Tej zimy 122 osoby zatruły się w Małopolsce tlenkiem węgla. 11 z nich zmarło 11 stycznia w Zebrzydowicach dwaj bracia: sześcioletni i dziewięcioletni, kąpali się w wannie. Gdy po kilku minutach rodzice zajrzeli do łazienki, znaleźli obu synów nieprzytomnych. Przyjechała karetka, ale na pomoc dla młodszego chłopca było już za późno. Przyczyną zatrucia okazała się wadliwa instalacja wentylacyjna w łazience. W ubiegłym tygodniu do jednego z krakowskich szpitali trafiło równocześnie pięć osób, w tym dwie dziewczynki: pięcioletnia i sześciomiesięczna. Byli to lokatorzy dwóch sąsiadujących mieszkań przy ul. Retoryka. Wezwani strażacy stwierdzili w jednym z nich ponadtrzykrotne przekroczenie dopuszczalnego stężenia tlenku węgla. Źródłem trującego gazu były nieszczelne przewody kominowe i piec węglowy. Tuż przed Nowym Rokiem Kalwarią Zebrzydowską wstrząsnęła wiadomość o tragicznej śmierci 62-letniej kobiety i jej dwóch nastoletnich wnuków: Marcina i Dawida, którzy przyjechali do babci z dwudniową wizytą. Ojciec chłopców zaniepokojony, że telefon w mieszkaniu matki nie odpowiada, postanowił sprawdzić, co się dzieje, i pojechał do jej domu. Gdy nikt nie reagował na pukanie do drzwi, wyważył je. W pokoju znalazł na łóżku zwłoki synów. Babcia jeszcze żyła, ale była nieprzytomna. Zmarła w trakcie reanimacji. W pokoju stał piec kaflowy. To z niego ulatniał się trujący gaz. W Tarnowie podczas kąpieli śmiertelnemu zatruciu uległo młode małżeństwo. Przyczyną tragedii był tlenek węgla wydobywający się z pieca centralnego ogrzewania. Osierocili trójkę dzieci. W Krakowie, 3 stycznia, niemal w samym centrum miasta, tlenek węgla pozbawił życia 91-letnią kobietę. Jej 60-letnia córka cudem wywinęła się śmierci. Podczas snu śmiertelnie zatruła się 93-letnia lokatorka kamienicy przy ulicy Siemiradzkiego w Krakowie. Cztery dni później w tym samym mieście zmarł 31-letni mężczyzna. Jego mieszkanie ogrzewane było piecykiem gazowym. To piecyk okazał się źródłem tlenku węgla. Można je pomylić z grypą „Podstępny zabójca” – tak o tlenku węgla mówią i ofiary, którym udało się przeżyć, i lekarze toksykolodzy. To bezbarwny i bezwonny gaz powstający wskutek niepełnego spalania węgla lub drewna przy niedostatecznym dopływie tlenu. Mechanizm zatrucia polega na wiązaniu tlenku węgla z hemoglobiną. Zaburzony zostaje proces oddychania, gdyż hemoglobina nie transportuje koniecznego do życia tlenu. Najbardziej narażony na działanie tlenku węgla jest mózg. Zwłaszcza u niemowląt, które mają we krwi znaczącą część tzw. hemoglobiny płodowej. Wiąże ona dwukrotnie więcej tlenku węgla niż ta zwykła, dlatego im młodsze dziecko, tym zatrucie bywa groźniejsze. Zdaniem lekarzy, objawy zatrucia tlenkiem węgla nie są charakterystyczne. Można je nawet pomylić z grypą. Ich nasilenie zależy od ilości gazu we wdychanym powietrzu. Najpierw pojawiają się duszności, zmniejsza się ostrość widzenia, dokuczają bóle głowy i kołatanie serca. Potem człowiek staje się pobudzony, wymiotuje, traci orientację, następują zaburzenia świadomości i oddychania, mimowolne ruchy gałek ocznych, zaburzenie rytmu serca, obniżenie temperatury ciała, drgawki i na koniec śpiączka. Nawet jeśli zatrucie nie jest śmiertelne, może mieć bardzo poważne następstwa, jak chociażby uszkodzenie pnia mózgu pod postacią sztywności ciała, niezborności, drżenia, upośledzenia mimiki, zaburzeń mowy, uszkodzenia mięśnia sercowego, wątroby i nerek. W ubiegłym tygodniu w Krakowie zapadł wyrok w sprawie karnej toczącej się przeciwko kominiarzowi, monterowi piecyka gazowego i dwóm gazownikom. Na skutek wadliwie funkcjonującej wentylacji zatruciu tlenkiem węgla uległa młoda kobieta, która do końca życia pozostanie kaleką. W chwili wypadku zawartość tlenku węgla 52-krotnie przekraczała dopuszczalne normy. Sąd skazał kominiarza na półtora roku więzienia (zawieszając wykonanie kary na trzy lata) i orzekł wobec niego trzyletni zakaz wykonywania zawodu. Pozostałych oskarżonych uniewinniono. Wyrok nie jest prawomocny. Według biegłych, wpływ na ten wypadek miały: wadliwe wyprowadzenie przewodów kominowych nad dachem, złe podłączenie piecyka do zbiorczego przewodu kominowego oraz fatalna pogoda i silny wiatr, co spowodowało, że spaliny z piecyka cofały się do łazienki. – Byłem biegłym w tej sprawie – mówi Jerzy Nenko, rzeczoznawca ds. kominiarstwa – i jestem zdania, że to jeszcze nie koniec. Prokurator już zapowiedział apelację.
Tagi:
Majka Lisińska-Kozioł