Młodzi walkę między PO a PiS traktują jako grę między dwoma wujkami nie z tego świata Prof. Andrzej Rychard – dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN Nadal jest pan zwolennikiem tezy, że Polacy bardziej się przystosowali do reguł kapitalizmu niż do zasad demokracji? – Uważam, że ta teza jest prawdziwa, a czy jestem jej zwolennikiem, bo się z tego cieszę, to już inna kwestia. Może nam być smutno, że jesteśmy bardziej konsumentami niż obywatelami, aczkolwiek nie sądzę, aby musiało to być szczególnie smutne. Dlaczego tak pan myśli? – Po 1989 r. wielokrotnie zauważano, że społeczeństwa postkomunistyczne, które wykazały się aktywnością w doprowadzeniu do upadku poprzedniego systemu, potem stały się pasywne. Już wtedy byłem zwolennikiem tezy, że to nie jest ewolucja od aktywności do pasywności, ale ewolucja form aktywności. Dotychczasowa aktywność o charakterze kontestacyjno-politycznym przesunęła się w inne sfery, częściej o charakterze jednostkowym, dostosowawczym, dziejącym się raczej w mikrostrukturach życia zbiorowego niż w ruchach społecznych. Na to, że Polacy są aktywniejsi na niwie rynkowej – jako producenci i konsumenci – a nie na poziomie politycznym, można znaleźć wiele przykładów, wręcz dowodów empirycznych. Nie ma pan odczucia, że owo dostosowanie do reguł gry rynkowej jest bardziej podszyte strachem przed utratą pracy niż akceptacją, co powoduje, że ludzie się nie buntują albo robią to rzadko, bo uznali, że nie da się zmienić ich sytuacji? – Trudno byłoby zakwestionować to, co pan mówi. Zwykle u podłoża zaangażowania politycznego leżą jakieś emocje: entuzjazm bądź niezgoda na coś i jakiś kolektywny protest. Zaangażowanie o charakterze rynkowym, zarówno po stronie konsumentów, jak i pracowników oraz producentów, jest w dużym stopniu wymuszone regułami systemu gospodarczego. Rynek nas otacza i wymusza pewne dostosowanie do niego, co wcale nie oznacza, że robimy to z jakimś szczególnym entuzjazmem. EGALITARYZM SYTUACYJNY Co może wynikać z faktu, że jesteśmy bardziej konsumentami, pracownikami, producentami niż obywatelami? I czy w przyszłości musi to mieć negatywne skutki? – Trudno dziś wyrokować. Na te pytania socjolodzy będą mogli odpowiedzieć, jeżeli stale będą obserwować zjawisko dostosowania społecznego do realiów życia gospodarczego. Notabene z lepszym dostosowaniem do rynku niż używaniem demokracji współbrzmi to, że zmieniają się formy wyrażania niezadowolenia w Polsce. Wybitny ekonomista amerykański Albert Hirschman w książce „Exit, Voice, and Loyalty” („Lojalność, krytyka, rozstanie”) pisał, że są dwa główne sposoby wyrażania niezadowolenia z sytuacji: voice (krytyka) i exit (rozstanie). Polacy coraz mniej używają voice, a coraz częściej stosują exit. – Exit dla Hirschmana jest bardziej strategią ekonomiczną, ale także indywidualną. Voice jest zwykle kolektywny. Teraz widzimy, że pojawiają się frustracje nie tylko na tle materialnym, ale choćby z powodu niezadowolenia z systemu edukacji, zdrowia czy dostępu do informacji. Nie zawsze przybierają one formy otwartych protestów, do których władza i społeczeństwo się przyzwyczaiły. Niekiedy są to formy exit, czyli wychodzenia, nieuczestnictwa, emigracji. Każda władza wiedziała i mniej więcej wie, jak sobie radzić z otwartymi protestami, ale z taką formą protestu jak exit już nie bardzo. Przy czym exit nie musi występować wyłącznie w postaci masowych wyjazdów emigracyjnych, chociaż one są oczywiście najważniejsze. Chodzi o wszystkie formy, jak ja to nazywam, wyciekania poza system, ucieczki w rozmaite enklawy. Coraz bardziej rośnie grupa ludzi, którzy są poza głównym nurtem życia publicznego, nie dostosowują się do tej gospodarki. I wcale nie jest powiedziane, że z tej dużej grupy nieuczestniczących w oficjalnej polityce nie wyłoni się kiedyś jakiś bardzo radykalny ruch polityczny. Jeszcze nie tak dawno socjolodzy wskazywali, że polskie społeczeństwo jest zsocjalizowane, przykłada dużą wagę do egalitaryzmu. Jak to pogodzić z przeświadczeniem, że Polacy zaakceptowali warunki narzucone im przez kapitalizm w obecnym kształcie? – Moim zdaniem, polski egalitaryzm jest bardziej egalitaryzmem sytuacyjnym niż ideologicznym. Mój ogląd wzmacniają wyniki badań prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej, dzisiejszej minister nauki, która wykazała, że egalitaryzm Polaków był pewnego rodzaju racjonalną strategią obrony grupowych interesów ekonomicznych. Dlaczego ów egalitaryzm nazywam sytuacyjnym? Bo pojawiła się sytuacja, w której zróżnicowanie ekonomiczne zaczęło się opierać na zasadach merytokratycznych, co mówili i dokumentowali socjolodzy, choćby prof. Henryk Domański w latach 90. XX w. Wtedy wyraźnie rosła korelacja pomiędzy poziomem
Tagi:
Paweł Dybicz