Talent i kariera to dwie różne sprawy. Są tacy, którzy graja przeciętnie, a robią kariery Prof. Ewa Pobłocka jest wybitną polską pianistką. Absolwentka Akademii Muzycznej w Gdańsku, laureatka konkursów muzycznych, w 1977 r. konkursu chopinowskiego w Warszawie. Wykonuje muzykę zarówno dawną, jak i współczesną, występuje jako solistka i kameralistka. Dokonała wielu nagrań. Zasiądzie w jury XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, który się odbędzie w październiku 2005 r. w Warszawie. – Pochodzi pani z muzycznej rodziny. Mama – Zofia Janukowicz-Pobłocka – jest znaną śpiewaczką i pedagogiem. Pani dzieci również wybierają podobną drogę życiową? – Stało się właśnie tak, i to wbrew mojej i męża woli. Starsza córka studiuje już w Akademii Muzycznej w Gdańsku śpiew i fortepian, ale młodszą, zaledwie pięcioletnią, chcieliśmy jakoś uchronić przed losem muzyka. Celowo podsuwaliśmy różne pozamuzyczne zajęcia, a od instrumentu wręcz odgradzaliśmy. Żadnej szkoły muzycznej, uczenia się nut czy choćby stukania w fortepian. I niestety wszystko na nic. Dziś młodsza córka oświadcza, że chce się uczyć gry na skrzypcach. Potrafi siedzieć przez kilka godzin w pokoju, w którym ćwiczę. Wcale nie przeszkadza, tylko słucha. „Pana Marimbę” Marty Ptaszyńskiej śpiewa na pamięć, rozróżnia Czajkowskiego i Rachmaninowa. A nuty już sama poznała. – Dzieci okazują się o wiele bystrzejszymi obserwatorami swoich rodziców? – Moim zdaniem, zadziałały geny. Tego się nie dało w żaden sposób uniknąć. – Muzyka w genach oznacza wyraźne predyspozycje, spory talent, może też karierę. – Talent i kariera to dwie różne sprawy. Często jest tak, że młody artysta gra pięknie, wręcz wspaniale, a nie osiąga wielkiego rozgłosu. Kariera, sława, pieniądze – to wszystko zdobywa się według innych reguł. Mogłabym nawet powiedzieć, że są tacy, którzy grają przeciętnie, a mimo to robią kariery. -Jest pani profesorem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Dlaczego nie w Warszawie, gdzie są dom i rodzina? – W Warszawie nikt mi takiej pracy nie zaproponował, choć się starałam kilka razy. W Bydgoszczy natomiast, gdzie pracuje mój profesor Jerzy Sulikowski, okazano zainteresowanie. – Jaką zasadą kieruje się pani w pracy ze studentami? – Jestem jeszcze wciąż początkującym pedagogiem, ale zauważyłam już, że uczeń czy student zbyt często poddawani są różnym zakazom i nakazom, tymczasem one bardzo skutecznie zabijają w młodym człowieku to, co być może ma on do powiedzenia od siebie. Rośnie z niego grzeczny wykonawca czyichś rad, a nie dojrzały artysta. Oczywiście, profesor powinien oceniać grę ucznia, ale nie narzucać mu swej woli, nie poprawiać go aż do znudzenia, aby przyjął naszą wersję wykonywania jakiegoś utworu. Zagrać naszą wersję to zagrać poprawnie. Niestety, na uczelniach zbyt często panuje przekonanie, że im poprawniej, tym lepiej. Tymczasem fakt, że ktoś gra świetnie technicznie, jest utytułowany, wcale nie oznacza, że chce się go słuchać. Zdarzało mi się skonstatować, że ktoś gra wspaniale, ale nie wiadomo kompletnie po co. – Doskonałość zdobywa się m.in. poprzez pracę, ćwiczenie. Czy trzeba ćwiczyć codziennie? – Trzeba. Oczywiście, liczba godzin poświęconych na ćwiczenie palców jest sprawą indywidualną, zależy też od rodzaju repertuaru, jaki się przygotowuje lub wykonuje. Jednak przesada w drugą stronę też może być groźna. Zbyt intensywne ćwiczenia dla uzyskania określonego efektu zabijają spontaniczność i wrażliwość. A te cechy są dużo cenniejsze dla artysty niż biegłość palców. – Jest pani jedną z nielicznych pianistek, profesorów fortepianu, który chodzi na koncerty i słucha innych wykonawców. – Bywam dużo mniej, niżbym chciała. Uważam jednak, że jest to zajęcie inspirujące. Lubię zwłaszcza koncerty wokalistów, bo pianiści powinni brać z nich przykład, kształtując dźwięk wydobywany z instrumentu i prowadząc frazę. Fortepian powinien śpiewać, a nie zachowywać się jak instrument perkusyjny. – Fortepian najpiękniej śpiewa w utworach Chopina. – Chopin jest przez to bardzo trudny, bo pożąda pięknego, śpiewnego dźwięku, jednak bardzo zróżnicowanego, co uwydatnia się nie tylko w wielkich formach, ale także w miniaturach. Chopin wymaga umiejętności stosowania rubata, a także wielkiej wrażliwości i lekkości, co nie znaczy, że trzeba go grać bardzo cicho, małym dźwiękiem, bo są fragmenty, gdzie można się popisać wielkim, dramatycznym rozmachem. Wymaga wrażliwości, świeżości
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz