PiS konsekwentnie i bezwzględnie realizuje swój projekt zawłaszczania państwa i jego obywateli. Tym ostatnim wmawiając, jak widać wciąż dość skutecznie, że robi to w ich interesie. Sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego pozwoli na dalsze, nieskrępowane konstytucją zawłaszczanie prokuratury i oddanie jej jawnie, bez żadnej żenady, pod polityczny nadzór. Równocześnie zawłaszczać można służbę cywilną i media publiczne. Pozwoli też na poszerzanie, bez oglądania się na zagwarantowane konstytucją prawa i wolności obywatelskie, uprawnień służb policyjnych i specjalnych. Łatwo zgadnąć, jaka będzie kolejność: sądy powszechne i administracyjne, które zostaną podporządkowane władzy wykonawczej, uczelnie publiczne, szkolnictwo, kultura. Idąc za przykładem Orbána, można obniżyć wiek emerytalny sędziów i profesorów (szczególnie profesorów prawa) do 50 lat, z możliwością ubiegania się o prawo do pracy jeszcze przez następne, powiedzmy, pięć lat. W ten sposób za jednym zamachem można się pozbyć wszystkich doświadczonych sędziów, ukarać krnąbrnych profesorów, uzyskać przy okazji poparcie szybko awansujących na zwolnione posady młodych i wiernych, zwasalizować tych, którym ewentualnie obieca się możliwość przedłużenia etatu na dalsze pięć lat, a jeszcze ludowi obwieścić, że tak oto PiS wywiązuje się z obietnicy wyborczej obniżenia wieku emerytalnego. Gdy idzie o profesorów, wicepremier i minister nauki Gowin zrealizuje wreszcie swoją deregulacyjną pozytywną szajbę, za którą tak chwalił go swego czasu premier Tusk, biorąc do rządu. „Docentów marcowych” polskie uczelnie kiedyś przeżyły, teraz wystarczy, by minister sięgnął do tej wypróbowanej metody pacyfikowania środowisk naukowych. Kto wie, czy nie pracuje już nad jakimś projektem, bo podobno jest tak zapracowany w ministerstwie, że nie wie, w co ręce włożyć. Chociaż może nie o ręce tu chodzi, bo sam wicepremier i minister oświadczył niedawno, że ma bardzo silne libido, co znający ministra rozplotkowani krakowianie przyjęli bez specjalnego zaskoczenia. Gdy Trybunał Konstytucyjny jest sparaliżowany lub zwasalizowany, rządząca większość może uchwalić wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy. Na przykład to, że następne wybory do Sejmu odbędą się nie za cztery lata, ale za lat 15. Kto im zabroni? Kto im to uchyli jako niekonstytucyjne, gdy Trybunał nie będzie działał albo będzie obsadzony przez pisowskich prawników typu prof. (sic!) Seweryńskiego, prokuratora Piotrowicza, prof. (sic!) Pawłowicz albo nawet ostatnich nominatów? Polecą też głowy szefów spółek skarbu państwa i członków rad nadzorczych, głowy dyrektorów najlepszych teatrów sceny narodowej. Repertuar tych teatrów przykrojony zostanie do pseudopatriotycznej tandety, gustów premier Szydło (krytycznej wobec oscarowej „Idy”) czy wicepremiera Glińskiego, który nawet osobiście (!) pofatygował się do Starego Teatru w Krakowie, a potem coś zabawnego opowiadał o swoich preferencjach teatralnych. Gust pani premier zresztą rzuca się w oczy: te broszki! Niewiarygodne, ile razy w roku odbywa się odpust w Brzeszczach! Trzeba też będzie na nowo skonstruować kanon lektur szkolnych. Myślę, że wystarczy sięgnąć do niegdysiejszych dokonań na tym polu mecenasa Giertycha, uzupełniając skonstruowany przez niego kanon kilkoma późniejszymi wierszami Rymkiewicza i „literaturą smoleńską”. I jeszcze coś wymyślić w sprawie samorządów. Tworząc zwykłą ustawą dwa nowe województwa, można uchwalić, że zarządza się wybory samorządowe w całym kraju. Ten manewr będzie opłacalny, jeśli PiS utrzyma przewagę w sondażach. A ponieważ ta maleje, musiałoby to zrobić zaraz, więc może nie zdąży. Poszerzenie uprawnień służb, zwłaszcza specjalnych, niekoniecznie musi być czymś złym. Ale gdy się wspomni, że na ich czele stoją ułaskawiony Mariusz Kamiński, skazany wcześniej nieprawomocnie za nadużywanie uprawnień, i Antoni Macierewicz, a jeszcze, że media publiczne zamieniane są w „szczujnię” obsługującą „kontrolowane przecieki” ze służb, aż nadto dobrze znaną z lat 2005-2007, wieje grozą. Na koniec kilka słów o służbach policyjnych i specjalnych. Z natury rzeczy ich uprawnienia kolidują z prawami i wolnościami obywatelskimi, uszczuplając je. To uszczuplenie, na mocy konstytucji, po pierwsze, musi być dokonane w drodze ustawy, a po drugie, nie może być większe, niż jest to niezbędne dla bezpieczeństwa państwa i jego obywateli. Gdyby wbrew powszechnej teraz wśród rządzących modzie konstytucję traktować serio, należałoby się poważnie zastanowić, ile tego uszczuplenia praw i wolności obywateli w sytuacji aktualnych zagrożeń jest niezbędne. Czy takie same uprawnienia, np. do podsłuchiwania bliżej nieokreślonej liczby ludzi i czytania ich korespondencji, ma mieć ABW
Tagi:
Jan Widacki