Co w trawie piszczy

KUCHNIA POLSKA W powietrzu od dość już dawna wisi klimat zbliżających się wyborów, a spektakl w Nysie pokazał, jak te wybory będą mniej więcej wyglądać i jaki z grubsza będzie ich wynik. Ale oprócz tego, co oczywiste, jest jeszcze to, co w trawie piszczy. Żeby się o tym choć trochę dowiedzieć, nie trzeba zbytniej przenikliwości. Wystarczy porozmawiać z ludźmi, posłuchać, także poczytać i jakiś obrazek może się z tego ułożyć. Myślę, że głównym jego elementem jest rodzaj lęku, któremu trudno się dziwić. Bierze się on z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze więc, lewica – bo o lewicy tu mowa – obejmując władzę, obejmie też masę upadłościową po czteroletnich rządach Buzka. Z pewnością przekracza ona znacznie tylko rezultaty spaskudzonych czterech reform i sięga głęboko w sferę finansów państwa, stosunków społecznych, zobowiązań zagranicznych itd. Tej masie upadłościowej nie odpowiada w żadnej mierze ilość instrumentów, jakimi dysponować będzie nowy rząd. Nie ma on i nie będzie miał sprawnego systemu bankowego, którego lwia część znajduje się w rękach zagranicznych, kluczowych zakładów produkcyjnych, z których najlepsze zostały sprywatyzowane, a najgorsze pozostały w gestii państwa, nie będzie miał też tak ważnego w obecnych czasach systemu medialnego, bo obecny kibicować będzie opozycji, ponieważ lewica własnego systemu medialnego nie zbudowała. W tych więc warunkach nietrudno sobie wyobrazić, co stanie się już wkrótce po wyborach. Nastąpi nie tylko medialny atak na nowy rząd, ale – co gorsza – nastąpi także atak społeczny. Obecne wysokie notowania SLD-UP mają swoje źródło w nadziei na szybkie i odczuwalne zmiany, które nie bardzo są możliwe właśnie w obliczu owej masy upadłościowej, o której była mowa. Wiedzą o tym AWS i “Solidarność” i uczynią wszystko, aby odzyskać utraconą pozycję w społeczeństwie. A więc nic bardziej prawdopodobnego niż fala strajków, demonstracji, żądań, protestów, które przy obecnej kondycji ludzi pracy najemnej – od pielęgniarek po robotników przemysłowych i wysyłanych na bezrobocie z zamykanych zakładów pracy – są nie tylko łatwe do wywołania, ale w dodatku całkowicie zrozumiałe i uzasadnione. Oczywiście, będzie to wojna nerwów, którą nowy rząd będzie musiał wytrzymać. Ale przecież nie chodzi o to, aby wytrzymać przez cztery lata i potem polec, ale żeby stworzyć jakieś rozsądne rozwiązania i wcielić je w życie. I tu zaczyna się akt drugi. Niedawno w Pałacu Prezydenckim odbyła się dwudniowa konferencja naukowców i praktyków, której przedmiotem była opracowana przez Komitet Prognoz “Polska 2000 Plus” Polskiej Akademii Nauk “Strategia rozwoju Polski do roku 2020”. Jest to dokument nie tylko sumienny, ale i sympatyczny dzięki temu przede wszystkim, że zrywa z liberalną doktryną “jak najmniej państwa”, czyli, innymi słowy, ratuj się – kto w Boga wierzy – na własną rękę, depcząc przy okazji słabszych i poszkodowanych. Zakłada on zdecydowaną interwencję państwa w kwestiach gospodarczych i społecznych, co jest koncepcją socjaldemokratyczną. Ale tym samym zakłada też milcząco, że państwo będzie miało środki na tę interwencję, co nie jest pewne, a także, że Polska przyjęta zostanie najdalej do 2005 roku do Unii Europejskiej, zyskując jej fundusze, lecz podejmując swoje decyzje w pełni suwerennie. Tymczasem, jak wiemy, wystarczy niekiedy jedna wizyta lorda Robertsona z NATO, aby się okazało, że musimy więcej łożyć na wojsko, a mniej na szkoły, których poprawa jest warunkiem rozwoju albo na badania naukowe, których z kolei jednoczący się rynek europejski od nas nie potrzebuje, ponieważ ma swoje. I dlatego padają nasze instytuty badawcze, na których rozwój stawia “Strategia do 2020 roku”. A więc naukowcy myślą wspaniale, ale rzeczywistość skrzeczy, jak pisał poeta. Objawia się to także w polemikach w łonie samej idącej do przodu lewicy. Mam tu m.in. na myśli publikacje Janusza Rolickiego w “Rzeczpospolitej” i “Gazecie Wyborczej” oraz odpowiedź Krzysztofa Janika na nie w tejże “Gazecie”. Powiem od razu, że nie podoba mi się to, co robi Rolicki. Popierałem go, kiedy odchodził z “Trybuny”, ponieważ tchnął on w tę nijaką gazetę trochę ducha i myśli, jednakże jego obecna zajadłość w zwalczaniu kierownictwa SLD i demaskowaniu prawdziwych i rzekomych kulis tej partii, ma w sobie coś obsesyjnego, nie mówiąc już o tym, że jest to – mówiąc dawniejszym językiem – działalność “rozbijacka”. To “rozbijactwo” już doprowadziło do klęski PPS Ikonowicza, a to, co mówi Rolicki o “nowej lewicy”, która powinna przeciwstawić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2001, 2001

Kategorie: Felietony