Czarodziej na Downing Street

Czarodziej na Downing Street

Tony Blair nie rezygnuje z hasła: ”Chcę zmienić Anglię” Z jednej strony gwiazda muzyki pop, Britney Spears, która posyła fotografię z życzeniami zwycięstwa w wyborach 7 czerwca, z drugiej walijscy górnicy w kraciastych swetrach, śpiewający ludową piosenkę. Wszystko dla Ton’ego Blaira, premiera Wielkiej Brytanii. Nic dziwnego, że na kilka dni przed głosowaniem do parlamentu komentatorzy londyńskich gazet zastanawiali się nie tyle nad tym, czy przywódca brytyjskich socjaldemokratów i jego Partia Pracy zwyciężą po raz drugi w walce o Izbę Gmin, ile nad skalą tego zwycięstwa. Sondaże opinii publicznej dawały partii Tony’ego Blaira przewagę od 13% do nawet 28% poparcia. „Blaira znowu popierają ludzie z najróżniejszych społecznych środowisk”, zauważył konserwatywny „The Times”. Jeden z analityków instytutu badania opinii publicznej MORI powiedział z kolei: „Gdyby przy urnach wyborczych mieszkańcy Wysp potwierdzili swoje sympatie z socjologicznych wywiadów, mogłoby się okazać, że zdobycie przez laburzystów w 1997 r. (sensacyjnej wówczas) przewagi 179 mandatów w parlamencie dałoby się powtórzyć. Trzeba by w takim wypadku nazwać Tony’ego Blaira prawdziwym czarodziejem”. Słowo „czarodziej” pojawia się nie pierwszy raz w opisach Tony’ego Blaira. Już na początku lat 90., kiedy dzisiejszy premier zaczął robić karierę w strukturach Partii Pracy, jego zwolennicy mówili, że potrafi swoim entuzjazmem i wiarą w odbudowę siły politycznej laburzystów „zaczarować” nawet zmęczonych po 16 latach pozostawania w opozycji partyjnych wyjadaczy. Właśnie dzięki temu Blair sięgnął w 1994 r. po stanowisko lidera ugrupowania. Byli tacy, którzy twierdzili wtedy, że wygadany, optymistyczny i przystojny Tony Blair uwiódł laburzystowskie szeregi jedynie szerokim uśmiechem. Złośliwcy nazywali go „jelonkiem Bambi” z powodu podobieństwa lidera Partii Pracy do bohaterskiego jelonka z kreskówek Walta Disneya i przepowiadali rychłą klęskę polityka, który jest tylko „telegeniczny”. Bez czerwonych dinozaurów Blair nigdy się takimi wróżbami nie martwił. Zaraz po objęciu przywództwa w Partii Pracy zaskoczył wszystkich, deklarując, że laburzyści nie są już (odtąd) „grupą czerwonych dinozaurów, lecz partią konstruktywnych pragmatyków”. Wkrótce rzucił też hasło: „Musimy zmienić język przeszłości i zacząć uczyć się mówienia do zwykłych ludzi”. Do rangi symbolu urosła walka Blaira z tzw. paragrafem 5 tradycyjnego programu brytyjskiej lewicy, mówiącym o zamiarze znacjonalizowania gospodarki po przejęciu władzy. Mimo zaciekłego oporu tradycjonalistów młody lider doprowadził do wykreślenia tego punktu – rodem jeszcze z 1918 r. – z dokumentów partii. Komentatorzy w Wielkiej Brytanii byli zgodni, że nie byłoby tego zwrotu, gdyby nie osobowość i poglądy Tony’ego Blaira. Zawsze elegancko ubrany absolwent prawa z Oksfordu wyraźnie odróżniał się od poprzednich liderów laburzystów, często prostych związkowców. Siła pozbawionego robotniczych korzeni Blaira polega m.in. na tym, że nie jest on już zakładnikiem związkowych „baronów”, tak jak Neil Kinnock czy John Smith. Pozwoliło mu to zmienić optykę myślenia partii – która przestała być – cytując „The Times” – „ugrupowaniem kumpli ze związków, myślących kategoriami bieżących, pracowniczych interesów” i podjęła wysiłek, by stać się siłą zdolną przewodzić nie tylko biednym, ale i bardziej zamożnym. Laburzyści otrzymali też wizję „nowocześnie pojmowanych socjalistycznych idei”. Współczesna lewicowość, mówił ludziom Tony Blair, opierać się powinna na czterech podstawowych wartościach: zaufaniu, solidarności, współpracy i partnerstwie. Szerzej wyjaśniał to podejście bliski współpracownik Blaira i czołowy ideolog odnowionej części Partii Pracy, prof. John Galbright, który na łamach „Guardiana” pisał: „W podejściu do gospodarki nie można kierować się wiarą w jakieś nadrzędne zasady, uciekać od myślenia w teologię. Zamiast pamiętać o dogmatach, socjaliści powinni być po prostu za tym, co lepiej działa. I lepiej służy większości obywateli”. Laburzyści jednego narodu Hasła spójności społeczeństwa, duchowego odrodzenia Brytyjczyków po okresie schyłkowego thatcheryzmu, wyniszczającego ludzką wiarę w przyszłość, podkreślanie wartości rodziny, a także religii w życiu społecznym były dla brytyjskiej lewicy niczym prawdziwa rewolucja. Robotnicza wcześniej partia zwróciła się ze swoimi hasłami do niemal wszystkich warstw brytyjskiego społeczeństwa, zgodnie z programowym sloganem z 1995 roku – „Laburzyści jednego narodu”. Szczególną uwagę Tony Blair zwrócił na brytyjską klasę średnią, kiedyś przez laburzystów bojkotowaną. To właśnie ci ludzie są „solą” społeczeństwa, przekonywał socjalistycznych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 23/2001

Kategorie: Sylwetki