Krystyna Kofta, pisarka Wszyscy wiedzą, że media publiczne mają pełnić misję. Pełniły ją zresztą przez ostatnie dwa lata nazbyt gorliwie, a była to misja specjalna przygotowana na zlecenie. Nie można było z tym nic zrobić, bo Krajowa Rada z PiS, bo prezesi z PiS i w ogóle wszystko monopartyjne. Warto przypomnieć, że za krytykowanego Roberta Kwiatkowskiego w krajowej radzie było miejsce dla różnych opcji. Telewizja misyjna ma kasę z abonamentu, niższą, niż powinna, bo mało ludzi płaci, i wielką kasę z reklam. Jedyna zaletą tej TV jest to, że nie przerywa się filmów reklamami. TV publiczna jest bardzo katolicka, jednak reklamy puszcza w czasie adwentu! Ściga się z telewizjami prywatnymi. Działalność misyjna z dziedziny kultury jest trudno dostrzegalna gołym okiem. Teatr Telewizji, trochę reportaży, dobry dokument to pozostałości po niegdysiejszej misji. Kanał Kultura mógłby z łatwością przejąć to, co ambitne w Dwójce, a nawet TVP 1 można by spokojnie sprywatyzować, bez szkody dla przeciętnego widza. Wtedy wszystkie prywatne kanały mogłyby płacić na kanał Kultura. A propos, na promocjach książek nie widzi się telewizji publicznej. Ostatnio nawet na promocji świetnego tomu poezji Eliota, w całości tłumaczonego przez Adama Pomorskiego, nie było nawet kanału kultura. Społeczeństwo nieczytające jest głupie i można mu wciskać kit. Po co ta hipokryzja misyjności, jak się jej nie wypełnia? Szkoda ludzi pracujących w telewizji publicznej, filmowców, dobrych operatorów, redaktorów, którzy przygotowują dobre programy, bo wciąż żyją w napięciu, że nowi władcy ich wyrzucą. Lepiej zwinąć ten kram i skończyć z udawaniem. Krzysztof Teodor Toeplitz, publicysta, medioznawca Recepta na to jest, tylko trudno ją wdrożyć. Jestem przeciwnikiem prywatyzacji mediów publicznych. Jeśli przestaniemy płacić abonament RTV, nie będziemy już współwłaścicielami mediów i nie będziemy mieli prawa się do nich wtrącać. W naszym zacofanym społeczeństwie muszą być instrumenty podnoszenia poziomu kulturalnego i zwracania uwagi na rejony życia absolutnie niezbędne, ale problem leży w finansowaniu. Jeśli część wpłacają reklamodawcy, to media muszą się degenerować, bo to je popycha w kierunku komercji i tandety, schlebiania marnym gustom. Jeśli się rozwiąże problem finansowania, można mieć wymagania, inaczej program mediów będą układać reklamodawcy. Mówią oni – damy reklamę, ale tylko przy filmie „x”, o takiej, a takiej porze. Teoretycznie media publiczne mogłyby być finansowane z budżetu państwa, jak oświata czy kultura, ale to wymaga, aby państwo było uczciwe. Edward Pałłasz, kompozytor, b. dyrektor Programu II Polskiego Radia W cywilizowanej części Europy nie ma kraju, który by rezygnował z istnienia mediów publicznych. Polska też nie powinna tego robić. Są jednak dwa poważne zagrożenia – upolitycznienie i komercjalizacja mediów publicznych. Pieniądze należy zdobywać, a politykę maksymalnie, ile się da wyrzucić. Niestety żadna ze stron, od lewicy do prawicy, nie potrafiła ani mediów odpolitycznić, ani zapewnić niezbędnych finansów. Nie tak dawno rozmawiałem z prezesem Polskiego Radia, Krzysztofem Czabańskim, kiedy jeszcze PiS miało większość w Sejmie i Senacie, miało również prezydenta. Miało więc pełnię władzy i wszystkie instrumenty w ręku, aby finansowanie mediom zapewnić, np. tak jak w Portugalii, gdzie przy opłatach za prąd pobiera się również składkę. Jednak tego nie uczyniono, co jest niewybaczalnym błędem. Tomasz Lis, niezależny publicysta telewizyjny Przede wszystkim nic dobrego się nie zdarzy bez dobrej woli polityków. Jeśli nałożą sobie samoograniczenia i uznają, że media publiczne nie są częścią łupów, które należą się każdorazowo zwycięzcy. Gdyby tak się stało, należy wybrać nową radę, w której byłby zachowany parytet, choćby w taki sposób, jak pierwszej radzie. Natomiast pomysł ograniczania mediów publicznych poprzez zadawanie im ciosów finansowych jest samobójstwem. Żyjemy w kraju, gdzie dla milionów ludzi jest to jedyna szansa kontaktu z dobrami kultury, teatrem, dokumentem itd. Nie należy wylewać dziecka z kąpielą tylko przypilnować, by telewizja była naprawdę publiczna. Rzecz w tym, jak wydawać publiczne środki, a nie w ogóle likwidować ich dostarczanie. Jestem przeciwko różnym skrajnościom, takim jak wycofywanie rozrywki w rodzaju „Tańca z gwiazdami”, bo wtedy telewizja stanie się marnym kikutem. Takie programy są również w BBC i chodzi tylko o zachowanie równowagi, by rozrywka sąsiadowała z poważną
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz