Coś nas trzyma za nogi

Coś nas trzyma za nogi

Z III RP niezadowoleni są wszyscy: ci biedni i ci bogaci, rządzący i rządzeni Rozmowa z dr. Jerzym Głuszyńskim, dyrektorem Instytutu Pentor – Jakie będą konsekwencje afery Rywina? – Jeśli mówić o Rywinie, to mleko się rozlało. Już nieważne, czy to się wyjaśni i do jakiego poziomu się wyjaśni. Ważniejsze jest coś innego: kto zagospodaruje to, co będzie po Rywinie. – A co będzie? – Nie musi być tak jak we Włoszech, gdzie cała klasa przewróciła się i powstał nowy system polityczny, wcale nie lepszy od poprzedniego. A co będzie u nas? To zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od przywództwa politycznego. Ono, w moim przekonaniu, jest niezmiernie słabe. Nawet nie mamy skutecznych inżynierów polityki. Mamy raczej aktorów na scenie politycznej, którzy umieją zagrać swoją rolę, natomiast brakuje reżyserów, scenarzystów. To dlatego jest tyle niewiadomych, tyle niepewności. – Reżyser, scenarzysta to osoba świadomie kreująca politykę, natomiast aktora niesie fala wydarzeń. – W naszej polityce mieliśmy polityków, których jeszcze niedawno można było dzielić na amatorów i bardziej profesjonalnych. Okazuje się, że ci bardziej profesjonalni nie są tak profesjonalni, jak zapowiadali. To, co robią, jest bardziej zarządzaniem niż realizowaniem jakichś celów. W ich działaniach widać deficyt strategii. Aby Polska mogła spożytkować możliwości, jakie otwiera integracja z Unią Europejską, musi się pozbierać i odzyskać wigor. Jeśli nadal będzie rozlazła, nieradząca sobie sama ze sobą, obciąży tym Europę, której przecież także obecnie nie brakuje problemów. Unia zapewne czeka na jakieś ozdrowieńcze impulsy, w tym od nowych członków. – Dlaczego SLD-owskim politykom zaczyna brakować wyobraźni, strategii? – Myślę, że jednym ze źródeł obserwowanych dzisiaj słabości jest brak poczucia konkurencji. Elita AWS z okresu Buzka była wyjątkowo łatwym przeciwnikiem. Łatwo było zdobyć władzę. Więc się ją zdobyło i się ją trzyma, ciągle nie mając realnej konkurencji. Bo kto mógłby zastąpić obecną ekipę? Brak pressingu powoduje brak aktywności. A skoro nie działają strukturalne mechanizmy konkurencji, to – w tej specjalnej sytuacji, w której znowu znalazła się Polska – należałoby sobie życzyć, aby politycy lewicowi zechcieli konkurować ze sobą w wymiarze intelektualnym, zaczęli się ścigać na programy modernizacji kraju, stawiać sobie ambitne cele i – przede wszystkim – je realizować. – Dlaczego ta potencjalna konkurencja jest tak słaba? – Takie jest prawo demokracji. Ludzie mogą wybrać, kogo chcą, mogą jednych – swymi głosami – wynieść, a drugich obalić. U nas efekt tego mechanizmu jest taki, że mamy spadającą spiralę kompetencji liderów politycznych, przeszliśmy od liderów UW do dzisiejszych liderów Samoobrony. Nie wystarczy mieć nadzieję, że demokracja sama wygeneruje wspaniałych liderów, bo od Tocqueville’a wiadomo, że w czasach pokoju demokracja nie daje wybitnych polityków. Na ten mechanizm nakłada się obecna rzeczywistość, miałka, brak dyskursu politycznego. Są tylko hasła. Niedawno Paweł Śpiewak rzucił hasło, że III RP wykorzystała możliwość samonaprawy, więc zacznijmy budować IV RP. Lecz to tylko hasło, za którym nie kryje się żadna koncepcja. – Bracia Kaczyńscy też mówią, że chcą zbudować IV RP. – Hasło łatwo wygłosić. Ale co poza tym? Nie ma powodu, żeby nie odnieść się poważnie do pomysłów PiS, gdyby ta partia zaprezentowała jakąś zwartą, kompleksową receptę na Rzeczpospolitą. Daj Boże, żeby ona była. Bo jeżeli będzie, to jednym się spodoba, drugim nie, zacznie się wówczas dyskusja, zacznie coś się dziać. A dzieje się? Tak toczy się u nas życie polityczne. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kto i nie wiadomo po co. – Z dnia na dzień. – W tym systemie trudno sobie wyobrazić, że coś się urodzi w ministerialnych gabinetach, bo się nie urodzi. Tam się pracuje w rytmie załatwiania spraw bieżących. Co prawda, rząd niedawno przyjął program „Polska w Unii”. Była jakaś narada programowa. Są konferencje. Ale pełnią raczej funkcje dekoracyjne niż programowe. Jesteśmy narodem, w którym nie myśli się chętnie o przyszłości. – Często pan mówi, że jest to także efekt tego, iż zatraciliśmy fundamentalne punkty orientacyjne, zdegradowały się najważniejsze standardy życia publicznego, ludzie stracili orientację, co jest dobre, a co złe. Kto zatracił? Elity czy obywatele? – Pospołu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2003, 2003

Kategorie: Wywiady