Czekamy na artystę

Czekamy na artystę

Współczesna scenografia telewizyjna olśniewa nie poziomem, lecz ilością użytych środków Xymena Zaniewska i Mariusz Chwedczuk – Są państwo najsłynniejszą parą scenografów… Xymena Zaniewska: – …teraz to już chyba jedyną… Mariusz Chwedczuk: – …nie licząc par homoseksualnych. – Czują się państwo ludźmi sukcesu? XZ: – Tak! MCh: – To zależy, co rozumiemy przez słowo sukces. W moim rozumieniu, czuję się człowiekiem sukcesu, ponieważ całe życie robiłem to, co lubię robić. Mogłem dzięki temu się utrzymać, zrobiłem kilkaset rzeczy, w tym kilka, które mnie samemu się podobają. Udało mi się zaznaczyć w historii polskiego teatru, niemieckiego teatru, fińskiego teatru, madryckiego teatru, robiłem rzeczy, które wzbudzały zainteresowanie krytyki i widowni. Nie dostałem nigdy w życiu złej recenzji. Trafiłem nawet, nieoczekiwanie, do tygodnika „Wiadomości Kulturalne”, którego naczelny, Krzysztof Toeplitz, namówił mnie do pisania o sztuce, co mi się strasznie podobało… – Lubił pan pisać? MCh: – Samego pisania nie lubiłem, w tym sensie, że ja w ogóle nie lubię pracować. Nie lubię robić scenografii, nie lubię malować, nie lubię pisać, dlatego wszystko zawsze robiłem i robię na ostatnią chwilę. Lubię nic nie robić. XZ: – Gotować lubisz! Mariusz trochę oszukuje, udając lenia. Jak już coś zrobi, to się cieszy. MCh: – Ja uważam – tu Xenia może się poczuć dotknięta, bo dla niej praca to przyjemność – że praca twórcza nie męczy tylko grafomanów. Oni zasuwają jak jedwabniki, z największą przyjemnością piszą, malują. Dla mnie realizacja pomysłu to udręka. Potem, jak już przebrnę przez tę mękę i widzę na scenie piękne dekoracje, wtedy się cieszę. – Ciekawa jestem, jakie wrażenie zrobili państwo na sobie, spotykając się po raz pierwszy? Pan był wówczas naczelnym scenografem oddziału telewizji krakowskiej, a pani naczelnym scenografem całej, ogólnopolskiej telewizji. Czyli pan był pani podwładnym. MCh: – Xymena przyjechała do Krakowa, bo do jej obowiązków należało wizytowanie ośrodków regionalnych. Wrażenie zrobiła na mnie piorunujące! (śmiech) Osobliwy był to widok. Miała gigantyczny kapelusz wielkości Rynku Głównego. Olśniła nim nas wszystkich i wprawiła w niebywałe zdumienie, bo w Krakowie nikt takich nie nosił. I tak się zaczęło. Uważałem, że to bardzo przydatna znajomość, zarówno krakowskiemu ośrodkowi, jak i mnie osobiście. Owocowała w różne korzyści, na przykład dostawaliśmy więcej pieniędzy na meble, środki inscenizacyjne. A potem przeprowadziłem się do Warszawy i już razem pracowaliśmy. XZ: – I jesteśmy razem już 35 lat! W zasadzie połączyła nas telewizja. Wybrałam się wtedy do Krakowa, bo uważałam, że tam się dzieją interesujące rzeczy. Byłam ciekawa, jacy ludzie tam pracują. Mariusz od razu mi się spodobał, bo okazał się inteligentny, a ja uwielbiam inteligentnych mężczyzn. Wciąż podziwiam go za inteligencję. Zazdroszczę mu też, że ma umysł krytyka, wszystko potrafi nazwać i zanalizować. Ja nie – i nie mówię tego przez skromność. Wiem, że jestem zdolna, szalenie przedsiębiorcza, nie mam żadnych kompleksów. – Przez wiele lat zajmowali się państwo – a także zarządzali – scenografią telewizyjną. Co państwo sądzą o współczesnej scenografii telewizyjnej? Dawniej zajmowali się nią artyści, m.in. Młodożeniec, Starowieyski, Skarżyńscy, a scenografia telewizyjna niewątpliwie zaliczała się do sztuki. Dzisiaj, zdaje mi się, polega ona głównie na ustawianiu mebli i światła. XZ: – Jeszcze nie zobaczyłam dzieła sztuki, które powstało za pomocą wspaniałych środków, jakimi dysponujemy. Współczesna scenografia skupia się na tym, żeby był migotliwy efekt, olśniewający nie poziomem, lecz ilością użytych środków: świateł, luster, odbić itd. Jestem pod wrażeniem, kiedy patrzę, co dzisiaj scenografowie są w stanie zrobić ze studiem nr 5 (w gruncie rzeczy 20 lat mojej pracy w telewizji polegało w największej mierze na tym, że próbowałam zlikwidować krawędź pomiędzy pionową ścianą a podłogą studia!). Telewizja jest sztuką, oczywiście… MCh: – …może być. Trudno o tym mówić, bo mogę być posądzony o starczą zgryźliwość – wszyscy starzy ludzie mówią, że kiedyś było lepiej, bo byli młodzi. Ale to, niestety, prawda. Ja bym surowiej ocenił scenografię telewizyjną niż Xymena. Moim zdaniem, nic takiego nie istnieje. Nie ma. Z jednym wyjątkiem:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 37/2003

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska