Czkawka obywatelska

Piszę ten felieton w sobotę, 30 września. Kampania znudziła i rozzłościła wielu z nas. Oglądaliśmy kandydatów poważnych, głupkowatych i groźnych ideologicznie. Tych, co zrobią wszystko, byle tylko zaistnieć. Ktoś odpowiedzialny za wizerunek Mariana K. chyba nie zna mentalności swoich krajan, jeśli uważa, że mężczyzna, który się napił, nawet, czy zwłaszcza, w sytuacji dramatycznej, będzie potępiony, a wymuskany piękniś zostanie wybrany tylko dlatego, że nie wypił. Tego rodzaju kampanię trzeźwości można by przeprowadzić na planecie z ufoludkami, choć nawet co do tego nie ma pewności. Fachowcy-sztabowcy kupili też starą taśmę z żartem uznanym za niestosowny. Żart z całowaniem ziemi, lepszy czy gorszy, to kwestia uznania, lecz nie zawiera żadnego szyderstwa. Politycy właściwej opcji nadęli się jednak od moralnego potępienia i jak nadmuchane prezerwatywy pękli z hukiem. Żartujący przeprosili, a wśród dżentelmenów słowo przepraszam kończy sprawę. Niektórzy biskupi podjęli jednak temat i starali się wzbudzić jedynie słuszną nienawiść, lecz przytomny Prymas był bardzo wyrozumiały, ledwo trochę potarmosił grzeszników za ucho. Wyczuł pewnie, że w napastliwości sztabowców Mariana K. jest za dużo politycznej manipulacji i pychy, a za mało prostych zasad katechizmu. Już po przeprosinach W.W. W.W., czyli Wielki Wychowawca Wiesław Walendziak, powiedział, że wątpi w szczerość prezydenta. Czy ma powody mały spowiednik-uzurpator, przyznający sobie prawo do rozgrzeszania z win, bądź zadawania pokuty, by wątpić? Czy prezydent jest niepoprawny i popełnia wiele razy te same błędy? Obiektywnie powodów nie ma, lecz subiektywnie ma, bo jak mawiano na naszym podwórku: każdy sądzi sam po sobie. Faryzeusz nigdy nie zrozumie kogoś, kto ma szczerą wolę poprawy. PRZEZ TRZY LATA, JAKIE MINĘŁY OD “CAŁOWANIA ZIEMI KALISKIEJ”, PREZYDENT ZMIENIŁ SIĘ. Dziś taki żart, jak sądzę, byłby niemożliwy, ponieważ Aleksander.Kwaśniewski poznał Papieża, rozmawiał z nim, przejechał się papa-mobile, był na pielgrzymce. Od tamtego czasu upłynęło sporo wody, dlaczego zaślepieni krytycy w ogóle o tym nie mówią? Rację ma Roman Graczyk, pisząc o histerii kaliskiej. Ludzie, którzy Papieża kochają, w odróżnieniu od sztabowców husarza Mariana, nie upubliczniliby czegoś, co mogłoby – według nich – sprawić Ojcu Świętemu przykrość. Gdy jednak w grę wchodzi własny interes, husaria maryjańska nie cofnie się przed niczym. Papież nawet dla wielu niewierzących jest autorytetem, jednak jako bohater mediów podlega ich prawom. Jako superstar znalazł się na okładce znanego na świecie tygodnika. Jak bożyszcze rocka, aktor lub polityk. W książce, którą przygotowuję w odcinkach, tylko w wersji internetowej (dla EASYNET-u), dwaj chłopcy, rozmawiając o Papieżu, mówią, że bez amfy czy koki wbija człowieka w fotel przed ekranem, to superstar, fajnie się ubiera, ma ciuchy od Versace, czy kogoś w tym rodzaju. Ten dialog był podsłuchany! Bardzo się chłopaki śmiały, gdy na skandowanie: “Niech żyje Pa-pież, niech żyje pa-pież!” – ich idol powiedział: myślałem, że wołacie “Łu-pież!”. Widać ceni humor absurdalny. Porównanie urzędu papieskiego do łupieżu musiało dotknąć ponuraków skupujących kasety z dowcipami, no bo jakże to tak, święta osoba, a dowcipkuje! Hodowane pod kloszem, wyalienowane świętoszki, nie biorą pod uwagę zmian, jakie dokonały się przez lata w mentalności katolików. Papież wiedząc o tym, sam wprowadził humor do oficjalnych, filmowanych przez telewizje wystąpień, wystarczy wspomnieć słynne kremówki. Jeśli ktoś uczył się występowania przed publicznością z amerykańskich podręczników, to wie, że gdy uwaga sali siada, należy zażartować, by słuchających wyrwać ze zmęczenia, a potem znów skupić się na wywodzie. Oczywiście Święta Osoba wie o tym bez uczenia się, tym niemniej intuicyjnie i proroczo stosuje się do telewizyjnych reguł gry. Wiele było też w kampanii rzeczy budujących. Cieszyć może zwłaszcza to, że faszystowskie popisy znalazły się na marginesie i, jak mawiają matematycy, są “zaniedbywalne”. Świat zamknięty jest światem schodzącym, świat otwarty ma przed sobą przyszłość. Widać przepaść pomiędzy kandydatami, zwolennikami tych dwóch różnych światów. Wyborcza licytacja: ja jestem bardziej Polakiem, bo jestem katolikiem, większym niż ty, a moja żona została ochrzczona dawno temu (dama istotnie była wiekowa), a ja jestem najbardziej polskim Polakiem i największym katolikiem, w domyśle, w odróżnieniu od obcych, co nazywają się inaczej, ale my znamy ich prawdziwe nazwiska;

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 41/2000

Kategorie: Felietony