Cyfrowy smok

Cyfrowy smok

Chińska elektronika użytkowa jest coraz lepsza, ale czy stanie się synonimem jakości? W Pekinie można trafić na wyjątkową okazję. Późnym wieczorem uliczni sprzedawcy są gotowi na duże ustępstwa, zwłaszcza jeśli utarg danego dnia nie był zbyt wysoki. Wtedy można nabyć pięć portfeli „Louisa Vuittona” za równowartość 20 zł. „Markowe” produkty za śmiesznie niską cenę to jedna z rzeczy, które kojarzą się nam ze słowem chińszczyzna. Drugą jest niska jakość. Obydwa skojarzenia trzeba będzie jednak niedługo przemyśleć, mogą bowiem się zdezaktualizować. Chiny to wciąż fabryka najtańszych rzeczy na świecie, choć w przypadku niektórych gałęzi przemysłu taniej jest produkować w Wietnamie. Aspiracje Państwa Środka sięgają znacznie dalej i nie mówimy o taikonautach na Księżycu. Już teraz na międzynarodowych rynkach obecne są przedsiębiorstwa, które nie muszą doganiać zachodnich firm. To zachodnia konkurencja musi doganiać Chińczyków. Długi marsz Niektórym Polakom nie trzeba przedstawiać tych firm, bo już dawno zaopatrzyli się u naszych operatorów w tanie modemy mobilnego dostępu do internetu. Mowa oczywiście o Huawei, koncernie, który w ostatnich latach podbił rynek telekomunikacyjny. Firma lubi podkreślać, że jej produkty służą połowie ludności świata w 140 krajach. Jeszcze w 2009 r. plasowała się na trzeciej pozycji pod względem dochodów wśród dostawców sprzętu telekomunikacyjnego. W ciągu trzech lat udało jej się przesunąć wzwyż o kolejne miejsca, wszystko bowiem wskazuje na to, że w 2012 r. zarobiła najwięcej w tej prestiżowej branży, którą zdążyła wywrócić do góry nogami. Żeby ciąć koszty i utrzymać zyski, dotychczasowi gracze zaczęli się łączyć: Alcatel z Lucentem w grudniu 2006 r., trzy miesiące później fuzję działów telekomunikacyjnych ogłosiły Nokia i Siemens. To nie wystarczyło, żeby zatrzymać Huawei. Jakim cudem relatywnie młody gracz z kraju o niezbyt dobrej reputacji, jeśli chodzi o jakość, zdołał w ciągu niecałej dekady wygryźć zachodnich konkurentów także z polskiego rynku? – Bardzo chętnie korzystamy ze sprzętu tej marki, i to od samego początku naszej obecności na rynku w Polsce – mówi Marcin Gruszka, rzecznik prasowy sieci Play. – W zasadzie cała nasza sieć zbudowana jest na bazie sprzętu Huawei. Dlaczego? Złożyło się na to wiele czynników: technologia, innowacyjność, cena, elastyczność, wsparcie itd. Firma zatrudnia 140 tys. pracowników, z których 44% należy do działu rozwojowo-badawczego. Jako pierwsza zaoferowała sieciom komórkowym stacje bazowe (podstawowe oczka sieci komórkowych) obsługujące telefonię drugiej i trzeciej generacji w jednym urządzeniu, co pozwoliło zaoszczędzić olbrzymie pieniądze, wcześniej bowiem operatorzy stawiali osobne maszty dla starej i nowej telefonii. Huawei przoduje także we wdrażaniu standardu sieci komórkowych czwartej generacji z ultraszybkim internetem, czyli LTE. Kombinacja nowoczesnej technologii i niskiej ceny naznaczyła długi marsz Huawei. Przedsiębiorstwo to założył w 1987 r. Ren Zhenfeng, były inżynier wojskowy. Od samego początku firma przyjęła taktykę Mao: zdobyć wieś i okrążyć miasta. Kiedy więksi i silniejsi uważali chińską prowincję za nieinteresującą, Huawei już zarabiało tam pierwsze duże pieniądze. Później ten sam manewr powtórzono przy ekspansji międzynarodowej. W Afryce przedstawiciele Huawei kusili cenami o 5-15% niższymi od zachodniej konkurencji i nie bali się krajów targanych wojnami domowymi ani nękanych przez katastrofy naturalne. W efekcie już w 2006 r. przedsiębiorstwo zarobiło tam 2 mld dol. Chińskie komputery Innym przykładem firmy śmiało poczynającej sobie w branży telekomunikacyjnej jest ZTE, pod względem dochodów zajmujące szóstą pozycję na świecie. Tak jak Huawei inwestuje dużo w produkcję telefonów komórkowych, czyli sprzętu, który znacznie szybciej przekona przeciętnego konsumenta do chińskiej jakości niż stacje bazowe. Rynek elektroniki ma moc budowania reputacji kraju i Chińczycy nie będą pierwszymi, którzy się o tym przekonali. Pierwsi byli Japończycy, których produkty w latach 50. i 60. na Zachodzie wyśmiewano, ale kupowano masowo, bo miały konkurencyjne ceny. Potem jednak ich jakość systematycznie rosła, a wraz z nią zmieniało się spojrzenie na Japonię i jej przemysł. Następni byli Tajwańczycy, potem Koreańczycy. Jeszcze trzy-cztery lata temu zachodni recenzenci elektroniki traktowali chińskie komórki jak kuriozum. Dzisiaj na kolejne premiery

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2013, 2013

Kategorie: Świat