Co nam daje konstytucja – rozmowa z prof. Stanisławem Gebethnerem
Ustawa zasadnicza nie jest instrukcją obsługi urządzeń gospodarstwa domowego. Czy mielibyśmy w niej napisać, kto ma pierwszeństwo do zajęcia miejsca w samolocie rządowym? – Dziś Polak mówi: w konstytucji jest prawo do pracy, a ja jestem bezrobotny. Jest zapisana opieka nad rodziną, a moja rodzina nie dostaje pomocy państwa. Więc co to za konstytucja? – Trzeba raczej zapytać: co to jest za ustrój? Naród wybrał przecież drogę kapitalistycznego rozwoju. Odrzucono koncepcję państwa socjalnego, żeby nie powiedzieć socjalistycznego. – Nie wiem, czy naród wtedy miał świadomość tego, co czyni… – Wiedziano, jaki system odrzucić, a jednocześnie liczono na spełnienie postulatów socjalnych i ekonomicznych. – Bo naród patrzył na inne kraje kapitalistyczne, choćby skandynawskie, i widział, że tam państwo socjalne funkcjonowało całkiem dobrze. – No to stwórzmy takie państwo, konstytucja nie stawia tu przeszkód. Trzeba wybierać taki rząd i taką większość, które będą o to dbały. Jeśli jednak zachłystywaliśmy się wolnym rynkiem i nieskrępowanym kapitalizmem, mamy tego skutki. W obecnej konstytucji jest zresztą zapisanych sporo praw socjalnych i ekonomicznych. A to, że nie mogą one być w pełni urzeczywistnione w obecnym systemie gospodarczym, też jest zapisane w konstytucji. Prawa te trzeba bowiem realizować na podstawie ustaw, ustawy zaś są takie, na jakie pozwala sytuacja ekonomiczna. Nie ma jedynie słusznej władzy – Jakie więc znaczenie dla przeciętnego Polaka ma to, czy konstytucja jest dobra, czy zła? – Nie ma takiej oceny: konstytucja dobra albo zła. Istnieje natomiast podział na konstytucje rzeczywiste i fikcyjne, który wprowadził Stalin za Lassalle’em. Taką fikcyjną konstytucją była radziecka konstytucja stalinowska oraz polska konstytucja z 1952 r. Dopiero w toku działań prawników i na skutek nacisków społecznych konstytucja z 1952 r. z fikcyjnej zaczęła powoli stawać się rzeczywistą. Kolejne wydarzenia, jak 1956 r. w Poznaniu czy 1970 r. na Wybrzeżu, powodowały ze strony społeczeństwa próby rewindykacji – i realizowania przepisów konstytucji. – A gdzie można by usytuować naszą obecną konstytucję? – Ona ma cechy współczesnej konstytucji z epoki postautorytarnej. W konstytucjonalizmie europejskim mieliśmy fazę deklarowania praw politycznych, potem deklarowania praw politycznych, obywatelskich i socjalnych; trzecią zaś, najpóźniejszą fazą było rozwijanie gwarancji proceduralnych, zapobiegających powrotowi rządów autorytarnych – czyli ustanawianie trybunałów konstytucyjnych, sądów administracyjnych, rzeczników praw obywatelskich. I w tym nurcie mieści się obecna konstytucja polska. W sferze socjalno-ekonomicznej prawa obywateli były jednak niekiedy skuteczniej zagwarantowane w konstytucji z 1952 r., która różniła się od wzorca stalinowskiego. – Pan generalnie dość dobrze ocenia polską konstytucję. Co pozytywnego widzi pan w jej przepisach? – To akt prawny, który prawidłowo reguluje podstawy naszego ustroju państwowego oraz pozycję obywatela w państwie i społeczeństwie, stwarzając zarazem warunki umożliwiające przestrzeganie prawa. Polska konstytucja odpowiada zarówno naszym doświadczeniom historycznym, jak i standardom współczesnego demokratycznego konstytucjonalizmu europejskiego. Po ponad 10 latach obowiązywania można ocenić, że dobrze zdaje ona egzamin w praktyce – co nie oznacza, że na tle poszczególnych przepisów nie mogą pojawiać się spory kompetencyjne i interpretacyjne. – I ciągle się pojawiają. Od lat trwają kłótnie między prezydentem a Sejmem i rządem dotyczące ich uprawnień zapisanych w konstytucji. Najpierw spierał się Lech Wałęsa, któremu pomagał jego prawnik prof. Lech Falandysz, teraz Lech Kaczyński. Czy nie wynika to z niedoskonałości przepisów konstytucyjnych? – A wcześniej mieliśmy Stanisława Cara, który przepisy konstytucji wyjaśniał na korzyść prezydenta II Rzeczypospolitej, i Stefana Rozmaryna, interpretującego konstytucję PRL. Oni pod tym względem na głowę przebijali Lecha Falandysza! Profesorowie prawa mogą w różny sposób interpretować konstytucję, zwłaszcza jeśli są politykami. Ustawa zasadnicza zawsze jest na tyle ogólna w swoich sformułowaniach, że w ramach tych przepisów mieszczą się różne sposoby jej stosowania. Prawo konstytucyjne to nie prawo karne. Spór między prezydentem a rządem wynika z istoty naszej konstytucji, zakładającej podział kompetencji w ramach władzy wykonawczej. W ramach władzy ustawodawczej też mamy dwie izby parlamentu, w ramach zaś władzy sądowniczej trzy sądy (Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, Trybunał Konstytucyjny). Jeśli sprawowanie władzy wykonawczej należy do rządu oraz prezydenta, musi trwać pewien spór między nimi, to normalne. Porzućmy myśl o modelu jednolitej i jedynie