Państwu z własną walutą nie może zabraknąć pieniędzy, a Polska nie stanie się „drugą Grecją” Fiat Money Obrazisz się, jak nazwę cię trollem? – Nie obrażę się. Trolling to forma, nie tylko treść. A moja forma to trolling. I fakt – spędzam na nim sporo czasu. A kim poza tym jesteś? – Studiowałem fizykę i ekonomię. Na SGH, w Polsce, wyobraź sobie. I już wtedy czułem, że ekonomia to nie jest nauka. Kontrast z fizyką był wprost katastrofalny. Fizyka ma wszystko policzone do dziesiątego miejsca po przecinku. W ekonomii szczytem osiągnięć dla niektórych jest narysować niczym niepodparty wykresik z dwiema przecinającymi się kreskami. Tym bardziej w latach 90. Rzuciłem to, wyjechałem do USA, skończyłem doktorat z fizyki i dostałem pracę jako quant… Czyli kto? – Człowiek od liczb. Zajmuję się wyceną transakcji, których końcowa wartość zależy od skomplikowanej formuły, czasami zawierającej wiele indeksów bądź cen: od stóp procentowych, przez ceny metali, energii, po ceny żywności. A w Polsce też miałeś odwagę pyskować wykładowcom? – Nie, co ty. To było zakuj-zdaj-zapomnij, a nie żadne dyskusje o paradygmatach. Jak działają finanse czy banki, także nikogo nie interesowało. Ważne było, żeby skończyć te studia, dostać papier i trafić do pracy w sektorze prywatnym. Ale wtedy nie było tak powszechnego internetu, dodatkowych lektur, a ja miałem inne zainteresowania niż pyskowanie wykładowcom na uczelni. To kiedy połknąłeś czerwoną pigułkę i stwierdziłeś, że coś w tym wszystkim nie gra? – Koło 2007 r., kiedy pracowałem w finansach i zaczęły się pojawiać sygnały, że dzieje się coś niedobrego. Ale wokoło wszyscy powtarzali: „Nie, to niemożliwe, system jest stabilny, wszystko jest w porządku”. A w 2008 r. trzasnęło. Wpisałem potem w wyszukiwarkę: „Kto przewidział kryzys?”. I to dopiero było szokujące odkrycie. Jest na świecie 100 tys. ekonomistów czy makroekonomistów. A kryzys przewidziało pięciu, z czego czterech z tzw. heterodoksyjnych szkół ekonomicznych. Czyli tych spoza głównego nurtu, który w Polsce i w USA wciąż pokazuje się jako tę „właściwą” ekonomię. Zacząłem czytać o tych pięciu, trafiłem na publikację prof. Steve’a Keena, a później na jego debatę z Billem Mitchellem, który reprezentował nurt MMT, modern monetary theory, czyli nowoczesnej teorii monetarnej. I to mnie dopiero zafascynowało… Dlaczego? – Zobaczyłem, że ci ludzie mają wszystko rozpisane. Każdą transakcję potrafią pokazać w precyzyjny sposób: temu ubyło, temu przybyło, ten jest winien, tak wygląda rachunek. I to mnie jako fizyka z wykształcenia przekonało. Pomyślałem: „OK, to jest coś więcej niż machanie rękami”. Nareszcie da się coś policzyć, wykazać, udowodnić. Ludzie myślą, że krytycy Balcerowicza i głównego nurtu ekonomii to jacyś foliarze i antynaukowcy, a jest odwrotnie. To mainstream jest na poziomie średniowiecznej medycyny lub fizyki przed Galileuszem. Dużo mitów, wiary, zaklęć, a mało empirycznego sprawdzania hipotez i podważania niesprawdzających się założeń. Kryzys 2008 r. to pokazał. Nikt zajmujący się akademicką ekonomią nie był w stanie tego przewidzieć. I nie chodzi o to, że coś przegapili, nie! Ich modele po prostu nie pozwalały na dopuszczenie, że taki kryzys może się pojawić. Mówisz, że ekonomiści nie zajmują się w ogóle nauką. Próbują jednak wykazać jakieś korelacje, tworzą modele i ekstrapolują wiedzę z danych, usiłują odnaleźć i opisać prawidłowości. To wszystko twoim zdaniem zaklęcia? – Da się policzyć korelację wszystkiego ze wszystkim. Na przykład astrolodzy mierzą rzekomy wpływ położenia planet względem gwiazd na wydarzenia na Ziemi – mają całe tego tabele. Ale czy to jest nauka? Jak się nie ma właściwej teorii, to nie sposób zrozumieć rzeczywistości. Na pewno ekonomiści głównego nurtu sięgają w jakichś badaniach empirii, ale nienaukowe jest samo jądro ich teorii. Przez co cała dyscyplina przypomina bardziej paranaukę w rodzaju astrologii i próbę upartej obrony gotowego zestawu dogmatów. Ale skoro ekonomia głównego nurtu nie różni się od astrologii, to dlaczego rządy państw na całym świecie powierzają ekonomistom decydowanie o sprawach najważniejszych – dobrobycie milionów, jeśli nie miliardów ludzi? – W rzeczywistości politycy też nie zatrudniają ekonomistów, którzy wyciągają swoje wnioski z głównonurtowej teorii – bo ona jest do rządzenia w dużej mierze nieprzydatna. To zresztą już widać, bo odpowiedź na kryzys po covidzie była inna niż na kryzys z 2008 r. –
Tagi:
biznes, ceny, ceny paliw, debata publiczna, Donald Tusk, EBC, ekonomia, ekonomiści, elity III RP, Fiat Money, fizyka, fizyka kwantowa, Gazeta Wyborcza, gospodarka, historia III RP, historia lewicy, III RP, inflacja, kapitalizm, klasy społeczne, KO, koniunktura gospodarcza, korporacje, Leszek Balcerowicz, Lewica, MMT, nauka, NBP, neoliberalizm, PO, podziały klasowe, Polacy za granicą, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska nauka, poprawność polityczna, praca w Polsce, pracownicy, pracownicy najemni, prawa pracownicze, prekariat, protesty pracownicze, rynek pracy, socjalizm, społeczeństwo, spółki skarbu państwa, TVN, walka klas, wywiady, zarobki Polaków, związki zawodowe, związkowcy