Co dać pani?

Prezenty na koniec roku dla nauczycieli. W podstawówce króluje sprzęt AGD w liceum – sztuka i wytwory własne – Mam do wypisania 60 świadectw maturalnych. Mój dodatek za prowadzenie tych klas to 20 złotych. Za opiekę nad stażystą dostaje się 10 złotych. Czy to nie śmieszne? – mówi nauczycielka z liceum z Malborka. – Uważam, że czasem prezenty mogą stanowić pewną rekompensatę. Praca nauczyciela nie może być zawsze pracą społeczną. Pani Helena, także nauczycielka z liceum, ma inną opinię: – Na zakończenie roku jestem zawsze zestresowana i najchętniej „wmydliłabym” komuś te świadectwa, żeby je rozdał. Na szczęście ma klasę, która nie przesadza. Kupują rzeczy małe, ale stylowe: drewno, drobiazgi. Koleżance zdarzyło się, że dostała serwis. Było bardzo niezręcznie. Raz bombonierka, raz złoty łańcuszek – Najmilszy prezent otrzymałam od mojej pierwszej klasy. Przyszłam jako młoda pani nauczycielka i dostałam bandę łobuzów z biednych rodzin. Na zakończenie roku każdy przyniósł mi bukiecik. Żadna droga wiącha nie zrobiła na mnie takiego wrażenia – wspomina pani Helena z Malborka. Niestety, to nie ci „równi” nauczyciele dostają najlepsze prezenty. Jeśli pedagog jest w porządku, młodzież często wychodzi z założenia, że po prostu nie trzeba mu dawać tak drogich rzeczy, jak tym, którzy są piłami szkolnymi. – Prezentu nie dałem tylko dwa razy: w ósmej i w piątej technikum, bo mi się nie opłacało. Tak, to co roku dawałem coś tylko od siebie – zwykle bombonierę, ale raz, jak byliśmy mocno zagrożeni, to z kumplem złożyliśmy się na złoty łańcuszek, żeby mieć spokój w przyszłości – wspomina Robert, który dwa lata temu skończył szkołę. Zdaniem wielu pedagogów, obecnie młodzież jest wyrachowana. Wielu na sprawę prezentu patrzy jak na inwestycję: „Daliśmy prezent, powinno być OK”. Zdarza się, że przekupstwo ma formę bardziej bezpośrednią. – Miałam w klasie dziewczynę, której groziło kilka jedynek, między innymi z polskiego. Pojawił się u mnie człowiek, który zaproponował mi bardzo konkretne pieniądze za to, żeby dziewczyna mogła skończyć szkołę – opowiada nauczycielka z warszawskiego liceum. Zdarza się jednak, że nauczyciele sami wymuszają dawanie prezentu. W jednej z podstawówek w Bełchatowie rodzice dowiadują się na zebraniu od pani, że… „przydałoby się żelazko”. Pani Jadwiga, matka trójki dzieci w wieku szkolnym, wspomina: – Wychowawczyni mojego dziecka nawet nie bawiła się w subtelne zagrywki, tylko mówiła prosto z mostu: „Proszę mi kupić to i to”. Podobne sytuacje mają miejsce na studiach. – Mój promotor oświadczył mi, że obrona odbędzie się tak późno, że musimy z dziewczynami postawić im obiad, bo przecież inaczej będą głodni, a jak człowiek głodny, to wiadomo – opowiada Matylda, absolwentka warszawskiej Lingwistyki. – Oczywiście, mogłyśmy odmówić, tylko potem trzeba było się jeszcze obronić. Który przedmiot ważniejszy? W pierwszych klasach podstawówki zazwyczaj jest tylko jedna pani „od wszystkiego”. Pod koniec roku wszyscy składają się albo na kwiaty, albo – jeśli klasa jest bogatsza – na żelazko czy mikser. Gorliwi dodają od siebie pudełko czekoladek lub kwiaty. Dla niektórych to przejaw lizusostwa, dla innych wyraz przyjaźni wobec osoby, która jest w zażyłych stosunkach zarówno z dziećmi, jak i z rodzicami. W starszych klasach rodzice mają już gorzej. – Nie dość, że kupujemy prezent dla wychowawcy, to jeszcze trzeba wyłożyć na kwiatki dla pozostałych – narzeka pani Jadwiga z Brwinowa. Jeśli wychowawca to mężczyzna, kupuje się teczkę, pióro lub drogą książkę. Paniom wręcza się pościel, kosztowne perfumy lub obrusy. Kilkaset złotych to minimum. Licytacja między klasami jest częstym zjawiskiem, szczególnie w małych miasteczkach. Ubożsi rodzice czują się wtedy postawieni pod ścianą. – Na szczęście nigdy nie byłam w komitecie rodzicielskim. Nie musiałam się użerać z rodzicami i wyciągać od nich składek. Ale pod koniec roku złożenie się na trzy prezenty typu żelazko, skórzana teczka czy pościel – bo klasa sąsiednia też takie kupuje – to naprawdę duży wydatek dla mojego budżetu – mówi pani Jadwiga. Plakat, makrama, pluszowy miś – Od gimnazjum uczniowie sami troszczą się o godne zakończenie roku. – W zeszłym roku zeskanowaliśmy nasze zdjęcie i wydrukowaliśmy duży plakat – opowiada Ania. – W tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 24/2001

Kategorie: Oświata