Czas dla danieli
Przyzwyczaiły się do ludzi i nie reagują ucieczką. Zachowują jednak odległość. Z ręki karmi je tylko gospodarz Samce dumnie prezentują poroże. Ścierają o gałęzie delikatny scypuł. Jesienią, gdy przygotowują się do walki o przywództwo w stadzie, wyglądają najokazalej. Nic dziwnego, muszą przypodobać się samicom i wzbudzić postrach wśród rywali. Co innego samice. Właśnie teraz stają się niepozorne, szare, tracą białe cętki. Na wrzesień i październik przypada okres godowy danieli. Stadko przebiega wzdłuż ogrodzenia. Zwierzęta już przyzwyczaiły się do obecności człowieka i nie reagują ucieczką na każdy szelest, jak to bywało wcześniej. Zachowują jednak bezpieczną dla siebie odległość. Z ręki karmić je może tylko gospodarz. Mirosław Kotwa z Wodącej koło Sienna (Mazowieckie) na początku lat 90. sprowadził z Niemiec trzy samice, samca i cielaka. Dzisiaj stado liczy 24 sztuki. To jedyna taka hodowla w regionie, a i w kraju jedna z nielicznych. Pierwszy raz Mirosław Kotwa zobaczył daniele u niemieckich gospodarzy, gdy jeździł na Zachód sprzedawać konie. Spodobały mu się te płochliwe zwierzęta. Na dodatek dowiedział się, że nie mają specjalnych wymagań. Z apetytem obgryzają korę z gałęzi. Gospodarz zwozi je od sadowników z całej okolicy. Na zimę przygotował 30 rolek siana, każda waży 600 kg. Jadłospis danieli urozmaica owsem, ziemniakami, burakami, marchwią. W tym roku obrodziły jabłonie i śliwy, więc daniele mogą też codziennie liczyć na owoce. Zjadają je razem z pestkami. Hodowca próbował dać im same pestki, nawet nie ruszyły. Pan Mirosław żartuje, że dzięki danielom nic się u niego nie zmarnuje. Pod szkłem ma tysiąc metrów upraw pomidorów i ogórków. Warzywami, których nie sprzeda, chętnie żywią się daniele. Ale prawdziwym smakołykiem, dla którego zostawią każde jedzenie, są lśniące, brązowe kasztany. O upodobaniach kulinarnych danieli doskonale wiedzą dzieci mieszkające w okolicy. Gdy tylko z drzew zaczną spadać kasztany, znoszą je do pana Mirosława. Za każdy kilogram dostają 20 groszy. Ubiegłej jesieni dostarczyły aż 3,5 tony, rekordzista zdołał uzbierać ponad 700 kg. Daniele bardzo sprawnie obracają kasztany w pysku, obierają z łupiny i wyjadają sam środek. Walka na śmierć i życie Pan Mirosław ze smutkiem spogląda na najstarszego, 9-letniego samca. W tym roku będzie musiał go odstrzelić. To właśnie ten cielak, którego sprowadził przed laty z Niemiec. Hodowca nie chce jednak dopuścić do takiej tragedii, jaka rozegrała się w stadzie kilka lat temu. Stary samiec był pewien swego panowania. Tymczasem dorósł już jego rywal i też chciał przewodzić stadu. Nocą rozegrała się walka na śmierć i życie. W warunkach naturalnych zapewne nigdy by do tego nie doszło, słabszy po prostu by odszedł, tutaj nie miał gdzie uciec. Rano hodowca znalazł starego daniela już martwego. Gdyby to przewidział, odizolowałby samce od siebie. Zwycięzca przewodził stadu przez pięć kolejnych lat. Ale już ubiegłej jesieni musiał się podzielić władzą z młodszym, 4-letnim samcem, który podczas pojedynku na poroża przepchał go około 20 metrów. Do zmagań dołączył wtedy dwulatek. Ale nie miał jeszcze żadnych szans. Przegrał i z jednym, i z drugim. Do stada wrócił z połamanym porożem. Jak ważną rolę pełnią w stadzie samce, hodowca przekonał się, gdy jeden z nich podczas pojedynku rozpruł porożem ogrodzenie. Nocą na wolność, uciekła połowa danieli. Na szczęście, w środku zostały samce. Rano samice zaczęły do nich powracać. Dorastają następne samce i zapewne już wkrótce będą chciały spróbować swych sił. Każdy z nich jest silny, zdrowy i zdolny do przewodzenia. Hodowca myśli o podzieleniu stada. Najlepiej byłoby uśpić zwierzęta i przewieźć w inne miejsce. Jak się okazuje, z tym są największe problemy. Potrzebny jest specjalny nabój. Po wbiciu igły środek usypiający w sekundzie zostaje podany domięśniowo. Hodowca przekonuje, że to najlepszy sposób na transportowanie zwierząt. Nie przeżywają stresu związanego z przewozem i stycznością z człowiekiem. Prowadzący schronisko dla zwierząt nie zgadzają się jednak na szczepionkę, powołując się na ustawę o ochronie zwierząt. Sprzęt do usypiania hodowca musi sprowadzać z Niemiec. Wyhodowane na zdrowej żywności Pan Mirosław myśli o przywiezieniu samca z innej hodowli. Taki osobnik mógłby odnowić “krew” w stadzie, by nie nastąpiła degeneracja. Wiadomo, że bardziej umięśnione, silniejsze daniele wydają na świat