Chorzy z urojenia

Wystarczy błahostka, u hipochondryka by rozpętać obsesję poważnej choroby z wszystkimi jej objawami Hipochondria pochodzi od greckiego terminu określającego “miejsce pod pseudożebrami chrzęstnymi”. Początkowo nadmierne zainteresowanie się własnym stanem zdrowia i szukanie choroby uznawano za wynik zaburzeń w układzie trawiennym. W wieku XVII hipochondria była bardzo popularna w wyższych sferach w Anglii. Mówiono o niej wręcz: “angielska choroba”. Cierpiącymi interesowali się wszyscy, współczuli im, lekarze zaś wysilali swe umiejętności, by ich zbyt szybko i skutecznie nie wyleczyć, nie wpędzić w neurozę czy depresję. Hipochondria stała się nie tylko zagadnieniem medycznym czy psychologiczno-medycznym, wiążącym się z typem osobowości neurastenicznej, ale nawet pewnego rodzaju normą obyczajową. Nic dziwnego, że trafiła i do literatury: “Chory z urojenia” Moliera. Los zakpił sobie zresztą z prześmiewcy Moliera. W czasie czwartego przedstawienia grający Arganta Molier dostał wylewu i wkrótce potem umarł. Ciało – psychiczna pułapka Najczęściej u ludzi z osobowością hipochondryczną wystarczy zupełna błahostka, by rozpętać piekło obsesji poważnej choroby ze wszystkimi jej symptomami. Ból głowy, żołądka, wątroby, woreczka, krzyża itp. – jeżeli pacjent nie “ustawi” sobie tego wszystkiego we właściwych proporcjach i granicach – może doprowadzić do prawdziwej neurozy, która z kolei może dość łatwo wywołać obsesję, a nawet urojenia czy delirium. Tak więc, choć określenie “hipochondria” pod adresem osoby przesadnie skoncentrowanej na swoim zdrowiu wypowiadamy zazwyczaj z przekąsem i tonem pełnym politowania, spróbujmy sobie uświadomić, że hipochondria należy do silnych nerwic i może przysparzać osobom nią dotkniętych autentycznych cierpień, wynikających z ogromnego lęku, poczucia winy, potrzeby karania siebie, niezaspokojonej potrzeby miłości. Często hipochondria jest ucieczką w chorobę, spowodowaną niepowodzeniami zawodowymi czy życiowymi, brakiem satysfakcji czy chęcią zwrócenia na siebie uwagi osób, na których nam zależy. W większości przypadków u hipochondryków, dochodzi do powstania błędnego koła. U osobowości o słabej konstrukcji psychicznej, a więc podatnej na lęki i depresje, punktem wyjścia jest nieznaczny sygnał alarmowy: coś się w organizmie dzieje. Nieważne, czy jest to tylko złe samopoczucie, przeziębienie, niestrawność itp. Niewielka dolegliwość czy tylko dyskomfort psychiczny przekształca się – dzieje się to niejako poza świadomością danej osoby – w faktyczną dolegliwość somatyczną. Narasta też lęk, panika i w konsekwencji objawy się nasilają. Nierzadko ten mechanizm zostaje wywołany przez medyczną lekturę, notkę w prasie czy audycję telewizyjną, poważną chorobę kogoś bliskiego, tragiczny wypadek w rodzinie itp. Bardzo często na hipochondrię zapadają studenci medycyny w momencie bezpośredniego kontaktu z patologiami i objawami różnorodnych chorób. Z reguły chodzi tu o lekką i przemijającą formę hipochondrii. Hipochondria objawia się najczęściej bólami zlokalizowanymi w różnych narządach. Nie są one spowodowane żadną faktyczną chorobą. Są urojeniem, ale realnym, gdyż pacjent ów ból odczuwa, niekiedy bardzo dotkliwie. Pacjent idzie więc do lekarza, który zaczyna od zlecenia różnorodnych badań, aby zlokalizować źródło bólu. W efekcie pacjent, widząc troskę lekarza, nabiera przekonania, że jest ciężko chory. Gdy lekarz w końcu wykluczy wszelkie schorzenia somatyczne, jest już za późno. Pacjent przeświadczony o swojej chorobie rozpoczyna wędrówkę od lekarza do lekarza w desperackim poszukiwaniu wyjaśnienia swoich dolegliwości i wyleczenia ich, by, gdy to się stanie… natychmiast zacząć chorować na co innego. Lekarz, który już wie, że dany pacjent naprawdę nie cierpi na schorzenie somatyczne, często bagatelizuje skargi pacjenta. Zdarza się też, że i on, i personel medyczny są zmęczeni natręctwem takiego “chorego”. W takiej sytuacji istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie przeoczony symptom autentycznego schorzenia. Przebieg hipochondrii najczęściej charakteryzuje się fazami remisji i zaostrzania objawów. Z reguły upływa wiele czasu, zanim taki pacjent trafi na właściwego lekarza, który go rozszyfruje i miast zlekceważyć chorobę, skieruje do specjalisty. W każdym przypadku postępowanie podporządkowane jest trzem łączącym się i zazębiającym czynnikom. Są to: istota psychopatologii, osobowość pacjenta i sposób traktowania go przez lekarza. Hipochondria rzadko występuje samodzielnie, najczęściej towarzyszą jej inne zaburzenia psychiczne, np. depresja. Rozpoznać i nie stracić zaufania Wmówiona sobie choroba może się skończyć burzą psychologiczną, która skoncentruje myśli i działania pacjenta na jego wyimaginowanej chorobie, zobojętniając go na wszystkie czynniki zewnętrzne. Terapię utrudniają tu dwie podstawowe przyczyny. Pierwsza: pacjent jest głęboko

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2000, 2000

Kategorie: Zdrowie