Społeczeństwo informacyjne może się stać społeczeństwem inwigilowanym i ogłupionym Rozmowa z prof. Lechem W. Zacherem, socjologiem i futurologiem Prof. Lech W. Zacher jest członkiem Komitetu Prognoz “Polska 2000 Plus” przy Prezydium PAN, kierownikiem Katedry Nauk Społecznych w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego; jest też radcą ministra w Rządowym Centrum Studiów Strategicznych. – Ludzie w minionych epokach zawsze chętnie słuchali przepowiedni odnoszących się do przyszłości. Także i dziś, choć widzimy kruchość dawnego wieszczenia, naukowcy próbują wybiegać wizjami w przyszłość. Co więc będzie dalej? Czy uda się nam wejść do czołówki europejskiej? – Okres transformacji powoduje wiele turbulencji, oczekiwań, klęsk. W tych okolicznościach trudno prognozować, bo to jest wręcz kocioł. Jedno nie podlega dyskusji – im więcej będziemy mieli osób wykształconych i kulturalnych, tym lepiej. Wydaje się więc, że zbyt łatwo rezygnujemy z roli inteligencji, chcemy zastąpić ją biznesmenami. Jeśli mówić o prognozach, to z pewnością zwyciężą te kraje, w których wzrośnie rola ludzi wykształconych, elit wiedzy, tworzących innowacje i elit politycznych, tworzących nowe instytucje, szukających lepszych rozwiązań politycznych, prawnych, organizacyjnych. W perspektywie dążymy do społeczeństwa wiedzy, ale pośrednim etapem będzie społeczeństwo informacyjne. – W książce “Społeczeństwo informacyjne” napisał pan, iż społeczeństwa “kochające i rozpamiętujące historię”, swoje dzieje, nie bardzo dostrzegają informacyjny trend cywilizacyjny, nie bardzo inwestują w naukę i w informatykę, nie przykładają większej wagi do jej upowszechnienia wszędzie, gdzie się da; eo ipso – zamykają sobie drogę do przyszłości, tej, którą wytycza czołówka światowa. Twierdzi pan zatem, że daleko nam do społeczeństwa informacyjnego, mimo że nabyliśmy miliony komputerów, mamy Internet, łączność komórkową itp.? – Społeczeństwo informacyjne w Polsce występuje zaledwie enklawowo. Dostęp do Internetu jest, ale bardzo drogi. W USA rachunek za telefon wynosi średnio 25 dolarów, w Polsce płacę za te usługi ok. 70, choć zarabiam wielokrotnie mniej niż Amerykanie. Mamy telewizję satelitarną i kablową, mamy komputery, ale tylko w enklawach cywilizacji, natomiast w rolnictwie i w części usług jeszcze daleko do tego stanu. Stany Zjednoczone są oczywiście znacznie bliżej społeczeństwa informacyjnego poprzez ogromny rozwój komputeryzacji, telekomunikacji, technik informacyjnych itp. – Czy bliska wydaje się orwellowska wizja społeczeństwa doskonale inwigilowanego i indoktrynowanego? – To oczywiście jedno z zagrożeń, ale na obecnym etapie rozwoju społeczeństwa czołówka światowa – USA, Japonia i Europa Zachodnia – w swym boomie produkcyjnym korzysta z technologii informacyjnych, które nadają jej dynamikę, podnoszą dobrobyt, ułatwiają życie. Kraje mniej rozwinięte znajdują się w orbicie tych tendencji, same nie produkują takich technologii, a stosują je z trudem. Nowoczesne technologie dają dostęp do ogromnej ilości informacji, trzeba umieć mądrze i racjonalnie z nich korzystać, bo istnieje wiele zagrożeń. Stanisław Lem mówił nawet kiedyś o “bombie i”. Rzecz jasna, nigdy w historii nowa technika nie dawała wyłącznie pozytywnych skutków, zawsze można ją było wykorzystać do złych celów. Powstanie sieci telewizji globalnej, upowszechnienie się technik rzeczywistości wirtualnej mogą dać i dobre, i złe rezultaty. Przez Internet można upowszechniać wiedzę, ale i prowadzić dialog polityczny, można szerzyć nienawiść i uprawiać seks, ogłaszać manifesty i protesty. Technika jest instrumentem i ten instrument może mieć znaczenie polityczne. Społeczeństwo informacyjne może więc stać się społeczeństwem inwigilowanym i ogłupionym, przerodzić się w coś w rodzaju dyktatury lub oligarchii. – Promocja telewizyjnej reklamy i prymitywnej pop kultury w Polsce pokazuje, że ogłupianie jest bliskie codziennej praktyki. – Ja natomiast z przyjemnością obserwuję licznie powstające społeczne i zinstytucjonalizowane ruchy obywatelskie, konsumenckie, ekologiczne, feministyczne, grupy dyskusyjne i krytyczne, które podchodzą do zdobyczy technicznych i technologicznych z rozsądkiem i troską. Nie da się zahamować inżynierii genetycznej, klonowania, modyfikacji żywności, ale do zjawisk tych można dołączyć też pewną refleksję etyczną, promować to, co jest przyjazne społeczności lokalnej. Taka mentalność przenika również do sfery biznesu. Także największe korporacje świata kapitalistycznego i czołowi biznesmeni rozumieją coraz bardziej, że zysk nie jest najważniejszy i przynosi efekty krótkotrwałe. – Nie myśli pan chyba o polskich biznesmenach? – Nie,
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz