Och, gdyby związkowcom było w Polsce tak dobrze, jak opisują proplatformerskie media, to ludzie zapisywaliby się do związków zawodowych na potęgę. I nie musieliby się tłuc do stolicy autokarami. Nie przyjeżdżają przecież do Warszawy na zakupy, bo tu wszystko droższe. Ani dla sławy, bo i tak ważne telewizje niczego nie pokażą, a i prasa nie napisze. Chyba że będzie dyrektywa, by wykpić tych pasibrzuchów i leni, którym się zachciewa rozpusty w postaci 1,5 tys. zł pensji minimalnej. Nie inaczej było więc z manifestacją „Solidarności”. Strzępy informacji w mediach. Niewiele pokazano, ale mało kogo to dziwi, bo i tak wszystko wiadomo. I wiadomo, na co media chorują. Zaburzenia słuchu i wzroku. Nie widzą, nie słyszą! Dlaczego? Bo dziennikarze przecież też mają kredyty (i to we frankach szwajcarskich). A że kredyty trzeba spłacać, kto będzie ryzykował pokazywanie takich haseł jak: „Donald, cudoku, ty skończysz rządzić w tym roku”, „Donaldinio trampkarzyna podwyżkami nas zarzyna”, „Miała być zielona wyspa, a jest blada dupa”, „Politycy do paśników, emeryci do śmietników”. Jest życie w mediach, ale na szczęście jest też życie w realu. O niebo prawdziwsze na ulicach niż w gabinetach. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint