Cnota nieróbstwa
Z GADZIEJ PERSPEKTYWY „No to protokół zakończyliśmy i możemy pogadać normalnie”. Po wymianie stosownych grzeczności, powitań i podziękowań za gotowość do spotkania, stosownie przetłumaczonych, pan Phan Than Binh przemówił językiem Słowackiego i Hłaski. Pan Binh pełni funkcję Chutich Hoi dong guan tri Kiem Tong Giam doc, czyli jest szefem. Szefem „Tong Cong Ty Cong Hghiep Tau Thuy Viet Nam”, czyli największego wietnamskiego koncernu stoczniowego. Gruba fisza, jak komentują panienki na Wybrzeżu, widząc znakomicie prezentujących się szefów. Pan Binh mówi europejskim językiem, bo jest absolwentem Politechniki Gdańskiej. Podobnie jak przyjmujący nas pięcioosobowy Zarząd koncernu. Wszyscy mówią po polsku znakomicie, bo też polskie politechniki ukończyli. Polski jest nie tylko językiem ich pierwszej, okrętowej wiedzy. To język młodości. Najlepszych studenckich lat, spędzonych w kraju, gdzie śnieg pada, a bigos tygodniami swój smak zachowuje, a w „Żaku” były najlepsze dyskoteki. To język obecnie użyteczny w czasie negocjacji, bo znający wietnamski i inne języki partnerzy zwykle polskim nie władają. Toteż można na gorąco coś między sobą po polsku uzgodnić. Pan Doan Van Kien jest Tong Giam doc. Szefem „Tong Cong Ty Than Viet Nam”. Największego państwowego koncernu górniczego. Pan Kien też mówi europejskim, polskim językiem, bo jest absolwentem Politechniki Gliwickiej. Podkreśla, że jego wykładowcy i promotor nie mieli litości dla dalekowschodniego studenta. Dali mu niezły wycisk. Dzięki temu pan Kien swoje wie i ma tutaj opinię twardego menedżera, wyciągającego wietnamskie kopalnie z deficytu. Pan Kien nie ukrywa, że bliskie mu są polskie doświadczenia, sprawdzone, górnicze rozwiązania. Panowie Binh i Kien to tylko skromna reprezentacja 2,5 tysiąca studentów z Wietnamu, którzy zdobyli w Polsce wiedzę. Do tej grupy dochodzą następne dwa tysiące tych ze studiów podyplomowych, doktorantów. Są obecnie w Wietnamie ministerstwa, urzędy centralne, gdzie drugim językiem jest polski. Bo nasi absolwenci weszli w wiek dyrektorski. We władzach każdego większego miasta, nie tylko Hanoi czy Ho Chi Mhin City, znajdziemy absolwenta naszej uczelni, łatwo przyswajającego język Mickiewicza i Himilsbacha. Szczęśliwy kraj, ta Polska, posiadająca aż tylu społecznych ambasadorów. Ale cóż czyni ojczyzna-polszczyzna, aby Viet Nam, kraj ponad czterech tysięcy społecznych ambasadorów ze sobą związać? Cieniutko przędzie. Ze strony rządowej ostatnią wizytę na wysokim szczeblu złożył w Wietnamie wicepremier Grzegorz Kołodko. W 1995 r. Ostatnią wizytę parlamentarną złożył w 1996 r. marszałek Senatu, Adam Struzik. Dwukrotnie planowana wizyta ministra spraw zagranicznych, Bronisława Geremka, nie doszła do skutku. Ostatnia, w maju 2000 r., została odwołana na tydzień przed zaplanowanym przylotem. W III kadencji Sejmu gościliśmy trzykrotnie delegację wietnamskiego parlamentu. Były to grupy studyjne, pragnące poznać nasze doświadczenia kontroli parlamentarnej struktur administracyjnych. Z naszej strony obecna była w maju jedynie delegacja parlamentarnej grupy polsko-wietnamskiej. Honoru ojczyzny Szymborskiej, pisarki bardzo popularnej w Wietnamie, przełożonej przez ambasadora Wietnamu w Polsce, doktoranta polonistyki, bronił prezydent Kwaśniewski, przebywający w Wietnamie w marcu 1999 r. Polska ma w Wietnamie ponad cztery tysiące ambasadorów i ponad 100 milionów deficytu w obrotach handlowych. Wietnam ma siedmioprocentowy wzrost gospodarczy i aktualnie 0,6-procentową inflację. Niestety, wielu decydentom RP nadal Wietnam kojarzy się jedynie z czerwoną partyzantką i ohydnym komunizmem, nędzą i zacofaniem. Ojczyzna-polszczyzna zachowuje się jak polityczna macocha. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint