Czar GS-u

Zapluty karzeł realnego socjalizmu, siermiężny PRL wraca. Jak zły sen mara, porzucona kiedyś wiara, wampierz dopadający między snem a dniem. PRL wraca w myślach, mowach i uczynkach, czy­li publikacjach najmłodszych, jeszcze ideowych, pu­blicystach więdnącej prawicy. Każdy ważniejszy nu­mer tygodnika „Nowe Państwo”, każdy jeszcze grubszy numer, chudnącego, wołkowego dziennika „Życie” przynosi publicystyczną rozprawkę, rozpra­wiającą się ze złożonym od dziesięciu lat do grobu PRL-em. Wydawałoby się, że niech ten PRL w mo­gile leży, robaki historii niechaj go toczą, spokojnie przeżuwają. Ku chwale lepszej przyszłości, na na­wóz dla słusznej III RP. Ale PRL nie daje spokoju młodej prawicy. Z mro­ku dziejów wyłażą upiory życia codziennego: ko­miksowy kapitan Żbik, wodolejski napój „cytroneta”, no i najbardziej piekący idole: kapitan Kloss i porucznik Borewicz. Ten ostatni jest szczególnie gorzki dla mło­dych prawicowców. Żyje. I to nie jak kultowy J-23, między emeryturą a remejkami, lecz w gronie konstytucyjnych organów, czyli po­słów RP. I co gorsza, porucznik Borewicz, czy­li poseł SLD, Bronisław Cieślak, znowu ma swoje „pięć minut”. Merdamy przyciskami na telewizyjnym pilocie. I co? U snobistycznego Ibisza prezentuje się Borewicz-Cieślak. Zdrowy, dowcipny, sympatyczny. U wampira Jagielskiego bryluje Cieślak-Borewicz. Nadal zdrowy i, kurna olek, wypadający sympa­tycznie. Na publicznej dwójce powtórka z PRL-u. Młoda Szapołowska, młody Borewicz. I paru in­nych idoli. Taki Fronczewski, też młody. I wielu innych, wspaniałych, młodych. I przebijająca się, nawet do zatwardziałych, młodoprawicowych mózgów refleksja, iż, PRL-owski serial to arty­styczna wyżyna wobec obecnych telenowel i in­nych sitcomów. PRL to czar GS-u, lata ambitnej, prowincjonalnej „Polo-cocty”. Komiksów obciążonych propagandą ideolo i zalatujących smrodkiem dydaktycznym. Pocztówek dźwiękowych z przeskakującym refre­nem Janusza Laskowskiego, światowego festiwalu w Sopocie, uświetnianego występami Fina, Juki Kłapamakiego, Ałły Pugaczowej, a nawet samej „Abby”! To czas bigosów eksplodujących w dworco­wych barach, buzujących niczym Kuba, wyspa jak wulkan gorąca. PRL uwiera zideologizowane mózgi młodych, pryszczatych, żarliwych publicystów z „Nowego Państwa” i wołkowego „Życia”, tak jak kiedyś ZMP-owskich propagandzistów uwierało sanacyjne mię­dzywojnie. „Polesia czar”, przypominali stare refreny i obrzy­dzali je, jak tylko mogli. Że była bieda, prowincja, niedorozwój, i cała ta II RP rozsypała się jak domek z kart. Im więcej obrzydzali, tym silniej ludzie oglą­dali wstydliwie prezentowane „W starym kinie”, po­tępiane obrazy. Im silniej żaroideowi pluli na „sana­cję”, czyli kraj lat dziecinnych większości obywateli ówczesnej PRL, tym bardziej potępianą sanację ko­chano. Po latach nastąpiło otrzeźwienie. Bodo, Smosarska, Waszyński, Lejtes i inni zostali rzetelnie ocenie­ni. Wybryk historii stał się schodkiem w ciągłości kultury duchowej narodu. Jeszcze będziecie czyścić buty na pomniku Borewicza-Cieślaka, Klossowi kwiaty składać. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2000, 2000

Kategorie: Blog