Czego wypatruje astronom – rozmowa z Jerzym Rafalskim
Za czasów Kopernika położenie Gwiazdy Polarnej było inne Jerzy Rafalski – absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, studia astronomiczne ukończył w 1993 r. i rozpoczął pracę w toruńskim planetarium. Jest prawdziwym pasjonatem astronomii i świetnym jej popularyzatorem. W wolnych chwilach siada pod gołym niebem i dla przyjemności obserwuje gwiazdy. Tworzy także oparte na badaniach naukowych animacje komputerowe rozwoju i wyglądu odległych światów i planet. Rozmawia Bronisław Tumiłowicz W okresie świątecznym nieco częściej spoglądamy w niebo. Co świeci najsilniej? – Właśnie zimą widać na niebie najwięcej jasnych gwiazd, więc warto im się przyjrzeć. Gdy jednak w wieczór wigilijny wypatrywać będziemy pierwszej gwiazdki, to już ok. godz. 16, jeszcze przed zapadnięciem zmroku, pojawi się Jowisz, który nie jest gwiazdą, ale najwcześniej ukazującą się, największą i najlepiej widoczną planetą Układu Słonecznego. Jowisz w tym roku da się zobaczyć na wschodzie, na lewo od Księżyca. Ci jednak, którzy zgodnie z wigilijną tradycją wyczekują prawdziwej gwiazdy, mają jeszcze 15 minut, bo o 16.15 naszego czasu zimowego pojawią się na wschodniej i zachodniej stronie dwie gwiazdy podobnej jasności – Wega i Kapella. Niebo jest już granatowe i można zasiąść do wieczerzy, składać sobie życzenia i rozdawać prezenty. Wtedy schodzimy na ziemię i raczej przestajemy się interesować niebem. Domyślam się, że noc wigilijna może nam przynieść jeszcze wiele ciekawych obserwacji. – Z pewnością. Wiele osób, które po sutej rodzinnej kolacji i w dobrych nastrojach wychodzą na spacer albo przed północą udają się na pasterkę, może nawet w pogodną noc doznać swoistego olśnienia. Układ gwiazd na niebie jest już trochę inny niż wcześniej, a naszą uwagę przykuwają trzy mocno świecące gwiazdy, ustawione równiutko w jednej linii. Staropolska tradycja kazała dostrzegać w nich trzech mędrców, którzy podążają w stronę gwiazdy znajdującej się na przedłużeniu tej linii, czyli idą powitać nowo narodzonego. Owa najjaśniejsza gwiazda wskazująca kierunek to Syriusz, a trzy gwiazdy są częścią Oriona, którego wieczorem jeszcze nie było widać, ale przed północą ukazuje się w pełnej krasie. Czyli Syriusz to owa legendarna Gwiazda Betlejemska? – Przez długie wieki astronomowie starali się znaleźć potwierdzenie słów zawartych w Ewangelii według św. Mateusza, mówiących o mędrcach ze Wschodu, którzy dojrzeli na niebie jakiś wspaniały znak i podążyli w jego kierunku. Wiele było interpretacji tego zapisu. Najczęściej sądzono, że wędrowcy zobaczyli kometę, ale te zjawiska – powtarzające się co kilkanaście lat – w owych czasach wróżyły raczej nieszczęścia. Kometa jako wytłumaczenie nie wytrzymywała więc krytyki, nie była zresztą czymś zupełnie nowym ani wyjątkowym. Ludzie się jej bali, jednak w tym zjawisku nie było niczego dziwnego dla ówczesnych uczonych, astronomowie babilońscy zaś znali dobrze obraz nieba, u nich też powstały pierwsze horoskopy związane z gwiazdozbiorami zodiakalnymi i odpowiednim usytuowaniem planet względem nich. Dopiero całkiem niedawno, kiedy pojawiły się komputery, można było z wystarczającą dokładnością wyliczyć, że w roku „minus jeden” doszło na niebie do zaskakującego zjawiska – Jowisz i Wenus, dwie najjaśniejsze planety, tak się ustawiły na niebie na tle gwiazdozbioru Lwa, że zlały się w bardzo jasny punkt. Zjawisko trwało tylko jeden wieczór, a ówcześni mędrcy mogli je uznać za absolutnie niezwykłe, bo z pewnością stanowiło najjaśniejszy punkt na niebie. Wprawdzie historycy mają wątpliwości co do relacji wiążących biblijnych mędrców podążających z Jerozolimy z Herodem, który zmarł dwa lata wcześniej, ale od strony astronomicznej wszystko się zgadza. Gwiazdą Betlejemską mógł być ów fenomen – połączenie się na niebie Jowisza i Wenus ponad 2 tys. lat temu. Co z tego można dojrzeć gołym okiem? – Większość. Na pogodnym niebie widać bardzo dobrze nie tylko trzech staropolskich mędrców, lecz także położone niedaleko Plejady, grupę sześciu-siedmiu jasnych gwiazd. Oczywiście najlepiej ogląda się je na przestrzeni wolnej od miejskich świateł elektrycznych, które bardzo utrudniają obserwację nieba. Można wtedy nawet dostrzec w południowej części nieba, w okolicach Oriona, rodzaj świetlistej mgiełki, obraz dosyć nieostry, coś jakby sianko z wigilijnego stołu. W ludowych podaniach jest tam oczywiście żłóbek, a nawet da się wypatrzyć nieodłączne osiołki