzmiewała popularna piosenka „Nas nie dogoniat!”. Ten awans jest także osobistym sukcesem Adama Nawałki, który jako pierwszy selekcjoner w historii doprowadził drużynę do finałów mistrzostw Europy i mistrzostw świata, w dodatku w następujących po sobie turniejach. RL9 robi różnicę Na opis gry i wyczynów Roberta Lewandowskiego powoli zaczyna brakować określeń. Zawodnik z numerem 9 na koszulce (stąd RL9) w zakończonych kwalifikacjach zaliczył trzy hat tricki (z Danią, Rumunią i Armenią). Jest liderem klasyfikacji najlepszych snajperów reprezentacji Polski – ma już na koncie 51 bramek. Został królem strzelców eliminacji z 16 trafieniami. O jedno mniej miał Cristiano Ronaldo, a znacznie niżej uplasowały się megagwiazdy: Messi z siedmioma bramkami i Neymar z sześcioma. Lewandowski jako jedyny z polskiej drużyny zagrał we wszystkich 10 spotkaniach o punkty w pełnym wymiarze czasu! Należy po prostu podziękować: kapitanie, czapki z głów! Jednak pod koniec konfrontacji z Czarnogórą i po jej zakończeniu nasz piłkarz numer jeden nie skrywał irytacji: „Prowadzimy 2:0, gramy, klepiemy i sami się uśpiliśmy taką grą. Czasami się wyłączamy i myślimy, że jest już po meczu. Dopiero po utracie głupich bramek otrząsamy się i ponownie zaczynamy atakować. W drugiej połowie chyba do 80. minuty w ogóle nie dostawałem piłki. Obrońcy rozgrywali ją z pomocnikami, ale do napastników nie trafiała. Jak wszyscy cieszę się z awansu, ale nie rozumiem, dlaczego mam mówić, że jest świetnie, jak nie jest świetnie?”. Najpierw, 5 października, na stadionie Hanrapetakan w Erywaniu odbyła się próba generalna, i to aż „na sześć fajerek”. Spodziewaliśmy się niezwykle ciężkiej przeprawy, jednak tym razem gospodarze byli jak stadko bez sprzeciwu idące na rzeź. Armenia w niczym nie przypominała ekipy, która przed rokiem na Stadionie Narodowym napędziła nam strachu i dopiero po ostatniej akcji meczu dała sobie wydrzeć remis. Tym razem poszło wyjątkowo gładko. Co pozostanie w pamięci? Przede wszystkim rewelacyjny wynik 6:1, trzy gole Roberta Lewandowskiego, w tym 50. w reprezentacji, dzięki czemu Lewy został liderem klasyfikacji najlepszych strzelców w historii. Poprawił leciwy rekord Włodzimierza Lubańskiego (48 goli) z 24 września 1980 r. Zdetronizowany były znakomity napastnik nie ukrywał radości: „Już przy okazji meczu z Kazachstanem oczekiwałem, że Lewandowski poprawi mój wynik. Wtedy się nie udało. Teraz mnie wyprzedził i nie ma co kryć: zasłużył na to. Wiedziałem, że pobicie mojego rekordu to tylko kwestia czasu. Serdecznie mu gratuluję”. Zespół o dwóch twarzach Na mistrzostwach w Rosji nie będzie takich drużyn jak Czarnogóra, Rumunia, Kazachstan czy Armenia. Poprzeczka powędruje zdecydowanie wyżej, a każda stracona bramka będzie kosztowała o wiele drożej. Dlatego ciesząc się z awansu do finałów, należy spokojnie przygotować się do tego najtrudniejszego turnieju i poszukać pełnowartościowych dublerów, bo absencja jednego piłkarza na dowolnej pozycji powoduje, że jakość gry zespołu spada do takiego stopnia, że nawet drugi skład Czarnogóry potrafi nas wpędzić w nerwy. Kapitan Lewandowski mówił otwarcie, że mamy problemy z ustawianiem się na boisku bez piłki, odpowiednio agresywnym i w odpowiednim momencie atakowaniem rywala. Do tego dochodzą – tradycyjne, można rzec – momenty kompletnego „odcięcia prądu”. O tyle niepokojące, że nie umiano wyeliminować tego zjawiska przez wszystkie eliminacyjne potyczki. Sympatyk sportu, były prezydent Aleksander Kwaśniewski skomentował (dla