Córko, będę żyła za ciebie!
Gdyby to tylko było możliwe, nadopiekuńczy rodzice zostaliby w życiu swoich dzieci na zawsze Alicja ma 40 lat, pracuje w agencji reklamowej. Sprawia wrażenie osoby, która lubi grać pierwsze skrzypce. Kiedy jej to mówię, śmieje się i odpowiada, że dyrygentem w jej życiu cały czas jest matka. Kilka telefonów dziennie to norma. Niezliczone porady, które byłyby dobre dla dziewczynki („Pamiętaj, poranki są już chłodne, zakładaj coś ciepłego”, „Jak będziesz wychodzić z domu, sprawdź, czy kanarka zamknęłaś w klatce”, „Nie jedz końcówek bananów, słyszałam, że to niezdrowe”), już zupełnie jej nie dziwią, zna je na pamięć; jak sama mówi, przytakuje, aby choć przez chwilę, do następnej bezcennej wskazówki, mieć święty spokój. – To jej dzwonienie doprowadza mnie do szału. Wiem dokładnie, w jakich godzinach będzie się do mnie dobijać i o co pytać: czy na pewno zjadłam śniadanie, co będę robić po pracy, kiedy ją odwiedzę – mówi podenerwowana Alicja. Dodaje, że chyba najlepsze dla nich obu byłoby mieszkanie z dala od siebie, tymczasem dzieli je zaledwie kilka kilometrów. Mama często wpada niezapowiedziana i dziwi się, że córka nie jest zadowolona z wizyt. 40-latka przyznaje, że to właśnie matka przyczyniła się do rozpadu jej małżeństwa. Mąż wytrzymał i tak długo, cztery lata. W końcu jego cierpliwość się skończyła, bo ile razy można wysłuchiwać, że jest za niski, że powinien być prawnikiem, a nie prostym przedstawicielem handlowym, że ma okropny gust, że pochodzi z małej miejscowości… Matce przeszkadzało nawet, że codziennie wyciskał sok z marchewki, bo według niej to takie niemęskie. Kiedy pytam Alicję, czy próbowała zaradzić tej sytuacji, odpowiada, że wielokrotnie prosiła matkę, aby nie wtrącała się w ich życie, ta jednak odbierała jej słowa jako atak i mówiła, że robi to wszystko dla niej. Alicja bardzo przeżyła rozwód. Minęło od niego pięć lat, a ona nadal nie ma ochoty z nikim się wiązać. – Zazdroszczę koleżankom, które mają normalne relacje ze swoimi mamami. Mogą poplotkować, wybrać się na zakupy. Z jednej strony, bardzo ją kocham, a z drugiej, czasami po prostu nie mam ochoty na nią patrzeć – mówi Alicja. Trochę zawstydzona przyznaje, że coraz częściej łapie się na tym, że choć unika kłamstw, wymyśla coś tylko dlatego, by mieć trochę czasu dla siebie: że jedzie w delegację, idzie do teatru lub zapisała się na kurs salsy i połączenia telefoniczne w tym czasie będą niemożliwe. Od najmłodszych lat była wyręczana przez matkę dosłownie we wszystkim: w wiązaniu butów, noszeniu tornistra, odrabianiu domowych zadań. To matka dokonywała jedynych i najlepszych dla córki wyborów, poczynając od tego, co powinna zjeść na obiad, a kończąc na wskazywaniu szkoły, która będzie idealna, i wymienianiu pożądanych cech życiowego partnera. Być może chciała tym zrekompensować Alicji nieobecność ojca od drugiego roku jej życia. – Nadopiekuńczość w stosunku do dziecka zazwyczaj ma głębokie korzenie. Nie pojawia się nagle, gdy syn lub córka mają 30 lat – wyjaśnia psycholog Marcelina Worońko. – Pielęgnowana potrafi trwać wiele lat. Przyczyn takiego postępowania należy szukać znacznie wcześniej. Zbyt troskliwa mama (ojcowie są tu w zdecydowanej mniejszości) sama mogła mieć takiego rodzica lub wręcz przeciwnie – brakowało jej rodzicielskiej dbałości i stąd chęć uzupełnienia braków przy wychowaniu własnej pociechy. – Nadmierna opiekuńczość pojawia się często wśród matek, które samotnie wychowują dziecko – tłumaczy Marcelina Worońko. – Dodatkowym czynnikiem pogłębiającym tę postawę może być posiadanie jedynaka. Ponadto tacy rodzice bywają lękliwi, chwiejni emocjonalnie. Nie jest to jednak regułą. Wszelkie inne sytuacje życiowe, np. utrata dziecka, choroba, syndrom pustego gniazda, trudności w związku, również mogą wpłynąć na rozwój takiego zachowania. Postawa matki sprawiła, że Alicja, choć sprawia wrażenie pewnej siebie, w rzeczywistości jest zagubioną dziewczynką, niemającą nigdy przekonania, czy właściwie się ubrała albo zachowała odpowiednio do sytuacji. Uważa, że lepiej schować się za maską twardzielki, niż pokazać, jak bardzo jest krucha. Kiedy o tym opowiada, denerwuje się, wyciąga chusteczkę, gniecie ją i przeprasza mnie. Tłumaczy, że mama jej mówiła, że nie można pokazywać