Cud niepamięci
Stanisław Baliński, poeta skamandryta, bliski pułkownikowi Beckowi z czasów II RP, w swoich dziennikach opublikowanych w schyłku PRL-u na łamach „Twórczości” napisał: „Moją prawdą jest moja pamięć”. Pamięć bywa bolesna. Mój brat odłączony na lewicy, Marek Borowski, zarzucił mojej partii, czyli SLD, „cud niepamięci”. Uważa, że kierownictwo SLD, a także inni ludzie tam zapisani i jeszcze myślący, odpuścili sobie refleksję o przyczynach upadku naszej, wspólnej do niedawna, formacji. I mówi Marek Borowski w I programie radia publicznego, że oni w partii odłączonej ze złem się już rozliczyli. I tu moja pamięć się odzywa. W SLD odsunięto od władzy byłego przewodniczącego Millera, genseka Dyducha, przy okazji dostało się Oleksemu, który był za czasów Millera bardziej krytyczny niż marszałek Sejmu RP, Marek Borowski, i wicemarszałek Tomasz Nałęcz. W SLD zmiana pokoleniowa nastąpiła. A u braci odłączonych w SdPl na pierwszych miejscach na listach wyborczych są wicepremier i ministrowie z rządu Leszka Millera. Czy SdPl już pamiętliwa rozliczyła ich działalność? Czy wszyscy oni byli tacy świetni, a ci z SLD kiepscy, by Marek Borowski wyrzucał poza polityczny nawias cały SLD? Czy marszałek Borowski i wicemarszałek Nałęcz nie pamiętają, kto blokował w Sejmie kontrowersyjne projekty ustaw liberalizujące aborcję, legalizujące związki homoseksualne? Zabawne, że teraz w sojuszu z braćmi odłączonymi są Zieloni 2004, którzy te hasła na swych sztandarach mają. Czy „cud niepamięci” ma polegać tylko na ucieczce od SLD, czyli od odpowiedzialności za trzy lata rządów koalicji SLD-UP? Czy aktualna UP, koalicjant SdPl, nie pamięta, że też współrządziła? Marek Borowski w radiowych „Sygnałach Dnia” zadeklarował, że prezydentem nie może zostać człowiek prawicy. Jego partyjny kolega, Andrzej Celiński, w TOK FM zadeklarował, że podstawowym zadaniem lewicy jest budowanie tamy dla tego, co szykują nam prawicowe rządy. Święta prawda, podpisuję się pod tym wszystkimi palcami. Tylko co dalej z takich deklaracji? Wszyscy, nawet wierny Borowskiemu wicemarszałek Nałęcz, wiedzą, że szansę z centrolewicy na prezydenturę ma jedynie Włodzimierz Cimoszewicz. On będzie się ścierał z państwem Kaczyńskim. Marek Borowski ma swój prawie milionowy elektorat. I jeśli dalej będzie „kuglował”, czyli czynił to, za co SLD wcześniej krytykował, to może się okazać, że w pierwszej turze Cimoszewicz nie wygra. A w drugiej, mimo ewentualnego poparcia Borowskiego, zmobilizowana prawica wybierze państwo Kaczyńskich. I wtedy centrolewica nie będzie miała prezydenta, który mógłby wetować autorytarne ustawy prawicowego Sejmu. Bo Borowski miał swoje ambicje. Andrzej Celiński słusznie mówi, że lewica musi być tamą dla faszyzującej prawicy. Ale nie widzi, że jedyną szansą na taką tamę byłaby wspólna wyborcza lista lewicy. Co z tego, że SdPl będzie miała trzydzieści parę mandatów, a SLD w przyszłym Sejmie pięćdziesiąt parę. To za mało. Wspólna lista nie rozbija się o program partii lewicowych, bo te też są podobne, ani o praktykę polityczną, bo ta też jest podobna. Wspólnota padła, bo rozwaliły ją interesy ludzi pragnących być pierwszymi na listach. Bo to gwarantuje mandat poselski. Ten egoizm liderów partii lewicowych rozwalił szansę na stumandatową tamę dla kaczyzmu w przyszłym parlamencie. Bo liderzy SdPl bali się konkurencji na wspólnych listach z liderami SLD i innych ugrupowań. Bali się listy alfabetycznej. Widmo utraty poselskich posad przekreśliło interes lewicy. I o tym trzeba będzie pamiętać. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint