Pozornie martwe ofiary hipotermii często można jeszcze uratować 29-letnia szwedzka narciarka, Elisabeth Anna Baegenholm, znajdzie się w Księdze Rekordów Guinnessa. Wpadła bowiem w lodową pułapkę i z klinicznego punktu widzenia umarła, a jednak lekarze zdołali ocalić jej życie. Po raz pierwszy w dziejach medycyny zdołano uratować człowieka, którego temperatura ciała spadła do zaledwie 13,7 stopnia Celsjusza. Dotychczas najbardziej przemarzniętą ofiarą wypadku, którą udało się ocalić przed śmiercią, było dziecko. Jego temperatura ciała wynosiła 14,4 stopnia. Ale to dzieci zawsze lepiej znoszą hipotermię (tj. skrajne wychłodzenie organizmu) niż dorośli. „Uratowanie tej kobiety było medycznym cudem”, mówi doktor Mads Gilbert ze szpitala w norweskim mieście Tromso, stojący na czele zespołu lekarzy, kardiochirurgów i anestezjologów, który przywrócił do życia Elisabeth Benholm, bladą, sztywną, zamarzniętą i przypominającą bryłę lodu. Tę dramatyczną walkę o ocalenie narciarki Gilbert opisał na łamach brytyjskiego magazynu medycznego ”The Lancet” Elisabeth Bdgenholm; Szwedka pracująca w szpitalu w Tromso jest zapaloną sportsmenką, uprawiającą narciarstwo i wyczynowy alpinizm. 20 maja 1999 roku wybrała się wraz z przyjaciółmi na narciarską wycieczkę w góry między Narwikiem a Fagornsfjellet. Wszyscy troje byli wytrawnymi sportowcami wyszkolonymi w udzielaniu pierwszej pomocy i ratowaniu zamarzniętych, dlatego rzadko trzymali się wyznaczonych tras. I tym razem postanowili sprawdzić swe umiejętności, dokonując karkołomnego zjazdu po zamarzniętym i bardzo stromym górskim strumieniu. Zjeżdżali więc, pohukując z radości. Była godzina 18.20. Nagle Elisabeth po prostu zniknęła, nie wydawszy nawet okrzyku. Oto załamał się pod nią lód, nieszczęsna narciarka znalazła się w pułapce między skalą a lodowa ściana zamarzniętego wodospadu. Ciało dziewczyny oblewały bez przerwy kaskady rwącej wody o temperaturze bliskiej zera. Elisabeth nie zsunęła się w dół, upadek bowiem powstrzymały narty. Dwaj przyjaciele byli przerażeni lecz natychmiast przystąpili do akcji ratowniczej. Ciągnęli z całych sił za nurty by wydobyć towarzyszkę z lodowego więzienia. Byli pewni. że ją ocala byli przecież doświadczonymi pracownikami szpitala w Tromso. Szarpali za narty, usiłowali rąbać lód, nic jednak nie wskórali. W siedem minut po wypadku wezwali pomoc przez-telefon komórkowy. Uwięziona narciarka miotała się, krzyczała i walczyła o życie przez 40 minut. O godzinie 19 straciła przytomność. Śmigłowiec z ekipą ratowniczą na pokładzie przybył dopiero w godzinę i 19 minut po wypadku. Ratownicy zdołali wybić dziurę W lodzie i wydobyć młodą kobietę z pułapki. Elisabeth Bagenholm znajdowała się już jednak w stanie śmierci klinicznej – serce nie biło, puls był niewyczuwalny, a powieki nie reagowały na światło. Natychmiast rozpoczęto rozgrzewanie organizmu. Helikopter-ambulans z lekarzem i anestezjologiem przybył dopiero o godzinie 19.56. Na pokładzie maszyny zamarzniętej narciarce ręcznie pompowane czysty tlen do płuc. Ciało ofiary umieszczono w specjalnej kapsule, która miała stopniowo je ogrzewać. Podczas trwającego godzinę lotu do Tromso lekarzom udało się przywrócić akcje serca. Doktor Mads Gilbert, kierujący ze społem ratowniczym w szpitalu uniwersyteckim w Tromso, nie był jednak optymistą. Tromso leży w rzadko zaludnionym regionie subarktycznym. Do szpitala uniwersyteckiego często trafiają więc ofiary hipotermii. Jednak spośród osób dorosłych, których temperatura ciała spadła do 28 stopni, udało się uratować zaledwie jedną trzecią. A temperatura organizmu Elisabeth, zmierzona doodbytnicze, wynosiła zaledwie 13,7 stopnia. ”W takich warunkach dotychczas nie ocaliliśmy nikogo, aczkolwiek nasz szpital wyposażony jest w najnowocześniejszy sprzęt. Pacjenci w znacznie lepszym stanie umierali, ” chociaż przywróciliśmy normalną akcję serca i innych organów. Śmierć następowała z powodu niekontrolowanego obrzęku mózgu i ostrej niewydolności płuc”, opowiada dr Gilbert. 29-latka natychmiast trafiła na salę operacyjną. Przez kilka minut kontynuowano podawanie tlenu, przeprowadzono zewnętrzny masaż serca. Potem pacjentka została podłączona do specjalnej aparatury, pobierającej krew z prawego przedsionka serca i podgrzewającej ją poza organizmem. Urządzenie to pompowało następnie krew do aorty. Początkowo te zabiegi nie dawały rezultatów temperatura ciała nawet nieco spadła. Później jednak zaczęła się podnosić. Gdy po 179 minutach zakończono podgrzewanie krwi, temperatura ciała narciarki była prawie normalna 36 stopni. Po dziewięciu godzinach zabiegów przywracających życie,
Tagi:
Krzysztof Kęciek