Co chcą wiedzieć Polacy

Co chcą wiedzieć Polacy

Lewica i Demokraci nie wygrają wyścigu na czas telewizyjny czy liczbę reklam. Nie te pieniądze, nie ten wyborca i nie ta wiarygodność Wybory zbliżają się nieuchronnie. Znów będziemy świadkami politycznej bijatyki, w której chodzi o to, kto przejmie władzę, a nie o to, kto i jak będzie zmieniał Polskę. Zaleją nas tysiące spotów telewizyjnych i radiowych, z każdego billboardu patrzeć na nas będą zatroskane twarze polityków. Obywatelowi zlewa się to w jedno, a podstawowe pytanie, które sobie zadaje, dotyczy w istocie tego, czy w ogóle iść na wybory i przeciwko komu zagłosować. Od wyborów w 2001 r. to właśnie element negatywny (przeciw AWS, a potem przeciw SLD) ma decydujące znaczenie w wyborczych decyzjach Polaków. Trzeba próbować to zmienić. Jest to możliwe, o ile wyborca otrzyma jasny komunikat, czego chcą politycy. Piszę wyborca, a nie elektorat. Dlatego że nie istnieją dziś wyraźne grupy społeczne, które głosują na określoną partię. Na razie zwycięstwo daje partiom grupa sfrustrowanych. A oni są z różnych środowisk. Na PiS – podobnie jak na SLD w 2001 r. – głosowali i robotnicy, i inżynierowie, ale także wieś. Jeśli zatem porozumienie LiD chce wygrać, musi szukać możliwości dotarcia do wyborcy, a nie do elektoratu. Dotrzeć do tych, którzy zainteresowani są nadzieją, a nie zemstą, którzy chcą działać, a nie biernie czekać. Czy to jest możliwe? Strategia, wodzu To jest konieczne. Lewica i Demokraci nie wygrają wyścigu o czas telewizyjny czy liczbę nośników reklamowych. Stanowczo to odradzam. Nie te pieniądze, nie ten wyborca i – niestety – nie ta wiarygodność. Trzeba zatem przeciwnikom politycznym wydać walkę na innym polu, merytorycznym. Jesteśmy tam wiarygodni i po prostu lepsi. Nikt w Polsce nie ma wątpliwości, że w tym ugrupowaniu są ludzie, którzy wiedzą, jak kierować sprawami państwa. Polacy chcą natomiast wiedzieć, gdzie zamierzamy to państwo poprowadzić. Chcą wiedzieć, jakie kwestie będą dla nas najważniejsze i w jakim stylu będzie uprawiana nasza polityka. Taką trzeba dziś robić kampanię wyborczą. Jeśli nie przyniesie ona skutków doraźnych, to na pewno opłaci się w perspektywie następnych wyborów. Traktujmy zatem tę kampanię wyborczą jako pierwszą część kampanii europejskiej, prezydenckiej i kolejnej parlamentarnej. Jako początek poważnej debaty o przyszłości naszego kraju, którą zainteresowana jest coraz większa część naszego społeczeństwa. Jeśli tak, to głównym hasłem tej i następnych kampanii powinno być słowo modernizacja, czyli nowoczesność. W tym bowiem zawiera się istota naszych polskich problemów. Jesteśmy w istocie nadal krajem i społeczeństwem zaściankowym. Tym, dzięki czemu wygrali Kaczyńscy, jest właśnie ksenofobia, zawiść, urojone i rzeczywiste krzywdy i szukanie za nie odpowiedzialnych. To przede wszystkim nieufność – wobec polityków, sąsiada i własnego państwa. To wiara, że z państwowym molochem (administracją, gospodarką, władzą) się nie wygra. Zostaje zatem bierność (państwo ma być silne i wszystko za nas załatwić) i nieufność, że państwu to się uda. Paranoja? Niekoniecznie, raczej zapóźnienie. Pojęcie modernizacji odnosi się także do sfery gospodarki. Nie chodzi tu tylko o reformę finansów publicznych. Chodzi o budowanie gospodarki „opartej na wiedzy”, jak głosi stare hasło SLD. Reformę nauki („musi służyć ludziom”), umacnianie zdolności wygrywania konkurencji na rynkach zewnętrznych. Temu ma być podporządkowana prywatyzacja i specjalne strefy ekonomiczne, a także polityka fiskalna państwa. Ale to są tylko środki modernizacyjne. Celem głównym są przekształcenia społeczne. W nich upatruję dziś podstawowe bariery dalszego rozwoju i przyczyny niekorzystnych zjawisk (od emigracji do korupcji). Strategicznym celem centrolewicowej polityki powinno być zbudowanie społeczeństwa: – obywatelskiego, a więc opartego na samorządności i tysiącach inicjatyw lokalnych, hobbystycznych itp.; – inkluzywnego, czyli takiego, w którym dbamy o to, aby nikt nie był wykluczony z procesów awansu społecznego i bieżącego rozstrzygania spraw ważnych; – samodzielnego i współodpowiedzialnego, wedle zasady: chcesz, państwo (czyli my wszyscy) Ci pomoże. Taktyka, przyjaciele Drogi ku temu prowadzące są rozmaite. Ale aby pójść nimi, konieczne jest usunięcie kilku zaległości, które dociskają dziś ludzi do ziemi. Pierwsza – kto wie, czy dla nowego rządu nie najważniejsza – to reforma systemu opieki zdrowotnej. To wrzód, z którym nie radzi sobie wiele państw na świecie, także od nas bogatszych. Efektywna medycyna kosztuje coraz więcej – sprzęt, procedury i czynnik ludzki. Skoro odrzucamy jakiekolwiek próby jej prywatyzacji (i słusznie),

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 36/2007

Kategorie: Opinie