Autorzy i wydawcy prawicowych mediów myślą o swoich czytelnikach i odbiorcach tak samo źle jak „liberalne elity III RP”, jeśli nie gorzej Stawiam się rano w „zrepolonizowanym” przez rząd Polskim Radiu. Tradycyjnie legitymuję się przy wejściu, widząc przed sobą plecy pędzącego publicysty prawicy. „Przepraszam, a jak ten pan się nazywa? Może pan wie…”, pyta mnie pracowniczka ochrony pilnująca wejścia do państwowej rozgłośni. Mówię, że owszem, i podaję nazwisko mojego współrozmówcy w programie, który za chwilę zaczniemy. „Ach, no widzi pan, bo ja się już boję pytać go o nazwisko, dokumenty czy cokolwiek – strasznie napastliwy człowiek, taki agresywny”. No cóż, nie był to jedyny raz, gdy medialna prawica „wchodzi jak po swoje”, maluczkim pokazując wyłącznie plecy. A powyższa anegdota, niestety, to symbol szerszego zjawiska. Ale zacznijmy od początku. Pogarda i samobiczowanie „Elity gardzą Polakami” – znacie państwo to hasło? Wśród wielu mitów polskiej polityki ten o pogardzie warszawskich elit wobec „zwykłych ludzi” jest jednym z najtrwalszych. I być może nie powinno to dziwić, skoro raz po raz ktoś dokłada do niego swoją cegiełkę – a ogień hejterskich dyskusji w internecie rozpala się ostatnio coraz żywszym płomieniem. Ojkofobia – termin wprowadzony do dyskusji przez Jarosława Kaczyńskiego, oznaczający nienawiść do swoich – robi zawrotną karierę. Nienawidzimy się w Polsce wszyscy, dlaczego więc nie dać wiary, że elity (koniecznie z dopiskiem liberalno-lewicowe czy salonowe) nienawidzą ludzi szczególnie mocno? Pierwszy z brzegu przykład: aktor Jerzy Stuhr udziela Tomaszowi Lisowi wywiadu, w którym rzekomo padają słowa o wyborcach PiS jako potomkach chłopów pańszczyźnianych (jakbyśmy wszyscy nimi nie byli). Stuhr tłumaczył, że w każdej grupie – wśród niegdysiejszych zniewolonych chłopów i wśród dzisiejszych inteligentów – są tacy, którzy domagają się najostrzejszej możliwej zemsty, żyją wręcz wizją odwetu za upokorzenia i niepowodzenia. „Znam ludzi bardzo inteligentnych, wykształconych, którzy mają kompleks odwetu (…) za to, że innym się szybciej udało, że są bardziej lubiani. Różne rzeczy na to wpływają”, mówił. Na wypowiedzi Stuhra natychmiast rzuciły się wszystkie „niepokorne” portale internetowe i media prawicy – w tym, trzeba je przecież wliczyć teraz w ten poczet, te do niedawna publiczne. „Stuhr powinien przeprosić”, otwarcie wyrażała oczekiwania rządzących TVP Info. Tygodnik „Do Rzeczy” donosił o „szokującej rozmowie” Lisa ze Stuhrem. „Nie do wiary!”, pisała Niezależna, „Co za pogarda!”, krzyczało wPolityce.pl braci Karnowskich. Oburzenie było powszechne. Uwagi te – podobnie jak liczne wypowiedzi i wywiady Agnieszki Holland, prof. Wojciecha Sadurskiego, Andrzeja Saramonowicza i innych „celebrytów III RP” – zostały zarówno na lewicy, jak i na prawicy uznane za przejaw elitarnej pogardy, ojkofobii, odklejenia i pychy. Jan Śpiewak, były kandydat ruchów miejskich na prezydenta Warszawy, napisał parę miesięcy temu, że elity III RP mają do ogromnej części społeczeństwa stosunek rasistowski. Duża część lewicy, szczególnie młodej, podziela dziś tę diagnozę, gdy czyta powyborcze komentarze Krystyny Jandy albo Dominiki Wielowieyskiej. Publicysta Gazety.pl Michał Gostkiewicz pisał gorzko i wprost: „Tak, polskie elity przez lata pogardzały słabszymi, wyrzuconymi na margines transformacji. Tak, uznały wyborców PiS za gorszych, słabiej radzących sobie w świecie. I słusznie oberwały prawym sierpowym w wyborach”. Prawica wykorzystała tę diagnozę. Na portalu wPolityce.pl jest specjalna kolumna – pod znaczącym tytułem „Czyżby obłęd?” – w całości zapełniona cytatami z polityków opozycji, aktorek i liberalnych komentatorów, które mają obnażać ich odklejenie od rzeczywistości, pogardę i poczucie wyższości. „Mają Polaków za idiotów?!”, „Pogarda mędrca opozycji?”, „Dziennikarka przedstawia Polskę jako patologię” – to typowe tytuły. Część zebranych tam wypowiedzi jest prawdziwa (i prawdziwie kompromitująca), część to zwyczajne przejęzyczenia czy wyrwane z kontekstu słowa, które dopiero ubrane w szokujące i krzykliwe tytuły brzmią kontrowersyjnie. Czy więc Stuhr naprawdę powiedział to, co jego krytycy myślą, że powiedział, jest tu bez znaczenia. A sam wywiad – skądinąd średnio udany – z wybitnym aktorem stanowi przecież wyłącznie pretekst. Rządzący potrzebują „odklejonych” i „pełnych pychy” elit – tak jak potrzebują rozhisteryzowanych i kipiących (często udawanym) oburzeniem nagłówków z cyklu „Jak on śmiał?!”. Bo gdyby nie one, mogłoby się okazać,
Tagi:
Cezary Gmyz, dobra zmiana, dziennikarze, elektorat, elity, Jacek Karnowski, Jerzy Stuhr, katastrofa smoleńska, marketing polityczny, media, Michał Karnowski, Paweł Lisicki, PiS, Polacy, polityka, Polska, polska polityka, prasa, prawica, propaganda, Robert Mazurek, społeczeństwo, Uważam Rze, wPolityce.pl