Chrust plus przepis na katastrofę

Chrust plus przepis na katastrofę

Kampinowski Park Narodowy 06.01.2021 r. fot.Krzysztof Zuczkowski

Martwe i zamierające drzewa są dla przyrodników zazwyczaj atrakcyjniejsze niż żywe Dom ogrzewam drewnem. W tym roku zabolało, cena skoczyła o 50% w stosunku do poprzedniego sezonu, a mój dostawca nie był w stanie dostarczyć opału od ręki. Z odsieczą przybył na kasztance rząd, przypominając o możliwości zbioru chrustu w lesie. Ale śmieszki na bok, bo sprawa chrustu to gotowy przepis na pogłębienie katastrofy przyrodniczej. Puszcze nietknięte siekierą Przyzwyczailiśmy się do lasów, w których drzewa rosną w równych rządkach, a pod nogami nie walają się gałęzie. W takim lesie łatwo zbierać grzyby i trudniej się zgubić. Rzecz w tym, że taki twór to nie żaden las, tylko plantacja desek. Tak, zdarzają się leśnicy, którzy rozumieją, że las to coś więcej niż pole uprawne (a i na polu przydałoby się więcej miejsca dla dzikiej przyrody). Niemniej znaczna część naszych lasów przedstawia się pod tym względem żałośnie. Ilość martwego drewna na hektar nie przekracza 10 m sześc. W lesie naturalnym ta wartość przeciętnie wynosi 123 m sześc. Wielokrotnie w rozmowach spotykam się z argumentami: po co martwe ma leżeć w lesie – jest bałagan  i siedlisko szkodników. Taki pogląd obowiązywał we współczesnym leśnictwie od jego zarania w XVIII w. Niestety, wielu polskich leśników, a nawet naukowców zajmujących się leśnictwem, nadal go wyraża, czemu najlepszy wyraz dał nieżyjący już prof. Jan Szyszko, pod którego kuratelą przez dłuższy czas znajdowało się polskie leśnictwo. Tylko po co przyrodnikom martwe drewno? A szerzej: po co nam wszystkim martwe drewno? Powodów jest wiele, zacznijmy od najmniej oczywistego, od literatury. Chociażby w „Panu Tadeuszu” i w książkach o Tomku Wilmowskim Alfreda Szklarskiego motywy przyrody zajmują sporo miejsca. Bodaj najczęściej stawianym zarzutem wobec „Pana Tadeusza” są długie opisy przyrody. Sądzę, że to efekt naszego oderwania od niej, jej niezrozumienia. Kiedy czytamy opis przyrody, możemy nie tylko ujrzeć ją tak, jak widział ją autor, wyłapać jego błędy (wieszczowie bywają omylni), ale też docenić kunszt literacki. A czym się zachwycał  autor epopei narodowej? Dziką, litewską puszczą, nad wycinką której ubolewał: „Pomniki nasze! ileż co rok was pożera / Kupiecka lub rządowa moskiewska siekiera”. Swoją drogą to pierwsze użycie w języku polskim określenia „pomnik” w odniesieniu do przyrody. Urodzie naturalnych nieprzebytych puszcz z powalonymi drzewami nie oparli się malarze. Szczególnie dobrze to widać w pracach Grottgera i Wyczółkowskiego przedstawiających krajobrazy Puszczy Białowieskiej. Imieniem tego drugiego nazwano nawet rezerwat przyrody z najliczniejszym w Polsce stanowiskiem cisów, w którym artysta szukał natchnienia do pracy i które tam znajdował. Artyści zachwycali się tyleż dorodnymi, wiekowymi i żywymi okazami, ile ich śmiercią oraz rozkładem, czemu najdobitniej wyraz dał Grottger w rycinie „Puszcza” z cyklu „Lithuania”, w której puszczańskiego krajobrazu użył do zilustrowania żniwa zbieranego przez śmierć w wyniku powstania styczniowego. Życie po życiu Spokojnie, to nie metafizyka. Jako prosty biolog ufam tylko w szkiełko i oko, co akurat nie spotkałoby się z pochwałą naszego wieszcza. Po prostu martwe i zamierające drzewa są dla przyrodników zazwyczaj atrakcyjniejsze niż żywe. W takich drzewach tętni życie organizmów, które żywią się martwym drewnem. Gdy drzewo umiera, otwiera się okno w zielonym sklepieniu i do dna lasu dociera światło, pobudzając do życia rośliny światłożądne. To również sygnał dla młodego pokolenia drzew, by wystartowało w wyścigu o zajęcie miejsca po zmarłym. W tym wyścigu nie ma litości, zwycięzca bierze wszystko, czyli miejsce w pierwszym lub drugim piętrze korony lasu. Przegrani wzbogacą dno lasu w martwe drewno. Tymczasem zmarły olbrzym nie tylko zwolnił miejsce, ale swoim ciałem dostarczył masę pokarmu. Na kłodę spadnie niejedno nasionko, te startują w wyścigu o światło z uprzywilejowanej pozycji – są wyżej, a pod sobą mają znaczne zapasy nawozu. Szczególnie gdy trafiło się na wierzchołek wykrotu, czyli karpy korzeniowej po wywróconym drzewie, choć ta pozycja bywa niebezpieczna – niekiedy zanim korzenie umocnią się w stabilnym podłożu, wykrot się rozpada i niedoszły delfin kończy na dnie, w cieniu. Wykroty są miejscem zasiedlanym przez wiele zwierząt, m.in. pszczoły samotnice, chrząszcze czy gady. To jedno z ulubionych miejsc na gniazdo dla strzyżyka, należącego do najzdolniejszych śpiewaków naszych lasów. W cieniu martwego olbrzyma lubią przebywać płazy. W naturalnych lasach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 27/2022

Kategorie: Ekologia