Możesz skręcić w lewo lub w prawo, w jednym kierunku będzie śmierć, a w drugim życie Marianne Hirsch i Leo Spitzer – autorzy książki „Duchy domu. Czerniowce w żydowskiej pamięci” Wasz świat ocaleńców żydowskich zapamiętany i tłumaczony jest poprzez język niemiecki. Jakie miejsce zajmuje u was ten język? MH: – Na co dzień mówimy po angielsku. Mamy różne relacje z niemieckim. LS: – Moi rodzice spotkali się w Wiedniu, skąd pochodziła matka, oboje zostali wypędzeni, udali się do jednego z ostatnich miejsc, które jeszcze przyjmowały takich uciekinierów, do Boliwii. Tam się urodziłem, moimi pierwszymi językami były hiszpański i niemiecki, ale był to niemiecki zachowany z Austrii. Ja właściwie nauczyłem się go na nowo i cieszyłem się nim. Rany, jak matka Marianne uwielbiała mówić po niemiecku! MH: – Moi rodzice pochodzą z Czerniowców i zachowali niemiecki, który był ich językiem, kulturą i literaturą. Nie mogli przywieźć swoich książek, kiedy emigrowali, mam ich Goethego czy Schillera, kupionych tutaj. Dorastałam w Rumunii, chodziłam do niemieckojęzycznej szkoły w Bukareszcie, mówiłam po niemiecku, rodzice mówili po niemiecku aż do śmierci w latach 90., to był nasz język domowy. Nadal „jestem” bardzo w tym języku. Interesuje mnie znaczenie w pokoleniu waszych rodziców języka niemieckiego, który był również językiem oprawców. MH: – To rodzaj mówienia o swoim życiu. Rumunia stała się państwem po I wojnie światowej, a moja matka urodziła się w 1918 r. i całe pokolenie, o którym piszemy w książce, kształciło się w Rumunii. Wielu Żydów, bardzo entuzjastycznie nastawionych do państwa obywateli austriackich mówiących po niemiecku, otrzymało od cesarstwa możliwości zawodowe, w pewnym sensie reprezentowało Żydów. Ten język był również formą oporu przeciw rumuńskiemu antysemityzmowi, który stał się dość silny w tamtym czasie, ale także przepustką do kosmopolitycznej Europy. Wierzyli w ideę kosmopolitycznego świata, do którego należą, a nie do państwa narodowego, które pozbawia ich praw. Myślę, że to prawda tego pokolenia. Również Paula Celana (poety urodzonego w Czerniowcach – przyp. red.) i niektórych pisarzy z tego pokolenia oraz starszych prawicowych pisarzy niemieckich. Piszecie, że w Czerniowcach powstała cała niemiecka literatura żydowska, w której niemiecki był językiem przeszłości. MH: – Nie był już językiem żywym ani narodowym, ale był tym, którym Żydzi mówili bardzo dobrze i często, jak moi rodzice, kiedy mówili o okresie wojny. Wspominali, jakie to uczucie słyszeć głos Hitlera w radiu. Wiadomo, co głos Hitlera robił z ich uczuciami do Niemiec. Myślę, że byli również zdeterminowani, aby to była także ich kultura i nie została im odebrana przez nazistów. Paul Celan mówi o języku niemieckim w słynnej mowie „The Meridian” (Południk), że musi zostać umyty i oczyszczony, i zmieniony, że po tym wszystkim nadal można go zmienić, aby przenieść coś z przeszłości do teraźniejszości i przyszłości, ponieważ będzie używany, tak jak był. LS: – Język niemiecki był językiem asymilacji, dzięki któremu Żydzi wyszli z cienia, zawdzięczali to germanizacji. W przypadku historii Czerniowiec stawał się rodzajem sygnału awansu do nowego, lepszego świata i pozostawienia za sobą świata, który wielu uważa za zacofany. Kiedy przyszli naziści i ponownie nadeszło wykluczenie, pojawiły się też pytania o język. Tamtejsi Żydzi byli bardzo do niego przywiązani, o wiele bardziej niż ci, którzy wzrastali w języku niemieckim, jak moja matka i mój ojciec. MH: – W okresie międzywojennym jidysz i hebrajski były także ważnymi językami. Dzieci chodziły do szkoły jidysz lub do hebrajskiej, czasem do obu. Jeden i drugi język był nadal używany, ale jako ważny język literacki i kolejny sposób łączenia się ze społecznościami żydowskimi w różnych częściach Europy i w Palestynie. Czym są dla was Czerniowce? Konceptem, wyobrażeniem, miejscem z powiązaniem rodzinnym? MH: – Trafiamy do tej książki z różnych miejsc, stąd podwójne spojrzenie. Byłam świadoma, że to koncept. Stamtąd pochodzili wszyscy, których znałam. Co ciekawe, po tym, co przeszli w traumatycznych czasach, w mojej głowie dziecka pojawiało się: „jakie to wspaniałe miejsce”, czasami czuję, że pamiętam je bardziej niż własne miejsca. Przywieźli je ze sobą po wojnie do Rumunii i prawie wszyscy, z którymi spotykali się rodzice, z kim się bawiłam, byli czernowicerami. Wyobrażałam sobie Czerniowce
Tagi:
Czerniowce, historia, Holokaust, język niemiecki, Leo Spitzer, Marianne Hirsch, pamięć, Paul Celan, pisarze, Rumunia, Żydzi