Co z tym faszyzmem?

Wieczory z Patarafką Bardzo już dawno temu, gdzieś w jeszcze w latach 60., napisałem cykl chyba czterech esejów zatytułowanych „Pokusa faszyzmu”. Nie ukazały się nigdy, ale i tak miałem z nimi sto pociech. Napisałem je do „Nowej Kultury” Stefana Żółkiewskiego, tymczasem zrobiła się rewolucja płacowa i Żółkiewskiego zastąpił Wilhelmi. Otóż miałem rozmowy z obydwoma tymi redaktorami. Żółkiewski mi powiedział: „Nie masz racji, ale ten tekst musi się koniecznie ukazać!”. A Wilhelmi już po dwóch tygodniach: „Pan ma rację, ale ten tekst nigdy się nie ukaże. I nie powinien”. Wyszło naturalnie na rację Wilhelmiego, jednak tekst i tak ruszył w Polskę, wywołując zresztą reakcję Kuśniewicza, który poczuł się nim, zupełnie niesłusznie, dotknięty. Było jeszcze kilka innych zawirowań. Cóż takiego wówczas napisałem, co wzbudziło tak odmienne reakcje? Przede wszystkim naprawdę miało być „Pokusa totalizmu”, ale sam czułem, że to przez cenzurę nie przejdzie za nic. A przewidywałem, że po okresie bezhołowia, bo tak się odczuwało ówczesne stosunki, narodzi się pokolenie, którego najwyższym pragnieniem zapewniającym sens życia będzie stanie się każdego śrubeczką mechanizmu, za którą jakiś autorytatywny ktoś będzie podejmował decyzje niepodważalne, zdejmujące z człowieka odpowiedzialność za całe zło, które może spowodować. Oczywiście, moim polem obserwacji rzadko bywali urzędnicy, być może tak właśnie czujący się już w socjalizmie realnym. Słowem, przewidywałem ratowanie przesolonej zupy przez dosypanie soli. Może i miałem rację, może i nie. Przeciwstawne reakcje Żółkiewskiego i Wilhelmiego mówią same za siebie. Przypomniało mi się to, ponieważ Aleksander Małachowski uznał za swoją misję ostrzeganie przed faszyzmem. Nie wiem, czy ma rację, czy też nie, lecz on postrzega ten faszyzm zupełnie inaczej ode mnie. Jako bezprawie, łamanie zasad demokracji, a w sumie zupełny bałagan i przemoc. Ciekawe, że nie jest odosobniony. Oglądałem czas jakiś temu, nie pomnę, czy na Discovery, czy na Planete, a może jeszcze gdzie indziej, film o faszyzmie dowodzący, że hitleryzm był jednym przeogromnym chaosem i bałaganem. Film był chyba angielski. Z polskiego punktu widzenia było całkiem inaczej, toteż argumenty tej rozprawy dokumentalno-filmowej zupełnie mnie nie przekonały. Faszyzm niemiecki postrzegało się jako najwyższe wcielenie precyzji i wręcz uosobienie porządku. Na tle chaosu panującego w ogóle we wszystkich ludzkich, dobrych i złych sprawach właśnie hitleryzm jawił się jako oaza złowrogiego porządku i systematyczności. Może w wydaniu słowiańskim byłoby inaczej i tylko przemoc pozostałaby ta sama. Tylko że stokroć bardziej dziurawa, a tym samym mniej groźna. Walka z totalizmem polega przecież zawsze na rozszczelnianiu jego struktur, a to właśnie oznacza bałagan. I odwrotnie. Walka z demokracją zawsze się powołuje na społeczną niesprawiedliwość, na nieład, na nieporządek. Nie wiem, czy jest między nimi jakiś złoty środek, nie sądzę. Nie wiem też, czy faszyzm w ujęciu Małachowskiego może zapewnić jednostce jakiekolwiek poczucie sensu, chyba że na bardzo krótko. Ale nawet najkrócej trwający wstrząs rewolucyjny (czy, jeśli sobie tego życzysz, Lesiu, kontrrewolucyjny) jest spazmem przemocy i okrutnym „porządkowaniem” świata i społeczeństwa. W tym się chyba zgadzamy. Już pewnie mniej chętnie ktokolwiek przystanie na sławne twierdzenie Hegla, że co jest rzeczywiste, jest tym samym rozumne. Ja na przykład uważam, że cała rzeczywistość była, jest i będzie nierozumna i nie ma na to żadnej rady. A że jest nierozumna, lecz ludzie zawsze do rozumności tęsknią, wiec pojawienie się jakiegoś dyktatora może rzeczywiście stać się faktem, ale i jego dość rychły upadek. Tak czy inaczej Polacy od dwustu lat przywykli do powtarzających się co kilkanaście, kilkadziesiąt lat społecznych wstrząsów. Większość tych wstrząsów, czysto społecznych bądź społeczno-narodowych, nie była sukcesem, a nawet wprost przeciwnie. Czy jednak w tej chwili znajdzie się wystarczający społeczny pretekst do jakichś kolejnych „wydarzeń” czy „wypadków”? Bardzo wątpię. Chyba żeby to były zwyczajne wybory…     Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 41/2002

Kategorie: Felietony