Coś się stało

Góra urodziła mysz. Zapowiadano nam, że obchody 20. rocznicy podpisania Porozumień Gdańskich w 1980 r. staną się ważnym, być może wręcz promieniującym na całą Europę, wydarzeniem. Nie stały się jednak. Niewykluczone, że również dlatego, iż przez cały czas celebrowania tej rocznicy nikt nawet nie wspomniał, z kim to właściwie strajkujący stoczniowcy podpisywali te porozumienia? Bo przecież prawdziwym fenomenem w ówczesnych warunkach było nie tylko to, że robotnicy stoczni przystąpili do negocjacji z władzą, ale także to, że władza negocjowała ze strajkującymi. W ten sposób system realnego socjalizmu godził się na istnienie wolnych związków zawodowych, co było wtedy nie lada sensacją. Pominięcie tego szczegółu zatarło więc prawdziwy sens wydarzenia sprzed lat dwudziestu, czyniąc je historycznie mniej ciekawym, a moralnie mniej pouczającym. Zapowiadano nam również, że na zwołanym do Gdańska przez bp. Gocłowskiego Międzynarodowym Forum Jubileuszowym intelektualiści opublikują jakiś ważny dokument. Nie opublikowali. W praktyce okazało się, że owo międzynarodowe forum było nie bardzo międzynarodowe, ponieważ sporo zagranicznych gości po prostu nie przyjechało do Gdańska, natomiast intelektualistami okazali się głównie polscy księża i biskupi, kilku reżyserów filmowych i Norman Davies. Najmizerniej zaś wypadł sam dokument, który pod nazwą “Karty powinności człowieka 2000” nawet “Gazeta Wyborcza” opublikowała dosyć wstydliwie, gdzieś na dalszych stronach powszedniego numeru. “Karta” nawołuje do dobroci, wyrozumiałości i ładu, i nie bardzo wiadomo, dlaczego mają to być akurat powinności roku 2000, skoro mówi się o nich od lat co najmniej dwustu? Tam zaś, gdzie autorzy “Karty” starają się nawiązać do jakichkolwiek konkretów społecznych, na przykład do kwestii rodziny, ich głos mija się całkowicie z doświadczeniem naszych czasów, w których zdumiewa socjologów nieodwracalny rozpad rodziny wielopokoleniowej oraz mnożąca się błyskawicznie liczba ludzi żyjących samotnie, która w niektórych krajach sięga już ponad 20% dorosłej populacji. I właściwie nie warto byłoby o tym wszystkim pisać, gdyby nie fakt, że “Karta”, tak jak i całe uchwalające ją forum, narodziła się pod skrzydłami Kościoła, a od tej właśnie strony dochodzą ostatnio sygnały zaskakujące i niespodziewane. Religijność polska jest głównie religijnością obrzędową i mało wrażliwą na kwestie teologiczne. Kościół dostarcza znajomych form teatralizacji, w których mieszczą się emocje narodowe i obyczajowe – narodziny, śluby, zgony – nie zmusza jednak do refleksji nad istotą wiary. Niemniej jednak to, co dzieje się na jego szczytach, także w kwestiach doktryny, rzuca pewien cień na religijność obrzędową, zabarwiając jej tonację. Tak więc przywykliśmy na przykład, że razem z pontyfikatem Jana Pawła II weszliśmy w klimat religijności bardziej wrażliwej społecznie, uczłowieczonej, a także bardziej otwartej w stronę innych, co określano mianem ekumenizmu. Miało to pewien wpływ także na klimat obrzędowości w niewielkich parafiach, nawet gdy był on tylko powierzchowny. Oto jednak całkiem niespodziewanie, w ostatnich dniach dosłownie, Kościół postawił swoich wiernych w obliczu dwóch gestów zaskakujących i niezrozumiałych. Pierwszym z nich jest beatyfikacja Piusa IX, a więc papieża, który był zagorzałym orędownikiem państwowości kościelnej, przeczącej w istocie uniwersalizmowi, a zarazem twórcą dogmatów zarówno o Niepokalanym Poczęciu, jak i o nieomylności papieskiej, a więc tych elementów wiary, które najtrudniejsze są bodaj do przyjęcia przez świat ludzki. Pomijając już nawet rolę, jaką Pius IX odegrał w historii Włoch, zbrojnie występując przeciw dążeniom republikańskim i narodowym, w skali światowej uczynił Kościół ekspansywnym państwem, skoncentrowanym na umacnianiu swojej władzy doczesnej, a więc tego właśnie, od czego Kościół ostatnio starał się odżegnywać. Ten sygnał, łagodzony nieco przez równoczesną beatyfikację “dobrego papieża” Jana XXIII, jest zastanawiający i chyba sprzeczny z cechami, przypisywanymi pontyfikatowi Jana Pawła II. Następnym, jeszcze mocniejszym znakiem stała się przedstawiona przez kardynała Ratzingera, głównego teologa Watykanu, i aprobowana przez papieża deklaracja “Dominus Iesus”, której sens sprowadza się do tego, że tylko katolicyzm “posiada pełnię środków zbawczych”. Słowem znowu “poza Kościołem nie ma zbawienia”, a instytucja papiestwa rzymskiego jest jedynie trafnym odczytaniem misji, jaką Jezus powierzył Piotrowi. Niedawno miałem okazję rozmawiać z jednym z prominentnych, zwłaszcza przed jakimś czasem, polskich działaczy katolickich i zaskoczył mnie jego sceptycyzm wobec wysiłków ekumenicznych obecnego pontyfikatu, które faktycznie nie doprowadziły do głębszego zbliżenia ani z Cerkwią prawosławną, ani

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Felietony