Człowiek bez twarzy za kratkami

Człowiek bez twarzy za kratkami

Czy aresztowanie Bernarda Provenzana oznacza koniec cosa nostry, czy też krwawą bitwę o przywództwo w mafii? Korespondencja z Neapolu Po 43 latach ukrywania się w ręce policji wpadł przywódca sycylijskiej mafii, Bernardo Provenzano. Zwany bossem bossów, 73-letni Provenzano został aresztowany w okolicach rodzinnego Corleone. Na widok ostatniego bossa z Corleone w kajdankach, prowadzonego przez zamaskowanych policjantów, tłum zgromadzony na głównym placu Palermo krzyczał: – Morderca, morderca! Ludzie unosili w górę palce, robiąc charakterystyczne V – na znak zwycięstwa. Ściskali ręce policjantom. Gratulacjom nie było końca. Dokładnie tak samo jak 13 lat temu, kiedy aresztowano ówczesnego bossa bossów, Tota Riinę. Bernardo Provenzano, zwany „zu Binu”, urodził się 31 stycznia 1933 r. w słynnym Corleone, ok. 40 km od stolicy Sycylii, Palermo. W latach 50. był członkiem miejscowej grupy przestępczej, na której czele stał Luciano Liggio. To z jego polecenia w maju 1963 r. Provenzano miał zabić Francesca Paola Strevę z klanu Navarra. Streva uciekł. Został zastrzelony 10 września. Osiem dni później karabinierzy z Palermo ustalili, że to Provenzano pociągnął za spust. 30-letni Sycylijczyk został oficjalnie wpisany na listę poszukiwanych. Od tego czasu przestępcze konto Provenzana niepomiernie wzrosło. Oskarża się go o ponad 40 morderstw. Ciąży na nim kilka wyroków dożywocia. Provenzano zrobił w ukryciu prawdziwą karierę. Z roku na rok rosła jego potęga. Aż w końcu 13 lat temu, po aresztowaniu Tota Riiny, objął ster cosa nostry. Został bossem bossów. Provenzano bowiem, wbrew temu, co mówił o nim w latach młodzieńczych Liggio, że strzela jak Bóg, ale ma kurzy rozumek, okazał się chytrym graczem. Liggio zresztą zamknął powieki za kratkami, bo Provenzano zablokował plan jego oswobodzenia. Podczas swoich rządów Provenzano wyciszył obrzyny, ale umocnił potęgę ekonomiczną i wpływy polityczne mafii. W przebraniu biskupa Pietro Grasso, prokurator generalny do spraw walki z mafią, a wcześniej główny prokurator Palermo, w wywiadzie dla programu telewizyjnego TV7 w październiku ubiegłego roku powiedział, że Provenzano musi być chroniony przez polityków i lokalny biznes. Wkrótce potem wyszło na jaw, że dobrze prosperujący przedsiębiorca mający powiązania z cosa nostrą otrzymywał informacje o postępach w śledztwie od niższego rangą policjanta. Nie był to odosobniony przypadek. W 2003 r. został aresztowany Giorgio Riolo, chorąży służb specjalnych odpowiedzialny za zakładanie mikrokamer i podsłuchu, okazało się bowiem, że wysługuje się mafii. Bez szerokiego poparcia Provenzano nigdy nie zdołałby ujść przed tropiącymi go od 43 lat policjantami. Kilka razy wymknął się niczym piskorz. W 1996 r. przebywający w więzieniu Giovanni Brusca, pokajany członek mafii, który zabił i rozpuścił w kwasie 12-letniego chłopca, przekazał prokuratorom informację, że centrum dowodzenia bossa znajduje się w szkole nauki jazdy w Palermo. Karabinierzy dotarli tam jednak dopiero dwa lata później. W 1998 r. anonimowy rozmówca przekazał telefonicznie dokładne namiary na bossa bossów, ale w biurze śledczym nie było nikogo. Mógł się tylko nagrać na automatyczną sekretarkę. Dwa razy, w 1997 i 2000 r., Provenzano natknął się na punkty kontrolne policji, ale nie został rozpoznany. Dwukrotnie wyślizgnął się w ostatniej sekundzie: w 2001 r. w Mezzojuso wymknął się z otoczonego przez policjantów domostwa, podobnie w 2004 r. Raz pokazał się publicznie przebrany za biskupa. Zdołano tylko zarejestrować jego głos. W lipcu 2003 r. Provenzano pod nazwiskiem palermskiego emeryta Gaspare Troji pojawił się w prywatnej klinice w Marsylii. Fałszywe dokumenty sprokurował mu Francesco Campanella, przewodniczący gminnej rady w Villabate. Lekarze stwierdzili nowotwór prostaty i chcieli go natychmiast operować, ale pacjent się nie zgodził, mówiąc, że musi wrócić na Sycylię, ponieważ czekają na niego niecierpiące zwłoki sprawy. Kilka tygodni później przeprawił się przez Alpy ponownie. Tym razem został w Marsylii 19 dni. W tym czasie był dwukrotnie operowany – rachunek za pobyt i zabiegi szpital przesłał sycylijskiej kasie chorych. Dzięki karcie zdrowia pacjenta włoskim detektywom udało się ustalić, że boss ma 165 cm wzrostu i szramę na karku pozostałą po zabiegu wycięcia cysty. Rozmawiając z personelem, policjanci mogli zrekonstruować rysy poszukiwanego. Po raz pierwszy bowiem Provenzano pokazał swoją twarz publicznie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2006, 2006

Kategorie: Świat