Wystarczy przeczytać „Wprost”, by zobaczyć, jak można zdeformować poglądy Woltera Polacy mają zadziwiające upodobanie do krzykliwych „bitew preambułowych”. Ostateczny bilans tych zabiegów zdaje się szkodliwy dla pewnych ponadkonfesyjnych wartości, które się wikła w te przepychanki. Bitwa związana z polską konstytucją pogrzebała prawo naturalne. Nie w tym znaczeniu, że praktycznie nie ma do niego jasnego odwołania. Chodzi przede wszystkim o to, że zostało ono obciążone tak silnymi skojarzeniami ideologicznymi, że trudno sobie jeszcze wyobrazić jakieś prawnospołeczne zastosowanie tej idei, niebędące kolejnym jałowym sporem „o wartości”. W spór o preambułę konstytucji europejskiej uwikłano „Greków” i Oświecenie. Ideologiczne zaangażowanie szczególnie żenująco zaprezentowano w tekście „Preambuła bez wartości” Krystyny Grzybowskiej („Wprost”, nr 27). Zamierzenie autorki było bardzo ambitne: zdeptać Oświecenie, upokorzyć Naukę, wywyższyć Wartości, Cnotę. Oświecenie, ukazane jako „rodzaj europejskiej religii”, miało zostać wpisane „zamiast” chrześcijaństwa (preambuła bez jakiejkolwiek religii to jak ustawa bez przepisów?). Zaraz po tym fałszywa „religia” zostaje zdemaskowana: „Dopiero dziś widać, jakich spustoszeń dokonali wielcy oświecenia w ludzkich duszach, w zbiorowej świadomości Europejczyków”. Konkretnej egzemplifikacji spustoszeń niestety nie znajdujemy, jednak z dalszej części tekstu można wnioskować, że Oświecenie położyło kamień węgielny pod ogólnie pojętą „cywilizację śmierci”. Lejtmotywem antyoświeceniowej surmy bojowej autorka uczyniła oskarżenie o stworzenie rasizmu. Oświecenie występuje tutaj wyłącznie jako kozioł ofiarny wszystkiego, co złe w bardzo szeroko zakrojonych ramach całej nowożytności. Jednak ten wściekły atak notorycznie abstrahuje od faktów historycznych i rzetelności. Deklaracja Praw Człowieka (którą autorka umieszcza w czasach „po rewolucji francuskiej”…) zostaje oskarżona, bo nie zadekretowała expressis verbis, że antysemityzm jest złem, a Murzyni są takimi samymi ludźmi jak biali. To tak jakby oskarżyć Jerzego Owsiaka o zbrodnie przeciwko ludzkości za to, że Wielka Orkiestra nie pomaga wszystkim dzieciom tego potrzebującym. Deklaracja Praw Człowieka była w ówczesnych warunkach – kiedy ledwo wygaszono ostatnie stosy – na tyle rewolucyjna w sferze praw podmiotowych człowieka, że już 10 marca 1791 r. Pius VI w brewe „Quod aliquantum” potępił jej podstawowe prawa jako „monstra” (potworności). Na wieść o proklamowaniu równości ludzi pisał papież: „Czyż można wymyślić coś bardziej absurdalnego niż zadekretowanie takiej wolności i równości dla wszystkich?”. Dziś jednak słyszymy od chrześcijan, że deklaracja była nie dość rewolucyjna w zakresie ekspresji egalitaryzmu… Mnie osobiście bulwersuje, że miotłą oberwał Wolter: uczyniono zeń prymitywnego rasistę („Wolter napisał po prostu: biały człowiek tak się różni od Murzyna, jak Murzyn od małpy, a małpa od ostrygi”). Wprawdzie już żaden przytyk ani kłamstwo na temat tego luminarza Oświecenia nie jest w stanie mnie zdziwić, po tym jak Budzyński, chrześcijański rockowiec, nazwał Woltera „antysemitą w najordynarniejszym wydaniu”, jednak zdziwiło mnie, że redakcja „Wprost” tę bzdurę – którą autorka wyjęła z kontekstu, nawet bez ujęcia jej w cytat – podchwyciła i wyodrębniła pod wizerunkiem Woltera. Gratuluję! Trudno mi uwierzyć, że tygodnik, który chce, aby Królowało o nim przekonanie, iż bliskie są mu takie wartości jak tolerancja, szeroko pojęty humanizm i oświecenie, dopuścił do takiej deformacji herolda tych wartości. Otóż w czasach, kiedy papież nie chciał słyszeć o proklamowaniu równości między ludźmi, kiedy wciąż jeszcze kraje chrześcijańskie akceptowały niewolnictwo, częstokroć usprawiedliwiane jednoznacznymi zapisami z Biblii, Wolter propagował „moralność powszechną, niezależną od religii i ras” (J. Orieux). W jednej z powiastek czytamy: „Zauważyłem, że mimo nieskończonej rozmaitości tego globu wszyscy ludzie, których widziałem, czy to czarni i kosmaci, czy czarnowłosi, brązowi, czerwoni lub śniadzi, którzy nazywają się białymi, mają po równi dwie nogi, dwoje oczu i jedną głowę, co bądź by powiadał św. Augustyn…”. Aby się przekonać, że deformacja Woltera zaserwowana nam przez tygodnik „Wprost” mija się z prawdą, wystarczy znajomość najbardziej popularnej jego powiastki „Kandyd”. Tytułowy bohater, zobaczywszy Murzyna w okropnym stanie, zwraca się doń: „Och, Boże! cóż ty tu robisz, przyjacielu, w tym straszliwym stanie?”. W odpowiedzi Wolter w usta Murzyna wkłada przerażający opis niedoli zniewolonych, nawet miejscami go przerysowuje. I jak reaguje bohater naszego „rasisty”? „O, Panglossie!
Tagi:
Mariusz Agnosiewicz