Straszne rzeczy dzieją się w Polsce, kto by się spodziewał, że dożyjemy takich czasów. Jarosław Kaczyński oznajmił w Sejmie, że Mariusz Kamiński podczas pobytu w więzieniu „był torturowany”. Tego samego dnia były minister skarżył się: „Wepchnięto mi mniej więcej półmetrową rurę przez gardło do żołądka i przeprowadzono dokarmianie. Wiązało się to z autentycznym cierpieniem fizycznym”. Prezes dodał: „Jestem przekonany, że to osobista decyzja Tuska i on osobiście powinien za tortury w Polsce odpowiadać”. Na argument dziennikarzy, że Kamiński i Wąsik wyglądają na całkiem zdrowych, odrzekł: „Tortury bywają różne. Są takie, które widać na zewnątrz, i są takie, których nie widać”. Po czym prezes opowiedział o swoim wujku okrutnie torturowanym przez hitlerowców, który dożył dziewięćdziesiątki. Takie rodzinne opowieści snuje prezes. Za to po nim widać, że jest codziennie torturowany przez Tuska. Zasypia z Tuskiem, z nim śpi i z nim się budzi, potem prowadza się z nim przez cały dzień. Rzeczywiście tortury. Prezes przypomniał przy okazji, że Tusk ma niemieckie koneksje, stąd jego skłonność do stosowania tortur. Tu już był tylko krok, by porównać Tuska do Hitlera. I ten krok prezes potem zrobił, porównał Tuska do Führera, przemawiając na uroczystości odsłonięcia pomnika brata w Lublinie. „To, że Lech Kaczyński zginął w katastrofie, ale ta katastrofa wynikała z zamachu, a więc w zamachu smoleńskim, z całą pewnością wynikało z tego, że jego polityka wobec Rosji była coraz bardziej skuteczna”, wywodził tam. W Kielcach też było zabawnie, decyzja Ministerstwa Edukacji Narodowej o likwidacji prac domowych w szkołach podstawowych to zdaniem prezesa „uczenie dzieci lenistwa”, co ma podkopać naukowy rozwój Polski i wychowywać dzieci „na parobków u Niemców”. Tego nie ma co komentować. Prezes i PiS są w matni; PiS bez Kaczyńskiego się rozleci, a z nim na pokładzie nie wygra wyborów. Prezes jest w takiej desperacji, że postanowił ogłosić, że w Polsce już nie ma demokracji, a parlament jest fikcją, „konstytucja przestała działać” i potrzebny jest „okres przejściowy” z nowym rządem. A potem PiS wróci do władzy. Ten „okres przejściowy” mnie zaintrygował. Na czym ma polegać, jak do niego doprowadzić? Prezesowi majaczą przedterminowe wybory, Duda rozwiąże parlament i PiS je wygra. Duda boi się prezesa, ale jeszcze bardziej boi się tak radykalnych kroków, które mają słabe umocowanie prawne. Prezes zaczyna więc publicznie narzekać na prezydenta. A przecież nowe wybory byłyby druzgocącą klęską PiS. Wie o tym Tusk i nagle to on zaczyna nimi straszyć oponentów: zrobimy je, jeśli prezydent nie zatwierdzi budżetu. Prezesowi zatem coś nieustannie się roi. Tu kończy się polityka, a zaczyna czarna magia. Nie wykluczam, że nocami Kaczyński bierze fotografię Tuska i wbija mu szpilki w oczy. Generalnie to jest samobójcza taktyka, brnięcie w fikcję, w spisek niemiecki, w spisek smoleński. Tak nikogo nowego do PiS nie przyciągniecie, a wahających się zniechęcicie. Waszymi wyznawcami będą głównie półświadomi emeryci i wiejski lud zaściankowy. Oby tak dalej, im bardziej będziecie bredzić, tym bardziej przegracie, a za chwilę wybory samorządowe. Zostaną przez PiS przegrane, jeśli wyraźnie, to będzie zmierzch tej partii. Żyję mało kulturalnie, prawie nie chodzę do teatru i pewnie źle o mnie świadczy, że od teatru wolę kino, to jakby ktoś wolał wódkę od wina. Czytam tylko te książki, o których będę pisał, mam od lat w „Zwierciadle”, na ostatniej stronie miesięcznika, felieton o książkach. Nie czytam jednak zupełnie współczesnej prozy, chociaż sam ją piszę. Podejrzane. Mój 17-latek uwielbia chodzić do kina. Wiele wie o współczesnym filmie, kino jako obiekt to dla niego zaczarowana świątynia. I to on motywuje mnie, by chodzić do kina. Mogę polecić czytelnikom dwa filmy, warto oderwać się od naszej męczącej polityki, a one wciągają w swój świat. Z Antkiem byłem na niezwykłym i osobliwym filmie „Biedne istoty” („Poor Things”) greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa. Fascynujący. Łączy różne gatunki, science fiction, przypowieść filozoficzną, horror, komedię i romans, ale widać też odniesienia do różnych gatunków malarstwa, choćby do surrealizmu. A już w pełni rodzinnie byliśmy na „Przesileniu zimowym” („The Holdovers”) w reżyserii Alexandra Payne’a. Piękny film, podobał się bardzo Franiowi, mojemu 13-latkowi, i mnie, 73-latkowi. Ten film wejdzie do klasyki kina świątecznego. Mogę go śmiało wszystkim polecić. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint