Dulce et decorum est pro patria mori? Eee tam. Niech zaznaje słodyczy i zaszczytów umierania za ojczyznę, kto ma za nic „wilgotny padół ziemski”. Ta wilgoć jest moją ojczyzną, czynię siebie ziemi poddanym. Gdy wchodzę do jaskini, dotykam skały niewzruszonej przemówieniami polityków. Nawet kiedy nowe pokolenia Polaków wyhodowanych w szkołach Czarnka wyrżną wszystkie lasy, gór nie zdołają wysadzić w powietrze, nie zatkają wód podziemnych, które drążą i wypłukują kamień. Obserwowanie erozji najtwardszej nawet materii nieożywionej bardzo mnie ożywia. Kiedyś była w planach Polska PO-PiS, teraz marzy się Polska po PiS, a mnie to wszystko zaczyna spływać razem z potokiem podziemnym, kapać na stalagmit, zwisać stalaktytem. Emigracja wewnętrzna – w moim przypadku sensu stricto, do wnętrza ziemi – daje spokój nieomal buddyjski. Nie oddam życia za żadne państwo, tym bardziej za państwo PiS, nie oddałbym go także w wojnie domowej przeciw kaczystom. A nie mam złudzeń. Tej władzy nie da się już obalić legalnymi środkami. Wyobraźmy sobie, że grozi nam wieloletnie więzienie za to, że nie płaciliśmy podatków. Szef fiskusa to nasz przyjaciel, dopóki będzie na stanowisku, nic nam nie grozi. Kończy mu się kadencja, będzie konkurs na nowego szefa – w uczciwej rozgrywce może przegrać, ale to od nas zależy nie tylko, czy będzie uczciwa, ale też czy w ogóle do niej dojdzie. Więzienie to nie jest sanatorium – kto przesiedział na dołku choć dobę bez pewności, że wyjdzie na wolność, ma wstępne rozeznanie, że nawet tymczasowe aresztowanie jest koszmarem, który łamie życie. Wszyscy kaczyści zasługują na pudło za ciężkiego kalibru przestępstwa przeciw demokracji: wielokrotne łamanie ustawy zasadniczej i praktyczną likwidację trójpodziału władzy poprzez zaoranie Trybunału Konstytucyjnego, o całej liście pomniejszych afer i przekrętów nie wspominając. Czy naprawdę politycy ugrupowań opozycyjnych są tak naiwni, by zasiadać do pokera z uzbrojonym szulerem i liczyć na to, że pozwoli uczciwie wygrać? A w razie jakiegoś nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności jako przegrany pozwoli wyjść z łupem? Tylko idioci dopuściliby do uczciwych wyborów, które mogą przegrać, skoro przez osiem lat oszukiwali na każdym kroku. Dość wspomnieć wszystkie sejmowe reasumpcje, kiedy ważyły się losy głosowań o znacznie mniejszym ciężarze gatunkowym. PiS ma w zanadrzu dziesiątki racjonalnych przyczyn, by w razie spadku notowań sondażowych wprowadzić stan wyjątkowy. Dopiero co znaleziono w lesie ruską rakietę, która przeleciała ponoć w grudniu nad Polską; gdyby nie feralny amator konnej przejażdżki, który ją znalazł (skądinąd mam nadzieję, że ten człowiek jest bezpieczny), PiS samo by ją odkryło w przededniu wyborów. Jestem przekonany, że takich rewelacji jest więcej na wypadek, gdyby kaczyści realnie poczuli zagrożenie utratą władzy, ergo wolności. Tu chodzi już nie o oderwanie od koryta, ale o Kodeks karny – jesienią w państwie pisowskim dylematy ulegną uproszczeniu: wsadzasz albo sam jesteś wsadzany do pierdla. Może zatem nieznośne przepychanki partii opozycyjnych w kwestii wspólnej listy są celowym pozorowaniem niemocy, aby zawczasu nie wyprztykać się z żelaznych argumentów – im później PiS zacznie się bać porażki, tym mniej będzie miało czasu, by jej zapobiec? W tym szaleństwie byłaby metoda – tak czy owak, nie mam złudzeń, że ta władza zakończy się polubownie. Ostatecznością będzie reasumpcja wyborów, czyli uznanie ich za sfałszowane. Dla dziadów naczelnych każdy wyrok byłby dożywociem, więc będą się bronić przed upadkiem jak wściekłe psy. Rewolucje są możliwe, kiedy cały naród ma dość tyrana, a jemu pozostają tylko rozwiązania siłowe, po które zapędzony w kozi róg bez wahania sięga. Przy poparciu prawie połowy społeczeństwa nie trzeba zanadto machać szabelką, żeby się obronić. Nie wróżę nam przeto zmiany rządów w najbliższych latach, ba, zaczynam godzić się z tym, że kaczyzm mnie przeżyje u sterów państwa polskiego. Dopóki to państwo nie zapadnie się pod ziemię, zachowam swój ciemny spokój. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint