Informacja o tym, że Daniel Passent pisze codziennik i zamierza go szybko opublikować, była znana tzw. warszawce od jesieni. Jedni się zastanawiali, czy felietonista „Polityki” pozazdrościł Mieczysławowi Rakowskiemu „Dzienników”i będzie corocznie wydawał kolejny tom. Drudzy – czy odwinie się, tym, którzy mają mu za złe to, co pisał, i że nie był w opozycji, jeszcze inni wreszcie byli ciekawi, czy tego niezwykle utalentowanego autora stać będzie na całkowitą szczerość. Trzeba powiedzieć, że właściwie każda z tych grup czytelników nie może być do końca zadowolona, bo Passent, po pierwsze, nie zamierza rywalizować ze swoim byłym naczelnym (choć notuje nadal). Po drugie, nie chce z kijem bejsbolowym w rękach odwijać się ludziom mu niechętnym i, po trzecie, nie zamierza być do końca szczery (ale tylko momentami) we fragmentach, w których odnosi się do wypowiedzi swoich antagonistów. Nie wali słowami między oczy, ale używa określeń, które felietonistom nie przystoją. Passent notuje wydarzenia dnia 2005 roku, ale tak na dobra sprawę, stanowią one jedynie pretekst, by przywołać z pamięci ludzi i historie, z którymi miał do czynienia w ostatnich kilkudziesięciu latach. Czy jest to więc jego całkowita spowiedź? Nie. A czy ona kiedyś powstanie. Czy autor napisze pamiętnik? To zależy od tego, jak czytelnicy przyjmą „Codziennik”. Mając jednak na uwadze popularność, jaką cieszy się pisarstwo Passenta, można być pewnym, że niedługo na księgarskim rynku pojawią się wspomnienia tego znakomitego autora. I będzie co czytać! Daniel Passent, Codziennik, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2006 PD Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint